środa, 30 maja 2012

16 Rozdział

Caroline:


        Ludzie mają różne, straszne problemy. Może chodzić o zdradę, nieodwzajemnioną miłość, brak funduszy, bieda, głód, choroby. To wszystko jest takie okropne, a ja przejmuje się najgłupszym na świecie, a dokładniej, to tym jak wyglądam. Przecież nie ma to znaczenia. Niby dla kogo to wszystko?
        Miałam iść z Matt'em, lecz zauważyłam, że cały czas patrzy na Katy, więc powiedziałam mu, by ją zaprosił póki jest jeszcze wolna. No i oto w ten sposób idę sama...
        Moje przyjaciółki mają partnerów, więc nie chce się przy nich kręcić. Mówiły, że jeżeli idę sama, to może pójdziemy we trójkę, ale odmówiłam. Nie jestem taka okropna, by niszczyć im randki, chodź nie mam nawet swojej. Odkąd jestem wampirem, to wszystko się zmieniło. Nie zaczepiam byle jakiego, ładnego chłopaka; miłość przychodzi do mnie sama, powoli, ale przychodzi. A może już przyszła?
         Chwyciłam telefon do ręki i patrzyłam na ekraniki na którym był napis: Klaus. Sama nie wiedziałam co zamierzam zrobić. Wpatrywałam bym się w niego dłużej, lecz usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu z moich ust wydobyło się słowo ,,proszę".
         W drzwiach stanęła mama. Oparła się o krawężnik i skrzyżowała ręce. Patrzyła na moją kreację i cicho się zaśmiała.
    - Aż tak źle? - Skrzywiłam się i w tym samym momencie spojrzałam na sukienkę.
    - Nie - uśmiechnęła się i usiadła na łóżku. - Wyglądasz ślicznie. Wiesz, ja nigdy nie miałam okazji założyć czegoś takiego; nie jestem stworzona do sukienek.
          Usadowiłam się kawałek za nią i uklękłam na swoich kolanach, by nie pomiąć sukienki.
    - Ale do ślubu jakoś doszłaś. - Zaśmiałam się, a ona zawtórowała mi. Tak dawno nie rozmawiałyśmy, a tym bardziej śmiałyśmy się.
    - Ledwo, ale doszłam. - Położyła mi dłoń na kolanie. - Mam nadzieję, że i ciebie kiedyś zobaczę przed ołtarzem.
    - Na początku chce znaleźć miłość, tak jak ty...
    - Tyle z tego, że ja wyszłam za geja. - Ponownie wybuchłyśmy śmiechem.
           Mama spojrzała na zegarek, a mój wzrok także powiódł w tamtą stronę. Była siódma czterdzieści pięć. Podniosłam się leniwie z łóżka i ubrałam czarne szpilki. Ponownie przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i z wielką nadzieją, że to wszystko się szybko skończy ruszyłam w stronę szkoły.
            Teraz każdy może mi zadać pytanie po co tam idę skoro nie chce; śmiało. Obiecałam Elenie i Bonnie, że będę i do tego przygotowania sali nie mogą pójść mi na marne. Muszę zobaczyć swoje arcydzieło. Namęczyłam się przy nim i do tego Rebekah ciągle narzekała wszystko jest nie tak. Myślałam, że dłużej nie wytrzymam! Nie rozumiem, jak ktoś taki jak Klaus, może za siostrę mieć taką wiedźmę!
            Nie mogłam już wyklinać tej ździry, bo znalazłam się przed szkołą. Szybko wysiadłam z samochodu i poszłam w stronę sali gimnastycznej, gdzie to wszystko miało się odbyć. Po drodze zauważyłam, że nie ma aut moich obu przyjaciółek, ale za to ich partnerów jak najbardziej: Stefana i Petera.
            Nie miałam okazji zobaczyć tego Petera, lecz miałam nadzieję, że dziś go poznam. Gdy widziałam oczy Bonnie, jak o nim mówiła... myślałam, że gwiazdy wpadły jej do nich. Jest zakochana, rozumiem ją jak najbardziej.

Klaus:


            Siedziałem sobie na skórzanej kanapie, popijając martini. Patrzyłem się, jak języki ognia szaleją w kominku. Przed oczami miałem cały czas Caroline i właśnie ona mi je przypominała. Jest spontaniczna, tajemnicza tak jak one. Do tego można dołożyć jeszcze piękna i wiele, wiele więcej komplementów.
            Nie rozumiałem tego, co się dzieje wewnątrz mnie. Nie czułem jeszcze nigdy tak silnego uczucia, które mógłbym żywić do drugiej osoby; gdyby ktoś wcześniej, na przykład sto lat temu, powiedział mi, że coś takiego mi się przytrafi, wyśmiałbym go momentalnie, lecz teraz nie umiałbym, ponieważ to przeżywam.
            W moich dłoniach znalazł się ołówek i szkicownik. Znałem już to co pragnę tam zamieścić, ale nie miałem pojęcia w jakiej postaci. Przed oczami latał mi jej uśmiech i nawet nie spostrzegłem, co zaczyna się ukazywać na papierze.
            Lekko jeździłem ołówkiem po papierze i po chwili ukazał się śliczny szkic. Pełne wargi i piękne, białe perły w uśmiechu. Każdy szczegół był ukazany. Patrzyłem się na to co stworzyłem i zdałem sobie sprawę, że i tak nie pokazuje tego szczęścia błyskającego z niej. Nawet gdy pojawiała mi się przed oczyma z tym pięknym łukiem do góry, nie dawało mi to satysfakcji. Pragnąłem ujrzeć go na żywo.
            Nagle usłyszałem mój telefon, który wygrywa dzwonek i od razu wiedziałem kto to. To co ustawiłem na sygnał bardzo mnie rozśmieszyło. ,,Nie odbierać, dzwoni Samara". Podniosłem się z kanapy i podniosłem słuchawkę do ucha.
    - Czego chcesz Rebekah?
    - Może trochę grzeczniej!
    - Streszczaj się - nie miałem ochoty się z nią sprzeczać.
    - Twoja Barbie siedzi sama przy stole i psuje wszystkim humory, więc bądź tak łaskawy i ją stąd zabierz!
    - Jak może wam psuć humory, jak ona tylko siedzi? - Byłem zdziwiony tym co usłyszałem.
    - Każdy zbiera się koło niej i pyta czy wszystko jest dobrze, a mnie to wkurza.
    - Wiem Rebekah, że lubisz być w centrum uwagi, ale...
    - Nie chcesz jej zobaczyć? - Nie odzywałem się przez chwilę. Zmarszczyłem czoło i dopiero po chwili odpowiedziałem:
     - Będę za około dwadzieścia minut. - I rozłączyłem się.

Caroline:


        Myślałam, że będzie okropnie, a jest wręcz przeciwnie. Cały czas jestem na parkiecie, gdyż  każdy chłopak prosi mnie do tańca. Do wszystkich doszła już wiadomość, że zerwałam z Tylerem, lecz nikt nie wiem czemu.
        Nawet on mi nie przeszkadzał, a myślałam, że gdy tylko zobaczę Tylera popłaczę się przy wszystkich. Nawet nie bolało mnie to, że jest tu z tą swoją dziwką. Jedyne z czego się ucieszyłam, to to, że nie ma tu Klausa. Zabiłby go i chodź po mimo tego, że mnie zdradził, nie chciałam by umierał i to tylko ze względu na panią burmistrz.
    - I jak się bawisz? - Usłyszałam za sobą głos Eleny.
    - Jest bardzo fajnie, nawet nie przypuszczałam, że mogę się dobrze bawić!
    - To dobrze! - Elena się zaśmiała. - Chodź!
    - Gdzie? - Spojrzałam na nią zdziwiona.
    - Czas poznać chłopaka Bonnie.
         Już są razem? Czemu mi nic nie powiedziała? No tak! Ona i Elena zawsze nawzajem mówią sobie sekrety, a ja dowiaduje się dopiero dwa dni później. Czasem nawet od kogoś. Czuję się czasem jak trzecie koło u wozu.
         Poszłam za Eleną. Przyłączył się też do nas Stefan, który objął ją w pasie. Czyżby i to mnie ominęło? Miałam ochotę zawrócić i wybiec z sali z płaczem.

________________________________________________________________________

Rozdział krótki, bo szkoła. Wiem, że to głupie wytłumaczenie, ale do tego dochodzą jeszcze zawody z piłki ręcznej i jestem tak zmęczona, że potem nie mam sił pisać! Ogólnie rozdział mi się nie podoba i nie jestem zadowolona, lecz komentujcie! 

niedziela, 27 maja 2012

Wiadomość

        Następny rozdział może będzie za dwa dni, ale nie wiem dokładnie. Jak będzie mało komentarzy, to kolejne rozdziały będą o wiele później dodawane, a jak będzie ich dużo, to będą szybko, bo mam dużo pomysłów, tylko brak mi waszego wsparcia.
         To także tyczy się mojego drugiego bloga: KLIK

         Miałam to zrobić już dawno, ale zrobię teraz. O to blogi które czytam i polecam:

http://caroline-klaus-love-story.blogspot.com/

http://rose-emmett-other-story.blogspot.com/

http://the-vampire--diaries.blogspot.com/

http://klaus-caroline.blogspot.com/

http://niklaus-caroline.blogspot.com/

http://caroline-klaus.blogspot.com/

http://esme-carlisle-story.blogspot.com/

http://odsiecz-ciemnosci.blogspot.com/

http://let-start-with-forever.blogspot.com/

          Ps: Kolejność jest przypadkowa.


          Mam nadzieję, że będzie więcej komentarzy, bo nie wiem czy to czytacie, więc was o nie bardzo proszę i przepraszam, jeśli ta wiadomość jest dla was idiotyczna.
 

piątek, 25 maja 2012

15 Rozdział

Caroline:


      Stąpam powoli po miękkiej, zielonej trawie, a w koło mnie znajdowały się drzewa. Nie widać słońca, lecz jest jasno. Moje bose stopy są zadowolona z podłoża; biała, letnia sukienka bez ramiączek faluje na różne strony. Nie zatrzymuję się, a za każdym krokiem zbliżam się do celu. Nie wiem jaki to ten ,,cel", ale coś mnie ciągnie właśnie przed siebie, więc mogę to tak nazwać.
      Ujrzałam jasne światło, które razi w oczy. Waham się przez chwilę, ale idę w jego stronę; czuję od niego ciepło.
   - Caroline, kochana. - Do moich uszu doszedł cichy i troskliwy głos Klausa.
      Nagle znajduję się w jego ramionach. Jest mi tak przyjemnie. Nagle w żebrach coś mi strzeliło i poczułam okropny ból. Znowu to samo, a uścisk się zaciska.
   Otworzyłam oczy i znalazłam się w moim pokoju. Położyłam się na plecach, bo do tej pory leżałam bokiem.
   - To tylko sen... Tylko sen - powtarzałam to sama do siebie.
       Pierwszy raz przyśnił mi się Klaus. Byłam przerażona tym, że tam tak mnie uwiódł, a potem zamierzał zabić. A może właśnie o to chodziło? Czyżby on chciał mnie zabić?
       Podniosłam się i usiadłam na łóżku. Chwyciłam się lewą dłonią za czoło. Patrzyłam na lusterko, które było na wprost mnie. Przyglądałam się sobie i dopiero ujrzałam to coś. Było śliczne i błyszczało pod wpływem księżyca. Srebrny naszyjnik był bogato zdobiony, ale nie był zbyt upchany różnymi świecidełkami; miał cienki sznureczek, lecz opadające na pierś sreberka wyglądały cudownie.
       Dotknęłam go opuszkami palców i spojrzałam na okno. Było otworzone, a biała firanka była rozwiewana przez wiatr. Był tu, przeszło mi przez głowę. Jednak na pewno to nie on wdarł się do mojego snu, tylko kto inny. Wyczuwałam tu oby zapach*.
       Nie mogłam spać, więc wstałam i podeszłam do okna. Oparłam się o parapet i długo patrzyłam na księżyc, który wyjątkowo dziś był cudowny. Jest pełnia. Po chwili zamknęłam dostęp świeżego powietrza, gdyż poczułam na szyi oddech. Gwałtownie się odwróciłam, ale nikogo tam nie było.
       Zdjęłam naszyjnik i rzuciłam go na łóżko. Chciałam oprzeć się o ścianę, ale oparłam się o coś innego. Był to człowiek, a może lepiej powiedzieć wampir? Chwycił mnie w tali, a ja nie potrafiłam mu się wyrwać, było to niemożliwe - był zbyt silny.
   - Nie podoba ci się? - Usłyszałam za sobą anielski głos, przy który moje nogi miękły, a głos drżał.
   - Jest piękny - odpowiedziałam pewnym głosem. - Ale nie mogę go przyjąć. - Wciąż byliśmy w tej samej pozie.
   - Dlaczego?
   - Nie chcę prezentów od ciebie i nie powinnam ich przyjmować.
       Obrócił mnie tak, abym patrzyła w jego oczy. Mogłabym utonąć w jego niebieskich oczach.
   - Są ciebie warte, więc powinnaś je przyjąć.
   - Nie!
   - Caroline... - Próbował coś powiedzieć, lecz mu nie pozwoliłam.
      Złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek. Czułam się jak w niebie. Jego język był moim parterem w tym tangu zakochanych. Słowami nie można było wyrazić, jak się czułam.
      Nagle oderwałam się od niego i obrócona plecami do Klausa, podeszłam do szafki nocnej. Głowę miałam spuszczoną.
   - Coś się stało? - I znów usłyszałam ten troskliwy głos, jak w moim śnie.
   - Dlaczego to robisz? - poczułam jak po policzku spływa mi samotna łza.
   - Nie rozumiem...
   - Dlaczego przy tobie czuję się taka spełniona, szczęśliwa... Nie mogę przestać o tobie myśleć... Każdy twój gest wobec mnie działa jak narkotyk i nie mogę mu się oprzeć, chodź wiem, że i tak mnie porzucisz.
      Łza nie była już taka samotna. Dołączyło do niej całe stado.
      Ktoś stał za mną, dość blisko, lecz nie stykał się ze mną. Dobrze wiedziałam kto to. I znów to samo uczucie... Nie potrafiłam się go pozbyć.
   - Nigdy cię nie opuszczę, słyszysz? Nigdy! - Mówił to tak szczerze.
      Usiadłam na łóżku i patrzyłam w jego smutne oczy. Nigdy nie widziałam go tak załamanego. Czyżby cierpiał przeze mnie?
   - Przytul mnie... - Wyszeptałam ledwo słyszalnym głosem, który łamał mi się przy każdej wypowiedzianej literce.
      Usiadł obok mnie i pozwolił mi położyć swoją głowę, na jego torsie. Jedną ręką objął mnie w pasie, a drugą głaskał po głowie. Złożył na moich włosach pocałunek i nie odrywał ust, tylko trzymał je tam cały czas. Wiedziałam dobrze, że właśnie tak mogłabym spędzić całą wieczność. Z nim...


      Obudziłam się sama pod kołdrą. Nie było po nim śladu. Dotknęłam odruchowo szyi i znajdował się tam, tak jak powinien. Nie zamierzałam już nigdy ściągać tego naszyjnika. Przypominał mi on o nim, gdy go przy mnie nie było.
      Wstałam i od razu poszłam w stronę łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Ubrałam na siebie czarne spodenki i na to tunikę w kwiatki. Nie obyło się bez szpilek tego samego koluru co shorty. Włosy tym razem upięłam całkowicie inaczej niż zazwyczaj. Był to bowiem dość luźny warkocz na bok.
       Gotowa zabrałam ze sobą kluczyki i telefon i pojechałam w stronę szkoły. Dziś nie mieliśmy lekcji, lecz trzeba było przygotować salę do końca.
        Każdy był przydzielony to innego zadania. Ja miałam rozwieszać ozdoby z kilkoma dziewczynami w tym z Bonnie.
   - Masz co założyć na dyskotekę? - Zagadała mnie moja ulubiona czarownica.
   - Jasne. A ty?
   - Tak, ale boję się, że będę głupio w tym wyglądać... - Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.
   - Kto to? - Zapytałam z uśmieszkiem na twarzy.
   - Nikt taki...
   - Bonnie! - Wiedziałam, że o kogoś chodzi.
   - Naprawdę Caroline, to nie żaden ktoś, ani coś - zdziwiła mnie jej odpowiedź, ale zabrałam się do nadmuchiwania kolejnego balona.

__________________________________________________________

Rozdział nie za długi, ale zbliża się wystawienie ocen, a niektóre trzeba poprawić, więc sami wiecie... Liczę na dużą ilość komentarzy!

poniedziałek, 21 maja 2012

14 Rozdział

Caroline:


    Zapukałam lekko do drzwi, ale i tak wiedziałam, że któryś z Salvatorów mnie usłyszy i łaskawie mi otworzy.
  - Idę jej otworzyć - usłyszałam Stefana.
  - Cii... Może jak będziemy cicho to sobie pójdzie.
  - Damon! Słysze cię ty idioto! - nagle ktoś mi otworzył i zobaczyłam przed sobą jego mość we własnej osobie.
  - Witaj barbie - zaśmiał się, a ja ominęłam go i weszłam do salonu, gdzie byli już wszyscy wraz z Bonnie i Mattem.
    Usiadłam na fotelu. Stefan kucał przy kominku, a Elena podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Moja druga przyjaciółka klęczała przed jakąś książką.
  - Więc, jakie plany z tym balem? Wiecie co planują? - chciałam mieć to spotkanie już za sobą, ale wiedziała, że tak szybko to nie zejdzie.
  - Nie - odparła Elena i oddaliła się od kominka. Wszyscy zajęli miejsca siedzące, oprócz Damona, który chodził po pokoju ze szklanką whisky.
    Coś mi podpowiadało, że to miał być zwykły bal, a nie jakiś ich chory plan. Tak bardzo nie chciałam tam iść, bo moją obawą było to, że spotkam tam Klausa. Sama już nie wiedziałam czy coś do niego czuję. Skrzywdził mnie tym, że tak łatwo się pocieszył, lecz potem mi wmawiał, że przez naszą kłótnie tak się stało. Wciąż po głowie krążyło mi tylko jedno pytanie, jak ktoś taki jak Klaus mógł by się we mnie zakochać? Przecież to nie było do pojęcia. Możliwe, że coś tam do mnie czuł, ale boję się, że to tylko na chwilę i on wróci do swojej rzeczywistości, a mnie porzuci. Nie dałabym rady potem żyć normalnie, gdyż jednak jest między nami coś, co iskrzy i to mocno; przynajmniej ode mnie do niego.
  - Caroline! - ze zamyśleń wyrwała mnie Bonnie.
  - Tak? - popatrzyłam na nią pytająco.
  - Więc zajmiesz się Klausem, dobrze? - dlaczego to zawsze ja miałam robić takie rzeczy?!
  - Jasne - powiedziałam to z udawaną obojętnością, chodź tak naprawdę w środku krzyczałam na cały głos: tylko nie ja, błagam!
  - Damon zajmie się... - nie słuchałam już dalszej rozmowy, prowadzonej przez moich przyjaciół, tylko zagłębiłam się w swojej głowie. Nie wiedziałam jak bym mogła podejść Klausa tak, by nic się nie wydarzyło. Wiedziałam, że nie będzie to proste.

Klaus:


    Opierałem się o stół i przyglądałem się , jak marni ludzie pracują dla mnie. Skrzyżowałem ręce i oczekiwałem teraz tylko na moją rodzinę.
    Mój prezent był już na swoim miejscu, teraz miałem tylko nadzieję, że pewna, niesamowita osoba przyjmie go z uśmiechem na twarzy, który tak bardzo kochałem. Nagle drzwi wejściowe uderzył o ścianę z wielkim hukiem. Nie musiałem długo myśleć nad tym kto to.
   - Kol - oderwałem się od stołu i powędrowałem w stronę korytarza.
   - Klaus, jak dobrze cię... Nie, jednak to nie dla mnie - mój brat zaśmiał się pod nosem i chwycił w ręce jeden z moich rysunków, na których znajdowała się Caroline. - A któż to? Będę miał nową siostrzyczkę? - wyrwałem mu to z dłoni i odłożyłem na swoje miejsce. - Caroline Forbes... Caroline Mikaelsson...
   - Pragniesz mieć nową dziewczynkę do wkurzania?
   - Nie wydaje mi się by Becce to przeszkadzało.
   - Nie pamiętasz już tysiąc osiemset dziewięćsetnego czwartego? - przypomniałem mu ten rok, bo to wtedy Rebekah podpaliła cały dwór, gdzie znajdował się Kol, za to, że naśmiewał się z jej życia seksualnego.
   - Och, tak. Pamiętam... Piękne czasy, nieprawdaż?
   - Dla kogo piękne, dla tego piękne - oboje odwróciliśmy się w stronę drzwi do jadalni. Stała tam nasza siostra, Rebekah.
    Szła powoli w naszą stronę, a dokładnie do Kola. Po jej minie można było wywnioskować, że jest wściekła na niego, ale zarazem rozbawiona tą całą sytuacją. Zatrzymała się przed nim i dzieliły ich teraz tylko centymetry.
  - Becca, moja kochana siostrzyczka.
  - Odpuść sobie, Kol - popatrzyła mu w oczy, a potem obróciła się na pięcie w moją stronę. - Gdzie Elijah?
  - Niedługo powinien przyjechać, tak myślę - podszedłem do barku. - Ktoś chce martini? - podniosłem butelkę z alkoholem.
  - Chętnie - mój brat wyminął Rebekah i rozsiadł się na fotelu.
    Nalałem do dwóch szklanek martini i dodałem do tego po dwie kostki lodu. Podszedłem do Kola i także usiadłem. Podałem mu napój, a Becca stała w miejscu  z założonymi rękami.
  - Zamierzasz tam sterczeć cały dzień? - zapytałem z uśmieszkiem na twarzy.
  - Idę na zakupy - wyszła z domu w wampirzym tempie, a po kilki sekundach usłyszałem jak moje auto odjeżdża.
   
Caroline:


    Wyszłam z domu Salvatorów i udała się prosto do mojego ulubionego sklepu. Miałam zamiar kupić dwie sukienki na dwie okazje. Pragnęłam mieć jedną czarną, a drugą, bardziej elegancką, czerwoną. Najgorsze są ceny, ale za pomocą uroku mogłam spokojnie obniżyć cenę. Nie chciałam kraść, dlatego płacę przynajmniej połowę.
    Weszłam do dużego sklepu, gdzie od razu można było ujrzeć mnóstwo kobiet, a czasem nawet z mężczyznami, którzy znudzeni marudzili. Klaus zawsze wybierał ze mną, a nawet ze mnie. Był idealny i każda by go pragnęła, ale wiedziałam, że to trudne. To było dziwne, że wybrał mnie, chodź na chwilę, to było to dla mnie niesamowite.
  - Mogę w czymś pomóc? - podeszła do mnie sprzedawczyni z uśmiechem na ustach.
  - Tak. Czy są jakieś czerwone suknie na różne przyjęcia?
  - A o jakie pani dokładnie chodzi?
  - Hym... Coś w stylu balu - kobieta pokiwała znaczącą głową, że wie o co chodzi.
  - Przykro mi, ale dziś pewien mężczyzna wykupił ostatnią - nie traciłam jednak nadziei.
  - A kiedy dostawa?
  - Dopiero za tydzień, przykro mi. Lecz mamy jeszcze śliczne kremowe sukienki, chce pani zobaczyć?
  - Tak - nie marzyłam o takim kolorze, ale to nie miał być jakiś specjalny bal, więc co mi tam.
    Sprzedawczyni pokazała mi piękną sukienkę bez ramiączek, oczywiście kremowa. Po boku miała falbanki, które kończyły się u samego dołu z odrobiną srebra. Była śliczna; teraz jeszcze tylko jedna i koniec zakupów. Całkowicie z głowy wyleciały mi dodatki. Możliwe, że znajdę coś w swojej szafie, gdyż nie chciałam przesadzać z wydatkami.
    Druga zaś była cała pokryta koronką i tylko zasłaniał biust, talię i biodra czarna sukienka pod spodem. Wszystko było razem fajnie złączone, niestety była z długim rękawem, ale na szczęście i tam była koronka.
    Za oba stroje powinnam zapłacić ponad trzysta dolarów, ale dzięki hipnozie cena wynosiła tylko połowę danej sumy.

_______________________________________________________________________

I oto 14 rozdział! Dziękuje za ponad 5000 tysięcy wejść! To dla mnie dużo znaczy, ale niestety chodź jest dużo wejść, to nikt tego nie komentuje. : ( Mam dalej pisać?

środa, 16 maja 2012

Rozdział 13

Caroline:


    Obudziłam się o siódmej, oczywiście nie sama; kiedy usłyszałam budzik nad swoją głowę, spadłam na ziemię, ponieważ leżałam na samy krańcu łóżka. Podniosłam się szybko i uświadomiłam sobie, że mam dwie godziny przed pójściem do szkoły. Nie było u nas żadnych rozpoczęć na nowy rok szkolny, tylko wcześniej dostawaliśmy kartki, co mamy przygotować.
    No tak, to mój ostatni rok w liceum, przeszło mi to przez myśl przy ścieleniu mojego posłania. Z jednej strony było mi smutno, że to wszystko się skończy, każdy pójdzie w swoją stronę, lecz jak by popatrzeć w taki sposób, że obróci się o sto osiemdziesiąt stopni moje myśli, to można powiedzieć, że się cieszę.
    Poszłam do kuchni i wyciągnęłam woreczek z krwią. Otworzyłam go, a do moich nozdrzy dostał się przyjemny zapach. Nie czekałam ani chwili dłużej, tylko pozwoliłam , temu niesamowitemu, życiodajnemu płynowi swobodnie płynąć i rozgrzewać mój przełyk. Dawno się nie żywiłam, dlatego opróżniłam jeszcze drugi woreczek, a następnie oba wyrzuciłam do kosza. Zastanawiałam się nad trzecim, ale byłam pełna; bałam się tylko o to, czy z głodu kogoś nie zaatakuje.
 
    Gotowa wyszłam z mieszkania zabierając ze sobą potrzebne rzeczy. Wsiadłam do auta i ruszyłam w stronę szkoły. Nie byłam dziś zbyt chętna do spotkania się z przyjaciółmi, do tego muszę kupić sobie dziś suknię. Bal na rozpoczęcie roku będzie w sobotę, więc muszę coś znaleźć zanim wszystko wykupią.
    Zaparkowałam na parkingu szkolnym i poszłam od razu do klasy w której właśnie miałam mieć lekcję, by nie spotkać nikogo na korytarzu; miałam dużo do przemyślenia po wczorajszej nocy. Czułam, że Klaus naprawdę coś do mnie czuje, lecz boi się tego powiedzieć na głos.
    Dopiero teraz zauważyłam, że dzwonek już zadzwonił, a lekcja trwa około pięciu minut. Usłyszała z prawej strony, jak ktoś mnie woła. Matt. Bezdźwięcznie zapytał mnie, co się stało, a ja machnęłam ręką, że to nic.
  - Caroline Forbes proszona do sekretariatu - nie wiedziałam o co chodzi, ale głos z radiowęzła mówił sam za siebie.Czyżbym coś zrobiła? Wstałam od biurka i ruszyłam powoli w stronę gabinetu. Szłam wzdłuż długiego korytarza, a następnie skręciłam na prawo i weszłam do pokoiku, gdzie ujrzałam...
    Co on robił tu?! Nie wierzyłam własnym oczom, że siedzi tu i uśmiecha się jak nigdy nic do sekretarki. Nagle wstał i odsunął delikatnie krzesło i podszedł do mnie. Patrzyłam na niego z gniewem w oczach, ale w środku czułam motylki.
  - Caroline, na nas już pora- stałam jak otępiała; nie miałam pojęcia o co mu może chodzić. - Zwolniłem cię z lekcji. Będziesz pod moją opieką - teraz zorientowałam się, że ta kobie została zahipnotyzowana. Nie wiedziała, że on może zrobić coś takiego.
  - Nigdzie nie idę! - powiedziałam to stanowczo, a Klaus się zaśmiał. Ten śmiech był taki cudowny...
  - Na pewno? - popatrzył na mnie. - Muszę ci się jakoś zrekompensować, co ty na to? - długą chwilę się zastanawiałam, ale złamał mnie. Przewróciłam teatralnie oczami i wyszłam z sekretariatu.
   Kiedy byliśmy już sami, a dokładnie przed szkołą, to odwróciłam się do niego, a on natychmiastowo zatrzymał się. Spojrzałam na niego z gniewem w oczach.
  - Co ty wyprawiasz?! - wrzasnęłam na tyle głośno, by nikt tego nie usłyszał, lecz by on widział, że jestem wściekła. - Myślisz, że możesz tak sobie przyjść i po prostu zwolnić mnie z lekcji? Moje zdanie też się liczy, w tym momencie nie mam ochoty patrzeć na ciebie! -schowałam twarz w dłoniach; nie chciałam widzieć jego miny.
    Nagle na nadgarstkach poczułam ciepły uścisk, ale nie za mocny. Moje ręce powoli osuwały się z mojej twarzy. Wyrwałam je i odsunęłam się kilka kroków w tył.
  - Caroline... - wyszeptał. Wysunął w moją stronę dłoń, bym podała mu swoją.
  - Zostaw mnie w spokoju! - obróciłam się i wampirzym tempem uciekłam w stronę parkingu.
    Oparłam się o mój samochód, przy czym usiadłam na ziemi, a dokładnie to się osunęłam. Poczułam na policzkach piekący płyn, który leciał teraz z ogromną szybkością.
  - Tylko potrafisz płakać, idiotko! - wyzywałam sama siebie.
     Czy go kocham? Sama nie wiem, przecież to mój wróg, lecz czuję jakby łączyła nas jakaś więź.

Klaus:


    Stałem w miejscu jakby ktoś przykleił mnie do podłoża. Cały czas patrzyłem w stronę, gdzie pobiegła Caroline. Wiedziałem, że nie powinienem jej gonić. Ona potrzebuje czasu, a ja jak jakiś kretyn myślę, że wszystko jest dobrze.
    Wsiadłem do mojego samochodu trzaskając drzwiami. Wyznaczyłem sobie w głowie mój cel podróży. Pragnąłem ujrzeć na jej twarzy zdziwienie, szczęście... Była idealna pod każdym względem. Tylko idiota mógł stracić taką dziewczynę; nie zamierzałem dać tak po prostu jej odejść.

    W pięć minut znalazłem się na miejscu. Auto postawiłem blisko sklepu, który wydawał mi się najodpowiedniejszy. Weszłem do niego pewnym krokiem i już przed nim usłyszałem muzykę, która miała tylko zachęcać do kupna. Gdy przekroczyłem próg, od razu przywitała mnie sprzedawczyni; podeszła do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
  - Czy mogę jakoś panu pomóc? - przeważnie wolałem sobie radzić sam, ale w tym przypadku przyda mi się kobieca ręka.
  - Jeżeli byłaby pani tak uprzejma - zaśmiała się cicho.
  - A na jaką okazję ma być strój?
  - Uroczysty bal, a także druga na zwykłą potańcówkę, Meg - przeczytałem to imię z tabliczki na jej piersi. Zobaczyłem rumieńce na twarzy kobiety, która ponownie się zaśmiała.
  - Proszę za mną. Mamy mnóstwo cudownych sukni, a w jakich najbardziej gustuję dziewczyna? - najwyraźniej wiedziała, że to nie dla mnie. Raz miałem przypadek, że kupowałem Rebekah suknię, to kobieta zapytała się o mój rozmiar.
    Meg pokazywała mi mnóstwo różnych, nudnych sukienek. Żadna nie przykuła mojej uwagi, aż w końcu ujrzałem tą, która przypadła mi najbardziej do gustu. Te wszystkie różowe, błękitne, białe i pomarańczowe nie miały z nią najmniejszych szans. Wyobraziłem sobie w niej Caroline; wyglądała jak Anioł w ludzkiej postaci w każdej rzeczy, jaką miała akurat na sobie. Wystarczyło mi tylko znaleźć jeszcze jedną i mogłem iść.

Caroline:


    Wyczerpana psychicznie, wróciłam do domu gdzie powitała mnie mama z jakimś listem w ręce. Rzuciłam torbę na ziemi i chwyciłam go. Na początku spojrzałam na nią, gdyż było to jakieś zaproszenie.
  - Co to? - zapytałam z uśmiechem na twarzy. Kochałam różnego rodzaju przyjęcia.
  - Zaproszenie. Nie otworzysz? - popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Dobrze wiedziała, że  uwielbiam te uroczyste bale od małego.
    Powoli otworzyłam kopertę, tak by jej nie zniszczyć. Gdy ujrzałam zawartość, mina mi zrzedła.
  - Nie idę.
  - Dlaczego? - oddałam jej list i ruszyłam w stronę pokoju, zabierając ze sobą torbę.
  - Nie mam ochoty.
    Nie minęła chyba minuta, a poczułam wibrujący telefon w mojej kieszeni.
  - Halo?
  - Hej, Car. Tu Elena.
  - Cześć.
  - Dostałaś...
  -...zaproszenie? - dokończyłam za przyjaciółkę.
  - Tak. Idziesz?
  - Nie, nie mam na to żadnej ochoty.
  - Stefan i Damon planują iść. A jeżeli pierwotni coś planują?
  - Trudno. To wasz interes.
  - Twój też!
  - Dobra! Przyjdę, ale tylko ze względu na was.
  - Dziękuje. Będziesz za godzinę u Salvatorów? 
  - Jasne - i tu nasza rozmowa się zakończyła. Miałam tylko jedną godzinę dla siebie i znowu zaczyna się cały koszmar. Pewnie ponownie pójdę na przynętę, by odwrócić uwagę Klausa, lecz on będzie na pewno zadowolony; boję się, że i ja również.

_____________________________________________________________________________

Rozdział krótki, ale obiecuję, że następny będzie dłuższy. Przepraszam za długą nieobecność, lecz sami wiecie SZKOŁA! Liczę na wasze komentarze!

piątek, 11 maja 2012

Rozdział 12

Caroline :


    Podjechałam pod dom Eleny i wysłałam do niej sms-a, że czekam pod jej domem. Nie musiałam długo siedzieć w moim samochodzie, gdyż moja przyjaciółka wybiegła z domu i wsiadła do auta. Wyglądała dość, sama nie wiem jak to opisać... Inaczej? Tak, to chyba dobre słowo. Miała na sobie dość wysokie szpilki, kremowa sukienka błyszczała się cekinami, a włosy miała spięte w kok.
  - Elena?
  - Tak? - dziewczyna popatrzyła na mnie pytająco i dopiero teraz zobaczyłam jej makijaż. Podkład idealnie pasował do skóry, a bronzer podkreślał kości policzkowe. Na ustach miała czerwoną szminkę, a oczy lekko podkreślone kredką z tuszem. Wyglądała cudnie!
  - A ty wiesz, że jedziemy do Grill'a, prawda? - popatrzyła na mnie zdziwiona, a ja ruszyłam w stronę wyznaczonego celu.
  - Tak. O co ci chodzi? - spostrzegłam, że się uśmiecha.
  - Wyglądasz...
  - Umówiłam się potem ze Stefanem, dlatego mam do ciebie prośbę.
  - Dawaj - byłam gotowa na wszystko, ale i tak wiedziałam o co mnie zapyta.
  - Podwieziesz mnie pod jego dom?
  - Jasne, a czy to nie on powinien przyjechać po ciebie na białym rumaku? - Elena szturchnęła mnie lekko w ramię.
  - No niby tak, ale chce mu zrobić niespodziankę - zaśmiałam się cicho. Przez resztę drogi nie zamieniłyśmy ani jednego słowa, ponieważ w pięć minut byłyśmy na miejscu.
    Wysiadłyśmy ze samochodu, po czym zamknęłam drzwi od auta i ruszyłam za przyjaciółką, która w tej chwili wchodziła do Grill'a. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Matt i Tyler. Nie tylko nie on, nie ma ochoty z nim rozmawiać.
    Tak jak się spodziewałam, zerwał się z miejsca i ruszył w moją stronę. Elena nic nie wiedziała, więc gdy ujrzała, że Tyler się zbliża posłała mi cwaniacki uśmieszek i ruszyła w stronę stolika, gdzie siedział Matt.
  - Caroline... - ominęłam go ze zgorzkniałą miną.
  - Zostaw mnie - tylko tyle potrafiłam powiedzieć do tego osobnika, który pospiesznie wyszedł z baru. Prawdopodobnie wysłuchano moich próśb. Przysiadłam się do przyjaciół, którzy popatrzyli na mnie pytająco. Dobrze wiedziałam, że w tej chwili powinnam im to wyjaśnić; nie, to oni chcieli wyjaśnień, a ja nie miałam zamiaru nic mówić.
  - Zamawiacie coś? - zapytałam z udawanym uśmiechem na twarzy, aby zbić ich z tropu, lecz niestety nie dali się nabrać.
  - Caroline - zaczęła Elena.- Co jest? - patrzyła na mnie z współczuciem.
  - Ja... Nie chce o tym mówić, dlatego nie psujmy tego pięknego wieczoru na takie głupoty.
  - Nie sądzę, aby były to głupoty, ale ok - Matt wzruszył tylko ramionami. - Ja martini, a wy?
  - Też - moja przyjaciółka westchnęła, gdyż była bezradna.
  - Whisky - powiedziałam to z wielki szczęściem na twarzy, ponieważ Elena odpuściła sobie pytania. - Pójdę zamówić - wstałam od stołu i podeszłam do baru.
    Usiadłam na krześle i czekałam, aż barman do mnie podejdzie. Obok siebie słyszałam tylko śmiechy zauroczonych dziewczyn, najprawdopodobniej jakimś facetem. Obróciłam się w stronę dobiegających do mnie dźwięków i zamarłam. Siedział do mnie tyłem, ale i tak wyglądał cudownie jak zawsze, do tego miał obok siebie damskie towarzystwo, które liczyło ponad pięć osób. Nie widział mnie; z jednej strony się cieszyłam, lecz z drugiej dowiedziałam się czegoś co mnie zabolało. On mnie nie kochał, byłam tylko na chwile... Poczułam w oczach mokry płyn, który z niezwykłą szybkością napływał, a następnie opadał po moich policzkach. Mężczyzna najwyraźniej usłyszał to, gdyż obrócił się w moją stronę, ale ja natychmiastowo obróciłam głowę i wstając, wybiegłam z Grill'a. Nic się dla mnie już nie liczyło. Kochałam go, a on tak po prostu umiał sobie znaleźć nowe towarzystwo, tak jak bym była niczym. Czułam się okropnie. Potraktował mnie tak samo ja Tyler.
   Przeszłam, a dokładnie to przebiegłam, przez ulicę i znalazłam się w parku. Usiadłam i skuliłam się pod jakimś drzewem; nie patrzyłam nawet na czym siedziałam, liczył się tylko ból, który zżerał mnie od środka. W koło siebie widziałam tylko zakochane pary, które spacerowały w blasku księżyca; najchętniej bym ich rozszarpała gdyż tylko psuli mój nastrój, który i tak był beznadziejny. Jednak wiedziałam, że to nie ich wina, lecz moja. Poczułam wibrację w kieszeni. Wyciągnęłam telefon komórkowy i spojrzałam na ekran. Elena... Nie odebrałam, nie miałam ochoty teraz z nikim rozmawiać.
   Poczułam na moim lewym ramieniu czyjąś dłoń; nie miałam siły, aby zobaczyć kto to. Przytuliłam się do tej osoby, ponieważ czułam, że mogę jej ufać.
  - Caroline... - usłyszałam ten anielski głos, za który oddałabym wszystko. Odepchnęłam się od niego i wylądowałam kilka centymetrów od...
  - Zostaw mnie, Klaus! - krzyknęłam, ale tak naprawdę znaczył to dla mnie ,,Przytul mnie i nigdy nie puszczaj''. W tej chwili, moje uczucia były mieszane. Jednak on nie dawał za wygraną, nie chciał mnie zostawiać. Chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie i przytulił mocno; czyżby czytał mi w myślach, a raczej w sercu?
  - Przepraszam - czułam na głowie jego oddech. - Nie chciałem tego, ale... To ty tak na mnie działasz - nie wierzyłam w to, co usłyszałam. - Kiedy wyszłaś, sam nie wiem co się ze mną stało - wstał, a ja równo z nim. Trzymał swoje dłonie na moich łokciach. Patrzyliśmy sobie w oczy.
  - Muszę sobie wszystko przemyśleć, to mnie zabolało. Przepraszam... - Klaus opuścił bezwładnie ręce; spojrzałam na niego jeszcze raz i poszłam w stronę auta. Nie patrzyłam za siebie, ale wiedziałam, że tam stoi.
   Mój telefon ponownie zawibrował, lecz tym razem odebrałam.
  - Tak?
  - Caroline! Gdzie ty jesteś?! - to była Elena.
  - Emm... Czekaj pod samochodem, zaraz tam będę. Przepraszam.
  - Jasne, ale mam nadzieję, że znowu mi nie uciekniesz. Czekam - i tu się rozłączyła, a ja spojrzałam na zegarek. Była druga trzydzieści trzy. Niesamowite. Siedziałam pod tym drzewem około pięciu godzin.

                                                                 *

    W domu od razu rzuciłam się na łóżko. Leżałam tak chwilę i dopiero teraz zauważyłam na mojej szafce nocnej małe pudełeczko. Usiadłam i zabrałam je, po czym otworzyłam. Znajdował się tam mój rysunek pod drzewem; siedziałam tam skulona i smutna. Ten szkic odzwierciedlał moje uczucia, które wtedy mną targały. Na drugiej stronie znalazłam krótką notkę.

                                   Caroline, przepraszam za wszystko.
                 Wybacz mi, proszę.


                                            Klaus


    Odłożyłam go na półkę i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam długi, relaksujący prysznic. Byłam zmęczona tym wszystkim co wydarzyło się w tym całym tygodniu. Jutro miał być początek roku szkolnego. Miałam nadzieję, że i wtedy znikną moje wszystkie problemy. Bałam się, że może być to dopiero początek, tylko czego?

_________________________________________________________________

I jak? Mam nadzieję, że się podoba. Dziękuje moim czytelnikom za te wszystkie miłe komentarze i zapraszam do komentowania.

niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 11

Klaus :


    Wszedłem z moją ukochaną na górę, a dokładnie do mojej sypialni, i przyłożyłem ją do ściany, jednocześnie zamykając drzwi. Pocałowałem ją lekko w usta, ale przeniosłem się na jej szyję. Caroline westchnęła z rozkoszy, a  ja tym razem nie zamierzałem pytać ją o zdanie. Czułem, że ona tego pragnie, tak samo jak ja.
    Rozpiąłem jej pasek, który był na tunice. Moja bogini odpięła mi jeden guzik u koszuli, ale tylko tyle. Przymknęła swoje cudowne oczy i poszukała, za pomocą dłoni, moich ust; złożyła na nich gorący, namiętny pocałunek. Nie przestawała; chwyciłem ją w tali i unosząc Caroline, zakręciliśmy się w koło, a następnie położyłem moją ukochaną delikatnie na łóżku, nie odrywając się od jej cudownych ust; było idealnie. Żadne z nas nic nie mówiło; słowa to było za mało.
   Leżałem na bogini; poczułem na skórze jej drobne palce, które rozpięły mi koszule, a teraz błądziły po całym moim tułowiu. Ponownie zamknęła oczy; powoli i ostrożnie pozbawiłem ją odzienia. Chciałem, aby ta chwila była inna, od tych wszystkich, gdyż Caroline nie jest taka, jak kobiety z którym spałem. To je różniło, że ją kochałem, a tamte były tylko na chwilę; dla zabawy.
    Moja ukochana wyrwała mi się z ramion i usiadła obok mnie na łóżku. Była prosta jak struna; z jej twarzy nie mogłem odczytać, o co może chodzić. Czyż bym zrobił coś źle? Dotknąłem lekko ramienia Caroline, a ona gwałtownie obróciła się w moją stronę; była przerażona, można było to odczytać w jej brązowych oczach. Chciałem zapytać się, co się stało, ale ona gestem wskazała, bym nic nie mówił i to zrobiłem. Wstała z łóżka i podniosła swoją bluzkę, którą założyła, a następnie przywdziała pasek i wyszła, jakby nigdy nic.
    Nie zapinając nawet koszuli, wampirzym tempem, znalazłem się przy drzwiach wyjściowych, a dokładnie przy niej. Wzdrygnęła się, ale zaraz się poprawiła. Spojrzałem w jej oczy, a ona, jak by na złość, obróciła głowę. Chwyciłem ją za podbródek i uniosłem go tak, by patrzyła na mnie; czekałem na wyjaśnienie.
  - Powiesz mi, co ci się stało? - byłem wściekły, że zrobiła ze mnie idiotę; poczułem się wykorzystany. Pozwoliłem ręce znaleźć się na dole; Caroline położyła mi dłonie na policzkach; popatrzyłem na nią, a ona na mnie.
  - Nie możemy - mówiła to tak spokojnie, jak by to nic dla niej nie znaczyło - co wszyscy na to powiedzą? Nie rozumiesz, nie dalibyśmy rady być ze sobą.
  - Rozumiem - zabrałem jej ręce z mojej twarzy - przejmujesz się tylko tym, co inni powiedzą. Dobrze, uszanuje to, a jeżeli mamy być wrogami to lepiej uciekaj, bo cię zabije - wiedziałem co mówię. To co usłyszałem przed chwilą z jej ust zdenerwowało mnie. Ujrzałem na jej twarzy przerażenie.
  - Nie mówię, że musimy być wrogami, ja...
  - Wynocha! - otwarłem drzwi na oścież, a Caroline stała w miejscu - na co jeszcze czekasz? - wyszła, a ja zatrzasnąłem za nią drzwi.
    Postanowiłem pojechać do " Grill ", jedynie to mogło mnie zrelaksować, a do tego jakieś żeńskie towarzystwo; na pewno bym nie pogardził. Zabrałem kluczyki i wyszedłem. Wsiadłem do auta i pojechałem w stronę baru.

Caroline :


    Weszłam do mojego pokoju przez okno i od razu rzuciłam się na łóżku; z oczu polały mi się słone łzy. Jestem skończoną idiotką! Co ja w ogóle sobie myślałam?! Kocham go i tylko to powinno się liczyć, ale wiedziałam, że już za późno, wszystko zepsułam, zresztą jak zawsze...
    Usiadłam na pościeli i otarłam mokrą twarz od płaczu. Wiedziałam dobrze, co teraz muszę zrobić. To było chyba jedyne wyjście. Przebrałam się w jakąś sukienkę, o której całkowicie zapomniałam, i włożyłam tam strój od Klausa. Przypięłam do niego jeszcze liścik i wyszłam z domu.
    Wsiadłam do auta i pojechałam w stronę jego domu. Było ciemno; cieszyłam się z tego, ponieważ nikt nie ujrzy moich czerwonych , od łez, oczu. Kątem oka spojrzałam na paczuszkę; nie wiedzieć czemu, przypominała mi ona Niklausa. Wszystkim wydawało się, że jest okropną hybrydą, ale ja widzę w nim coś więcej.
    Dotarłam pod jego dom. Zaparkowałam trochę dalej, by mnie nie zauważył; ku mojemu zdziwieniu nie był żadnego auta. Nie ma go, nawet lepiej, pomyślałam i wysiadłam z mojego samochodu. Podeszłam pod drzwi i chwilę tam stałam, lecz w końcu położyłam paczuszkę na wycieraczce i odeszłam.
    Wsiadając do auta, wyciągłam telefon i wybrałam numer Eleny. Zamierzałam wybrać się z nią gdzieś i dalej nie rozmyślać o Klausie. Tak, to jest mój plan! Po kilku sygnałach usłyszałam głos mojej przyjaciółki:
- Cześć Caroline! - była nadzwyczaj szczęśliwa, co wprowadziło i mnie w wesoły nastrój.
- Hej. Co robisz?
- Siedzę w domu i oglądam jakiś stary horror.
- To może pójdziemy do " Grill'a ", co ty na to?
- Jasne. Podjedziesz pode mnie?
- OK. Będę za dwadzieścia minut - i tutaj Elena się rozłączyła, a ja pojechałam w stronę jej domu. Marzyłam tylko o wieczorze spędzonym w gronie przyjaciół. Ja, Elena, Bonnie, Matt. Byłoby tak jak za dawnych czasów.

______________________________________________________________________

  Rozdział dość krótki, za co przepraszam, ale u mnie zbiera się na burze, a tak bardzo chciałam dodać ten rozdział. Teraz nie będzie już tak dużo rozdziałów, bo mam koniec wolnego. : ( Do tego jeszcze wywiadówka, dlatego nie wiem czy szlaban, ale chyba nie. Komentujcie!

piątek, 4 maja 2012

Rozdział 10

Klaus :


    Czekałem na Caroline pół godziny. Zeszła po schodach i usiadła obok mnie; podałem jej szklankę z krwią i sam sobie też zabrałem. Upiłem łyk i popatrzyłem na nią. Włosy miała upięte w kucyk, moja koszulka dobrze na niej leżała; była tylko trochę za duża, za to spodnie spadały jej, dlatego przyniosłem pasek.
- Co będziemy robić? - zapytała, oddając mi pustą szklankę.
- Co powiesz na zakupy? - przekręciła się na fotelu i potrzymała sobie głowę ręką.
- Zakupy? Co zamierzasz sobie kupić?
- Sobie? Nic ! Tobie, tak... - popatrzyła na mnie i się zaśmiała.
- Wiesz, że nie musisz.
- Tak , wiem. Ale ja chce - wstałem i chwyciłem ją za rękę. Zabrałem kluczyki i ubrałem czarną , skórzaną kurtkę. Wyszliśmy z domu, oczywiście najpierw otworzyłem drzwi dla Caroline.
    Pojechaliśmy w stronę miasta, gdyż moja willa była na poboczach. Zaparkowałem na parkingu i zapłaciłem w automacie za dwie godziny.
- No to , do jakiego sklepu idziemy? - popatrzyła na mnie, a ja wskazałem na sklep, który wydawał mi się najbardziej odpowiedni. Caroline popatrzyła na mnie zdziwiona, a ja nie miałem bladego pojęcia o co mogło jej chodzić.
- New Yorker? Żartujesz?
- Nie - zaśmiałem się i chwyciłem ją za rękę. Otworzyłem przed nią szklane drzwi i rozejrzałem się po sklepie. Chciałem kupić jej coś szykownego, z klasą, ale także coś , co by jej najbardziej odpowiadało. 
    Stałem w miejscu , a Caroline już była przy jakiś ciuchach. Podszedłem do niej od tyłu i przytuliłem w pasie. Zaśmiała się; pocałowałem ją w szyję.
- Wybrałaś sobie coś?
- Tak jakby - ucieszyło mnie to, gdyż chciałem potem sam coś zaproponować. Puściłem ją, a ona wyciągła brązowe rurki; od razu przed oczami stanęła mi w nich. Wyglądałaby na pewno cudownie. Zapytałem czy coś jeszcze; kiwnęła głową na tak. Teraz ujrzałem białą tunikę z rękawami trzy czwarte; skojarzyła mi się z koszulami, które nosiłem, gdy byłem człowiekiem, lecz te były w wydaniu damskim.
    Do tego wybrała brązowy pasek i czarne botki. Teraz była moja kolej by coś jej wybrać. W oczy rzuciła mi się biała, prześwitująca sukienka. Miała długi rękaw; jeden z nich odsłaniał ramię, kończyła się przed kolanami. Nie zastanawiałem się nad nią długo, tylko zabrałem ją z wieszaka.
    Caroline czekała na mnie przed kasą. Podszedłem tam i pokazałem jej to, co wybrałem. Popatrzyła na mnie, a z jej wzroku można było wywnioskować krótkie nie.
- Ile płacę? - zapytałem sprzedawczyni, a ta dopiero teraz spojrzała na mnie, na jej ustach pojawił się głupi uśmiech.
- Emm... - nie mogła wydusić z siebie słowa; policzyła koszt zakupów i wydukała - pięćset osiemdziesiąt siedem - wyciągnąłem z portfela podaną sumę i zapłaciłem. Dostałem zakup w dwóch czarnych torbach.  
    Przy samochodzie, co było pewne, Caroline zaczęła mówić, że nie powinienem za nią płacić, ale ja się tylko zaśmiałem i wsiadłem do auta.
- Możesz przebrać się na tylnym siedzeniu - mówiąc to, pokazałem na miejsce, o które mi chodziło. Posłusznie zrobiła to, bez ani jednego słowa sprzeciwu. Ubrała się dość szybko i wróciła na przednie siedzenie.
- No to, co teraz? - nie patrzyła na mnie, a ja na nią owszem.
- Może odwiedzimy sklep z bielizną? - zaśmiałem się, a Caroline popatrzyła na mnie karcąco.
- Tam, pozwól, będę zaglądać sama.
- Oczywiście, ale pamiętaj o czymś seksownym. Do tej sukienki co ci kupiłem, najlepsza będzie biała bielizna z koronką - prychnęła, a ja nie obyłem się bez śmiechu. 


Caroline :


    To zdanie trochę mnie rozśmieszyło, ale nie dałam tego po sobie poznać. Teraz zastanowiało mnie coś innego. Niedługo miało odbyć się przyjęcie, tak zwany bal, a ja nie miałam z kim iść. Trochę głupio było mi pytać Klausa, czy pójdzie ze mną, ponieważ co na to moi przyjaciele?
    No i znowu to samo! Sama sobie powiedziałam, że go kocham, a boje się reakcji wszystkich. Niby to będzie bal maskowy, więc...
- Klaus? - popatrzył na mnie, a ja wiedziałam, że zaczęłam, dlatego musiałam skończyć.
- Tak?
- Idziesz na ten bal maskowy?
- Z jakiej okazji?
- Na cele charytatywne - lubiłam takie coś, bo można wtedy było pomóc wielu osobom.
- Czyli coś na chorych ludzi?
- Chyba tak...
- Nie przepadam za takim czymś - czyli idę sama, bo Tyler to... Miałam o nim nie myśleć! Może Matt?
- Aha - nie mówiłam już nic więcej, tylko wyciągnęłam komórkę z kieszeni i zaczęłam pisać sms-a do Matt'a .


                                           Ja: Hej. Idziesz na ten bal?


Po chwili dostałam odpowiedź:


                          Matt: Tak, a co? Chcesz się wybrać ze mną?


                          Ja: No tak. To jak będzie ? Pójdziesz?
            
                          Matt: Jasne i tak nie miałem z kim iść.
                                Przyjadę po ciebie jutro o siódmej.


                          Ja: OK. Dzięki i cześć. 


    Nie odpisał, więc odłożyłem telefon do kieszonki u spodni. Klaus popatrzył na mnie, a ja się uśmiechnęłam.
- Z kim pisałaś?
- Z Matt'em - nie odpowiedział, ponieważ dojechaliśmy pod jego dom. Otworzył mi drzwi, a ja wysiadłam.
- Czyli zamierzamy przesiedzieć cały dzień u ciebie?
- Wolisz to robić na huśtawce? - popatrzyłam na niego, a on tylko się zaśmiał.
- Jesteś okropny!
- Tak, wiem - zabrał mnie na ręce i pognał w stronę swojej sypialni ze mną w jego ramionach. 


____________________________________________________


Nie jestem zadowolona z rozdziału, ale ocena należy do Was. Następny rozdział będzie w niedziele. Piszcie w komentarzach swoją ocenę i dziękuje Wam za te miłe komentarze, gdyż dzięki nim mam wenę. Mam pomysł na następny rozdział, dlatego ten musiał być taki nudny i przepraszam za to. Komentujcie!

środa, 2 maja 2012

9 Rozdział

Caroline :


   Patrzyłam na niego , a on na mnie . Czułam się zawstydzona , dlatego spuściłam głowę w dół . Całkowicie zapomniałam o moim wyglądzie  , gdyż z nim nie myślałam o niczym , tylko o tej chwili która wtedy trwała ; gdy się kłóciliśmy i kiedy było mi smutno . To jest dla mnie wspaniałe uczucie .
   Podniosłam się delikatnie z łóżka i stanęłam na jasnych panelach . Klaus usiadł na łóżku ; podparł się na jednej ręce i spojrzał na mnie pytająco .
- Jestem cała brudna - było mi spieszno do wyjaśnień , aby mnie nie odrzucił - lepiej wrócę do domu i się przebiorę.
- Nie - popatrzyłam na niego - pożyczę ci coś - zaśmiałam się .
- Ale... - i już go nie było . Usiadłam na wiklinowym fotelu i oparłam się na jedwabnej poduszce , która znajdowała się na oparciu . Przymknęłam powieki i pomyślałam , co ja właściwie tu robię z Klausem . Nie znałam odpowiedzi , nikt nie znał .
- Mam - otworzyłam oczy i ujrzałam go z długim T-shirtem - proszę - rzucił mi ją na kolana , a ja wstałam i rozkładając koszulę , popatrzyłam na nią .
- A dół ? - nie chciałam prosić o więcej , ale nie miałam zamiaru chodzić po jego domu w ciuchu , który nie sięga mi nawet do kolan .
- Nie ma - zaśmiał się , a ja obróciłam się do niego plecami i stałam ; nie ruszałam się .
- Coś nie tak ? - zapytał .
- Chyba nie myślisz , że przebiorę się przy tobie ! Wyjdź !
- Oczywiście , ale chciałbym ci przypomnieć , że widziałem więcej niż tylko cię w bieliźnie - ponownie zaśmiał się i wyszedł .
   Zdjęłam z siebie ciuchy i włożyłam koszulkę Klausa . Pachniała dokładnie jak on , czułam się jakbym miała go na sobie .
- Gotowa ? - z zamyśleń , wyrwał mnie ten cudny brytyjski akcent . Obróciłam się na palcach w jego stronę .
- Tak - popatrzył na mnie i uśmiechnął się - uważnie mi się przyglądasz , coś nie tak ?
- Wyglądasz cudownie , ale te liście . Czy to nie przesada ? - zdjęłam prawą ręką listek , najwyraźniej dębu .
- Mogłabym skorzystać z prysznica ?
- Tak , ale nie sama .
- Klaus... - dlaczego on to robi ? Podszedł do mnie w ludzkim tempie ; stanął za mną i chwycił mnie w tali .
- Proszę - szepnął mi do ucha , lekko dotykając je swoimi wargami . Obróciłam się do niego i w ten sposób znalazłam się w jego objęciach . Trzymał mnie w żelaznym uścisku . Spojrzałam na jego twarz ; miał minę dziecka , które bardzo czegoś pragnie . Zaś ja w tej sytuacji miałam być matką , która powie " TAK " lub " NIE " .
    Widać , moja bezczynność trochę go zdenerwowała . Wziął mnie na ręce i wampirzym tempem , ruszył w stronę łazienki .
- Nie czekasz nigdy na odpowiedź , prawda ? - usłyszałam jego śmiech . Weszliśmy do środka , a kiedy ujrzałam ją , zaniemówiłam . Ściana była pokryta kremowymi płytkami z brązowymi wzorami ; przypominały one węże . Sufit był biały , a na nim mieścił się biały kinkiet z szarymi , pofalowanymi  kreskami . Znajdowało się tam ogromne lustro z światełkami nad nim , a pod był zlew z szafeczką . Moją uwagę przykuła wielka , biała wanna i ogromny zielono-szary prysznic .
   Klaus postawił mnie na ciemno-brązowej posadzce . Rozejrzałam się po niej jeszcze raz dokładnie i znowu zadziwił mnie jej wygląd .
- Piękna łazienka... - poczułam na swojej skórze , a dokładniej na ramieniu , jego usta , które błądziły , ale potem znalazły się na swoim miejscu ; muskając moją szyję , powoli lewą dłonią ściągnął mi koszulkę . Nie sprzeciwiałam się . Czułam się niesamowicie , pragnęłam oddać mu się cała .
   Obróciłam się do niego . Stałam przed nim naga , ale nie czułam skrępowania . Przejechałam delikatnie po całych jego pełnych wargach , moje ręce zsuwały się niżej . Odpięłam mu jeden guzik u granatowej koszuli , która idealnie do niego pasowała .
- Caroline... - ujrzałam jego cudowny tors .
- Tak ? - popatrzyłam na niego .
- Na pewno tego chcesz ? Nie chce ponownie cię stracić , dziecinko - ujął moją twarz w okolicach policzków . Spojrzałam na niego , trwało to tylko chwilę , i uwiesiłam ręce na jego szyi , złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek . Nasze języki wykonywały przepiękny taniec . Na biodrach , poczułam jego dłonie .
- Wiem , czego chce - zdjęłam  z niego koszulę i zabrałam się za odpinanie paska , ale coś mnie zatrzymało . Jego dłonie znalazły się na moich . Popatrzyłam na niego zdziwiona .
- Nie , to złe .
- Czemu ?
- Nie chce zrobić czegoś , czego możesz później żałować - nie wierzyłam w to co usłyszałam . Kocham cię , pomyślałam i weszłam pod prysznic i usłyszałam zamykające się drzwi do łazienki .

Klaus :


    Sam nie wierzyłem w to co powiedziałem . Caroline jest dla mnie zbyt ważna , by od tak ją wykorzystać . Zamknąłem za sobą drewniane drzwi do łazienki i poszedłem do kuchni .
    Wyciągnąłem z lodówki dwa woreczki z krwią AB 0 i wlałem  ją do dwóch szklanek , które wyciągnąłem z kredensu . Usiadłem w salonie na kremowym fotelu , a napoje położyłem na drewniany stół i czekałem na moją Anielicę .

___________________________________________________________

I jak się podoba ? Dziękuje Wam za te wszystkie komentarze . Komentujcie i napiszcie co sądzicie o nowym tle , bo jeżeli wam się nie podoba , to mogę zmienić .