czwartek, 29 listopada 2012

44 Rozdział

Caroline:

    Spojrzałam na Klausa z niedowierzaniem. Elena, Stefan, Bonnie... Wszyscy tutaj! To niemożliwe! Myślałam, że mają mnie gdzieś! Oni naprawdę są moimi przyjaciółmi!
    Moje szczęście jednak szybko znikło, gdy zdałam sobie sprawę, co ich przybycie oznacza. 1: Koniec mojego związku z Klausem. 2: Wielka kłótnia. 3: Ogromne booom ze strony mojego ukochanego. Mamy przechlapane... Po prostu trudno w to uwierzyć, że oni zdobyli się na to, aby przyjechać, aż tak daleko. Nie spodziewałam się czegoś takiego po nich.
    Nie mogłam się ruszyć. Stopy były przybite do ziemi, a moje ciało sparaliżowane niedowierzaniem. Patrzyłam szeroko otwartymi oczami, jak Klaus pakuje, z niezwykłą szybkością, nasze rzeczy. Jednak nie uważał na to, czy coś się zemnie, tylko wpychał wszystko na siłę.
   - Cholera! - przeklął. Walizka nie chciała się zamknąć z nadmiaru ubrać. - Czy to musi się teraz dziać!?
    Chwycił się obiema rękami z tyłu głowy i chodził po całym pokoju głośno oddychając.
   - Spokojnie. - Udało mi się wstać z łóżka. Nareszcie!
    Podeszłam spokojnie do walizki i wysypałam zawartość na łóżko, po czym wszystko dokładnie zaczęłam składać. Klaus patrzył na to co robię ze wściekłością w oczach. Zdenerwowało najwyraźniej go to, że wszystko to wykonywałam w ślimaczym tempie, jednak mnie samej się nie spieszyło. Bardzo chciałam, by wszyscy dowiedzieli się, że kocham tą hybrydę i nie zamierzam tak łatwo odpuszczać. Nie, nie teraz, kiedy tak dobrze nam się układa, przecież to nie czas na rozstania i cierpienie, na które już dawno minął czas.
   - Caroline, do cholery, nie możesz się pośpieszyć?! Słyszę ich kroki... Nie zdążymy! - Krzyczał. Krzyczał na mnie. Uraziło mnie to, lecz zachowałam spokój.
   - Trudno, przecież oni i tak dawno powinni dowiedzieć się o nas. To moi przyjaciele i chciałabym, by uszanowali moją decyzję. Nie będzie dla mnie ważne, czy mnie za to znienawidzą. Pragnę tylko, by wiedzieli, co wybrałam. - Nie odrywałam wzroku od ubrań. - A teraz, proszę cię, weź kosmetyczkę i schowaj do niej moje wszystkie kosmetyki z łazienki... tylko ostrożnie!
    Klaus chwycił kosmetyczkę niechętnie i wszedł do łazienki. Właśnie w tej chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Zaczyna się, pomyślałam. Zdawałam sobie sprawę, że będzie to największy koszmar, jaki dotychczas doświadczę, lecz nie będę się poddawała, ponieważ ktoś sobie zażyczy, bym przestała darzyć Klausa miłością. To nie było dopuszczalne. Elena może być z kim chce, i nikt jej tego nie zakaże, bo przecież to wielka pani Elena. Dlaczego ja nie mogę nawet przez chwilą doświadczyć tego pięknego uczucia, jakim jest miłość?

Klaus:

    Wkładałem delikatnym, ale szybkim ruchem kosmetyki Caroline. Byłem wściekły, chodź wiedziałem, że to nie jej wina. To tylko wina jej uczucia, jakim darzy swoich przyjaciół, ale nawet jak bardzo by wmawiała sobie, że jest inaczej ono nie zniknie. Taka była prawda, moja ukochana miała dobre intencje, a ja ją niszczyłem... tylko po to, abym sam się zadowolił, a ona to spełniała; wszystko działo się z miłości. Chodź sama wmawiała sobie, że jest szczęśliwa, to smutek, który ja tworzyłem, niszczył ją od wewnątrz. Wiedziałem, że nie mogę tak dalej postępować, nie chcę by ona cierpiała, jest wszystkim co mam.
    Usłyszałem pukanie do drzwi. To oni, pomyślałem i zaraz znalazłem się przy mojej ukochanej. Stała jak wryta i wpatrywała się w wejście do naszego pokoju. Od razu zrozumiałem, że się boi, więc spokojnie podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Na mojej twarzy pojawił się momentalnie uśmiech. Tyle już chodzę po tym świecie, że nauczyłem się panować do perfekcji moimi uczuciami.
   - Witaj Stefanie, Eleno, Bonnie. - Posłałem im wredny uśmieszek. - Co was tu sprowadza? Nie przypomina mi się, abym popełnił jakąś zbrodnię. Nie chcę iść na dywanik do pani dyrektor - zaśmiałem się.
   - Klaus... - Jako pierwsza odezwała się nasza dzielna pani Gilbert. Jak zawsze chciała bronić swoich przyjaciół i tego, by jej żyło się świetnie. - Wiemy, że jest z tobą Caroline. Co jej zrobiłeś? - Spojrzała na mnie wojennym wzrokiem.
   - Oddaj ją! - Naszej kochanej czarownicy puściły najwyraźniej nerwy. - Oszczędź jej tortur! Wiem do czego jesteś zdolny! Najprawdopodobniej Caroline siedzi gdzieś, gdzie wokół niej roi się werbena, a ty tylko na nią patrzysz i...
   - Jestem tutaj. - Moja ukochana podeszła do drzwi. Z jej usty wydobył się cichy szept. - Nic mi nie jest, dobrze? Nie martwcie się. Jestem bezpieczna i szczęśliwa.
    Trojga przybyszów popatrzyło się po sobie. Byli zdezorientowani. Elena nagle odzyskała umysł i rzuciła się swojej przyjaciółce na szyje i zaczęła głośno płakać. O Boże! W jej łzach można pływać! Nie może tego sobie oszczędzić chociaż raz?!
   - Coś ty jej zrobił Klaus?! Zahipnotyzowałeś ją, prawda?! Jak ty tak w ogóle możesz! Jesteś potworem w czystej postaci! - Elena ryczała, jak bóbr.
   - Eleno, jestem sobą. - Caroline lekko odepchnęła przyjaciółkę. - Powtarzam się, ale powiem to jeszcze raz: jestem szczęśliwa.
    Och! Już nie mogę się doczekać, co będzie się działo dalej! Uwielbiam takie akcje! Zaśmiałem się w myślach.

________________________

    Przepraszam, że rozdział ZNOWU tak późno, ale nie mam czasu. A jak go znajduję, to nie mam weny. Najwyraźniej szkoła zabiera mi całą wyobraźnię! Brak mi czasu na cokolwiek, jestem zmęczona i nie mam czasem sił na nic. Mam ochotę tylko położyć się na łóżko i spać. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.