niedziela, 21 października 2012

42 Rozdział

Klaus:

    Przyglądałem się uważnie mojej ukochanej, jak biegała po naszym apartamencie owinięta tylko króciutkim ręczniczkiem. Zaśmiałem się sam do siebie, gdy spadł jej na ziemię, a ona zmieszana szybko go podniosła. Czekałem na nią ponad godzinę. Mieliśmy iść do restauracji, lecz ona stwierdziła, że nie może wyjść w byle czym do ludzi, dlatego postanowiła poświęcić na ubranie się mnóstwo czasu, co było dobijające, ale patrzenie na nią, gdy co chwila zmienia strój, przez co było widać jej niesamowite ciało, było samą przyjemnością.
   - Kochana, we wszystkim wyglądasz ślicznie. - Uśmiechnąłem się do niej, licząc również na to, że w końcu się na coś zdecyduje. - Ale mogłabyś się troszkę pośpieszyć, za nim zamkną restaurację, dobrze?
    Skarciła mnie wzrokiem, lecz założyła na siebie jakąś czarną, koronkową sukienkę i była gotowa. Nareszcie! Kocham ją, ale to ile spędza przed lustrem jest okropne!
    Otworzyłem przed nią drzwi do samochodu, a ona z gracją pełną seksapilu wsiadła. Po chwili znalazłem się na miejscu kierowcy. Spojrzałam na nią. Na jej twarzy malował się wielki grymas.
   - Kochanie, co się stało? Chodzi ci o to, że cię pośpieszyłem? - Nie opowiedziała. - Przepraszam, ale nie chciałem, abyśmy dojechali dopiero wtedy, gdy zamkną restaurację. Zresztą zaplanowałem co jeszcze... - Od razu przeniosła na mnie wzrok.
   - A co takiego? - spytała, starając się ukryć uśmiech podniecenia.
   - Niespodzianka... - Pocałowałem ją, na co ona teatralnie westchnęła. Zaśmiałem się.
    Jechaliśmy dziesięć minut. Byłoby krócej, lecz nie chciałem mojej bogini zabierać byle gdzie.
    Chciałem z nią zjeść coś, co zaspokaja głód, lecz tylko o ludzi, którzy są dla nas posiłkiem. I to miała być właśnie moja niespodzianka. Mam nadzieję, że Caroline spodoba się to, co wymyśliłem, ponieważ ona nie przepada za tego rodzaju, że tak to nazwę rzeczy. Jednak możliwe jest, że coś się zmieniło.
   - Dobry wieczór. W czym mogę pomóc? - Usłyszałem nad sobą głos kelnera, który popatrzył najpierw na mnie, a potem na Caroline.
   - Poproszę bruscetta z marynowanymi pomidorami. - Moja ukochana posłała mi przepiękny uśmiech; odwzajemniłem go tym samym.
   - Risotto z kurczakiem - powiedziałem to, nie spuszczając wzroku z mojej ukochanej, która jeździła swoją małą stopką po mojej nodze. Oblizałem górną wargę koniuszkiem języka, co nie uszło uwadze kelnerowi.
   - A-a coś do p-picia? - spytał zmieszany.
   - Białe wino - odrzekłem hardo, marząc tylko o tym, by on znalazł się, jak najdalej stąd.
    Kelner wszystko zapisał i odszedł.
   - Powiedz mi, kochana - zacząłem rozmowę. - Jak to się stało, że jesteś tak piękna? - W odpowiedzi usłyszałem cichy śmiech mojej ukochanej.


Caroline:

    Klaus cały czas mnie komplementował. Uwielbiam to uczucie, kiedy wiem, że jest przy mnie mężczyzna, którego kocham i pragnę z nim być na zawsze. Czuję się inaczej... lepiej. W końcu dostałam coś od życia, co pozwoliło mi odnaleźć siebie.
    Uśmiechnęłam się sama do siebie.
    Po kilku minutach przyniesiono nam jedzenie, a wcześniej wino. Rozmawialiśmy cały czas, lecz to co jedliśmy, nie było tym, co chciało teraz znaleźć się w moich ustach. Pragnęłam posiłku, dzięki któremu zaspokoję swój głód.
    Nie mam pojęcia ile spędziliśmy w restauracji, w czym większość tego czasu poświęciliśmy na rozmowę i zaloty. Byłam przepełniona szczęściem!
   - Kochana, może teraz zjemy coś... prawdziwego? - spytał Klaus, który uśmiechał się do mnie cwaniacko. Przytaknęłam głową, na znak, że zgadzam się z nim.
    Podał mi rękę, i razem wyszliśmy z restauracji. Znaleźliśmy się po drugiej stronie ulicy, którą oświetlały jedynie kilka latarni. O tej porze mało ludzi spacerowało, ale mnóstwo pijanych nastolatków siedziało pod ścianami.
    Mój ukochany położył dłonie na moich biodrach.
   - Kogo wybierasz? - wyszeptał mi do ucha. - Zabawmy się...
    Obróciłam się szybko w jego stronę i spojrzałam zdziwiona w jego oczy.
   - Chcesz bawić się ludźmi? - spytałam przestraszona.
   - Ustalmy, że jest to jedzenie - zaśmiał się.
   - Zwariowałeś?! - krzyknęłam, przez co oczy ludzi zwróciły się na nas.
    Klaus złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie, gdyż chciałam odejść. Krzyczałam, aby mnie zostawił, sama nie wiem po co, przecież dobrze wiedziałam, że nic mi nie zrobi.
   - Coś nie tak? - Za nami stała grupka jakiś mężczyzn w wieku od dwudziestu lat. - Zostaw ją, jeżeli o to prosi.
   - Przepraszam, coś mówiliście? - Klaus zaśmiał się. Wiedziałam, że to źle się skończy.
   - Idźcie... Wszystko jest dobrze... - Nie spuszczałam wzroku z Klausa, który był wściekły.
   - Nie, nie! - powiedział jakiś blondyn. - Jeżeli ten koleś chce coś od ciebie, a ty tego nie życzysz sobie, to on powinien dostać. Może się czegoś nauczy!
   - Naprawdę wszystko jest dobrze! - krzyknęłam, trzymając dłoń na torsie Klausa, który był gotowy do ataku. Przestraszyłam się. - Klaus, kochanie, przestań! Chodź, wróćmy do hotelu... - Starałam się go jakoś przekonać, lecz wszystko było na marne. On tylko się zaśmiał i rzucił na piątkę bezbronnych chłopaków.
    Starałam się go od nich odciągnąć, lecz co mogłam zrobić przeciw hybrydzie?! Nie mogłam już nic zrobić, więc pobiegłam do hotelu i zamknęłam się w łazience, jak jakaś głupia nastolatka z głupimi problemami.


_________________________

    Przepraszam za długą nieobecność, lecz miałam mnóstwo spraw na głowie, w tym to, że w poniedziałek byłam w szpitalu i potem musiałam wszystko w szkole przepisać. Ta szkoła wykańcza! Mam nadzieję, że rozdział się podoba i nowy wystrój bloga. :)

piątek, 5 października 2012

41 Rozdział

Caroline:

    Nie spuszczałam wzroku z mojego obicia w lustrze; na twarzy cały czas jaśniał mi uśmiech. Nigdy bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek będę mogła być bardziej szczęśliwa. W końcu los się do mnie uśmiechnął. Nie jestem już tą samą Caroline, co wcześniej. Stałam stanowcza i potrafię walczyć o to, co kocham. Jeszcze kilka miesięcy temu podporządkowałam się każdemu, gdyż bałam się, że zostanę przez kogoś znienawidzona, odrzucona... lecz teraz. Nareszcie mogę być sobą! Mogę być Caroline!
    Splotłam szybkim ruchem kucyka, i wyszłam z łazienki. Uśmiech, który nie znikał, powiększył się jeszcze bardziej, gdy ujrzałam mojego anioła opierającego się framugę drzwi i spoglądającym na mnie. Miał na sobie jasne dżinsy i białą koszulę - dodawało mu to uroku.
    Podeszłam do niego i musnęłam jego usta. Zaśmiał się cicho i objął mnie w pasie.
   - Dziękuje - wyszeptałam, składający jeszcze jeden pocałunek na jego wargach.
   - Za co?
   - Za wszystko. W końcu odnalazłam swoje miejsce, które jest przy tobie. - Patrzyłam w jego błękitne oczy, które w tej chwili niesamowicie błyszczały. - Kocham cię. - Złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek.
    Rozpoczęliśmy namiętny taniec naszych języków, tak, jakbyśmy coś wygrali, co było prawdą. Wygraliśmy. Wygraliśmy miłość.
    Czułam na sobie jego ciało, które napierało na mnie. Jego dłoń znalazła się na moim biodrze, które powędrowało do góry i stykało się z jego lewą nogą.
    Oderwałam się od niego. Popatrzyłam na jego zdziwiony wyraz twarzy i zaśmiałam się. Rzuciłam go na łóżko, po czym zaczęłam się do niego zbliżać na czworaka. Odpięłam jego pasek. W odpowiedzi usłyszałam tylko jego ciche mruczenie.
   - Jesteś niesamowita, nieprzewidywalna - wyszeptał. - Kocham cię, skarbie - zaśmiał się krótko, bo jego śmiech zamienił się w jęki przyjemności, co tylko mnie podnieciło. W tej chwili miałam go całego tylko dla siebie. Wielka hybryda właśnie poddała się mnie, małej blondyneczce.

Bonnie:

    Stałam nad wielką mapą świata i śledziłam, jak małe, srebrne serduszko się po niej porusza. Użyłam zaklęcia lokalizującego, w czym przydał mi się naszyjnik Caroline.
    Wszyscy bardzo się o nią martwiliśmy. Nie mieliśmy pojęcia, gdzie może się w tej chwili znajdować, i co się z nią dzieje. Wiedzieliśmy tylko jedno: jest z nią Klaus. To było okropne! Nasuwały mi się na myśl najgorsze perspektywy tego, co on jej robi. Bałam się o Caroline i to bardzo. Nie chciałam, by ta przebrzydła hybryda zabijała każdego, kogo kocham. On nie zasługuję na nic dobrego, a w szczególności na miłość! Jeżeli ktokolwiek i kiedykolwiek mu ją okazał, to musiał być skończonym idiotą.
   - Jest! - wykrzyknęła zdenerwowanym głosem Elena. - Jest na Kubie! Ale... ale co ona tam robi?! - Była zdezorientowana i przerażona, tak samo jak wszyscy. - Trzeba zaraz tam jechać! Ona może być we wielkich kłopotach! Na co jeszcze czekacie?! - Spojrzała bezradnie na Damon'a i Stefan'a. - Ruszajcie się!
   - Elena ma rację. Trzeba iść. - Popatrzyłam na nich wojennym wzrokiem. - Możemy mieć mało czasu. Jeżeli... jeżeli... - Słowa, które zaraz miały wyjść przez moje usta, zatrzymały się w połowie drogi. - Jeżeli się spóźnimy, to możemy wtedy spotkać tylko jej... martwe ciało... - Moje oczy stały się wilgotne, lecz najwyraźniej nie tylko moje.
    Spojrzałam na moją przyjaciółkę, po której policzkach ciurkiem zlatywały strumienie łez. Elena przejmowała się o każdego, lecz nie powinna w takich sytuacjach płakać, to tylko przecież pogarsza sytuację! Musimy być twardzi i nie pokazywać naszym wrogom naszych słabości!
   - Zajmę się biletami - wyszeptał ochrypłym głosem Stefan, i wyszedł z pokoju.
    Kiwnęłam lekko głową i rozejrzałam się po pokoju. Znajdowaliśmy się w moim domu. Elena stałą w kącie i głośno szlochała, a Damon, jak zwykle, udawał, że niczym się nie przejmowałam, chodź wiedziałam, że jest inaczej.
   - Mógł byś chociaż raz okazać chodź odrobinę determinacji? - Skarciłam go wzrokiem. Miałam już dość tego, że jest on takim... draniem!
   - Ale po co? Mam się rozryczeć, jak Elena? - zaśmiał się sztucznie. - Nie chcę być beksą!
    Elena podniosła głowę i spojrzała na niego smutnymi, zdezorientowanymi oczami. Tak jak ona nie wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam. Czyżby Damon'owi znudziła się Elena?
   - Co, księżniczko? - Spojrzał na brunetkę, dusząc śmiech. - Myślałaś, że co, wciąż będę w tobie niesamowicie zakochany i będę przyjmował ból każdego dnia, gdy ciebie widzę, a ty nie możesz się w końcu zdecydować i udajesz niewiniątko? Zapomnij! - prychnął.
    Byłam zdumiona. Czyżby Damon'owi już nie zależało na Elenie? Możliwe że znalazł sobie kogoś... Ale to teraz nie jest najważniejsze! Caroline, tak, ona jest właśnie w tej chwili najważniejsza!
    Brunet wyszedł ze śmiechem z mojego mieszkania, a później... a później nie wiem, co zrobił. Nie obchodziło mnie to. Miałam już dawno dość jego arogancji. W końcu odszedł, co było mi na rękę.



___________________________

    Przepraszam za długą przerwę w pisaniu, lecz dopiero teraz miałam dostęp do internetu. Staram się poprawić tą matematykę, lecz jak na razie, to dostałam 3. ;/ Ale co najważniejsze, to poprawiłam się o jedną ocenę! Yeah! ;d No dobra, nieważne... ;d Liczę na wasze komentarze, bo jest ich coraz to mniej. Smuci mnie to, ale trudno. Najwyraźniej pisze gorzej...