poniedziałek, 27 sierpnia 2012

34 Rozdział

Klaus:

    O dwudziestej pierwszej znalazłem się w Londynie. Piękne miasto, lecz z czasem staje się nużące. Nie potrafię mieszkać w miejscu, gdzie jest cały czas zimno i mokro! Nie rozumiem ludzi, którzy tu mieszkają. 
    Rozejrzałem się, w nadziei że ujrzę moją księżniczkę, lecz wiedziałem dobrze, że było to kompletnie niemożliwe.Niestety moja wyobraźnia zaczęła płatać mi figle. Na początku, każda blond dziewczyna przypominała mi ją, ale potem przeobraziło się to w koszmar.
    Każda osoba płci żeńskiej przypominała mi właśnie ją. W uszach pobrzmiewał mi jej słodki głosik, który mnie wołał, ale ja nie wiedziałem do której Caroline biec.
    Chciałem, aby ten miły koszmar się w końcu skończył, by wszystko powróciło do normalności. Ja i moja anielica siedzimy w mojej ogromnej willi wieczorem w wannie popijając szampana i śmiejąc się. Trzymam ją w swoich ramionach i czuje jej dotyk na mojej skórze. Składam pocałunki na jej szyi, wsłuchując się w jej miarowy oddech. Następnie kierujemy się do sypialni. Ona zasypia wtulona we mnie; nie musimy się o nic martwić - jestem tylko ja i ona. Nie wiedziałem, czy w tych okolicznościach jest to prawdopodobne, ale miałem wielką nadzieję, że już niedługo znowu się spotkamy. Dni bez niej były okropne! Miałem już ich dość! 
    Popatrzyłem jeszcze raz na wszystko, co mnie otacza. Kobiety przybrały swoje normalne twarze, na co odetchnąłem z ulgą, ale to co zaraz miałem ujrzeć, nigdy by mi nie przyszło do głowy. 
    Przede mną przejechał jakiś samochód, tej samej marki co mój, a w nim siedziała moja Caroline i jakiś imbecyl. Moja ukocha najwyraźniej mnie ujrzał, bo spoglądała w tą stronę, gdzie stałem. Jej mina wyrażała przerażenie, smutek, ból i tęsknotę. Wszystkie uczucia łączyły się razem. 
    Chętnie bym za nimi pobiegł, lecz moje nogi nie chciały się ruszyć. Były, jak z galarety. Nigdy nie czułem tego, co teraz... Nie miałem pojęcia, co to, ale chciałem, aby jak najszybciej odeszło! S
    Szukałem dla tego nazwy, lecz nie wiedziałem, jak to można nazwać. Nigdy nie czułem czegoś takiego, ale wiem, że istnieje na to jakieś słowo...
    Zazdrość.
    Czułem zazdrość, która pożerała mnie od środka. Zazdrość o nią. Ktoś miał ją teraz tylko dla siebie, a ja nie mogłem jej nawet dotknąć, zobaczyć.
    Otarłem prawe oko, które stało się wilgotne. Czyżbym... czyżbym płakał?! Nie! To niemożliwe! Ja - wielka hybryda nie mogę przecież płakać! To sprzeczne z... z wszystkim!  

Caroline:

    Czyżbym się przewidziała? Nie, to niemożliwe. Nie mogę mieć zwidów. Ale, ale czy on wybrał się specjalnie dla mnie na stary ląd? Myślałam, że o mnie zapomni, lecz on... Nie zapomniał! 
    Mój uśmiech, który zagościł na mojej twarzy, szybko znikł, gdy przypomniałam sobie, że nasz związek jest niemożliwy i to wszystko przez jakąś poczwarę z piekła rodem! Przydałoby się ją wysłać do ,,Akademii łajdaków", lecz zamiast ,,łajdaków" byłoby ,,łajdaczek". 
   - Coś się stało? - Z zamyśleń wyrwał mnie Jared. - Przed chwilą jeszcze się uśmiechałaś. 
   - To nic. Po prostu ta pogoda... Nie jestem jeszcze do tego przyzwyczajona. .
   - Rozumiem. Też tak miałem na początku - westchnął. - Spokojnie. To minie. - Obdarzył mnie wielkim uśmiechem. 
    Mój przyjaciel zaczął opowiadać jakieś kawały, lecz ja go już nie słuchałam. Nawet nie potrafił mnie już odciągnąć od myślenia o nim, chodź wcześniej udawało mu się to. Ale gdy ujrzałam mojego ukochanego, nie mogłam o nim przestać myśleć. Starałam się i to bardzo, lecz nic nie działało. 
    Wpatrywałam się ślepo na to, co znajdowało się za oknem. To nie było proste wyrzucić Klaus'a tak po prostu z głowy. Kochałam go sobą całą. Oddałabym mu wszystko, co mam. Trudno jest mi bez niego, ale nie mogłabym pozwolić, by coś mu się stało. Wolałam już cierpieć wieczność, niż by on znosił jakiekolwiek męczarnie. 
    Jeżeli bym nie mogła dłużej wytrzymać bez niego, po prostu wbiłabym sobie kołek prosto w serce i skończyłabym ze sobą raz na zawsze. Miałam dużo pomysł na samobójstwo i każdy był bolesny, lecz to nie było ważne. Wystarczyło by tylko to, że skończyłabym te katusze. 
    Gdy już nie dam rady, wbiję w siebie ten idiotyczne kołek lub poproszę o to kogokolwiek, by to zrobił. Nie miałam z tym większego problemu. Wystarczyłoby, że byłby to mój wtedy koniec. 
    Życie bez niego, to jak życie bez wody. I tak nie dam rady przeżyć. 

______________________

    Niedługo koniec wakacji, dlatego rozdziały będą dodawane co tydzień. Pomimo tego że są jeszcze wakacje, rozdział następny dodam w roku szkolnym. Chcę teraz napisać kilka rozdziałów, by móc je potem swobodnie dodawać i pisać kolejne i przy tym nie denerwować się, że nie mam czasu napisać kolejnego rozdziału, bo jest nauka. Pasuje wam takie coś? Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna.

wtorek, 21 sierpnia 2012

33 Rozdział

                                                      muzyka

Caroline:

   - Dziękuje - wyszeptałam i uśmiechnęłam się do mojego nowego przyjaciela?
    Wzięłam od niego kubek z herbatą miętową. Podłożyłam ją sobie blisko nosa, by poczuć ten zapach, który wydobywał się z niej. Pamiętam, jak kiedyś piłam ją i oglądałam jakieś bajki. Miałam wtedy niecałe osiem lat. Uśmiechnęłam się sama do siebie na to wspomnienie.
    Kubek ogrzewał moje zmarznięte dłonie. Podmuchałam wrzątek i wzięłam małego łyczka. Poczułam, jak przez gardło przepływa mi gorąca, smaczna woda. Przymknęłam powieki i rozkoszowałam się ciepłem i miłą atmosferą, która panowała w domu Jared'a. Polubiłam go. Był naprawdę gościnny i wygadany. Cały czas znajdował jakieś nowe temat. Byłam mu za to wdzięczna! Dzięki niemu mogłam chodź na chwilę zapomnieć o... o nim.
    Moje oczy stały się wilgotne, więc szybko starłam je wierzchem dłoni. Jared od razu to zauważył i podszedł do mnie. Kucnął przede mną i spojrzał na mnie.
   - Caroline, co się stało? - Patrzył na mnie cały czas, lecz ja nie chciałam na niego spojrzeć - nie miałam odwagi. - Czy mogłabyś mi w końcu wytłumacz swoje zachowanie?
    Spędziłam już z nim jeden dzień, ale wiedziałam, że coś nas łączy. Nie, nie była to miłość, lecz przyjaźń. Dawno nie znalazłam kogoś z kim mogłabym tak po prostu rozmawiać i nie przejmować się, że palnę coś głupiego. Znaczy... on i tak nie mógł się liczyć z...
    Opadłam na ramię Jared'a i rozpłakałam się. Przytulił mnie i pogłaskał po plecach. Pomógł mi wstać i zaprowadził do salonu. Usiedliśmy wtuleni w siebie. Czułam się przy nim bezpieczna, lecz nie mogło się to równać z... Dlaczego ja do jasnej cholery myślę tylko o n i m?! Kocham go, ale chciałabym chodź na jedną sekundę o nim zapomnieć. To boli, gdy tylko widzę go w swoich myślach.
   - Powiesz mi o co chodzi? - Jared spojrzał mi w oczy. Chwycił mnie za podbródek i nie pozwolił mi odwrócić wzroku.
   - Proszę, nie chcę o tym mówić! - Wyrwałam mu się i schowałam twarz w kolanach. - To mnie rozrywa od środka, gdy o tym myślę... Nie każ mi jeszcze wypowiadać słowa, które zabolą jeszcze bardziej...
    Wypłynął ze mnie kolejny potok łez. Nie mogłam go powstrzymać. On wciąż leciał, leciał, a ja czułam, jakby ktoś wbił mi sztylet w serce i kręcił nim na wszystkie strony. Czekał tylko na to, aż moje serce się podda i stwierdzi, że już go nie potrzebuję, ale ono walczyło i nie pozwalało dojść do siebie takim myślą.
   - Nie mów. Nikt cię do tego nie zmusza. - Pogłaskał mnie po głowie. - Powiesz mi wtedy, gdy będziesz chciała.
    Otarłam łzy i spojrzałam na niego. Uśmiechnął się do mnie czule. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Był, a raczej jest moim przyjaciele. Cieszę się, że go poznałam, pomimo tego że na początku chciał mnie zjeść. ,,Zjeść" - dziwne słowo, ale nie miałam na to innego określenia.
   - Może... może pokażesz mi Londyn? - Chciałam odegnać od siebie wszystkie myśli, przez które cierpiałam.
   - Jasne. Chętnie. - W jego głosie było słychać nutkę szczęścia.
    Czułam, że przeszkadza mu już to, że ciągle płaczę i nie może mi pomóc, ponieważ nie chcę nic mu mówić. Jednak nie odszedł. Był niesamowity. Kto by pomyślał, że w jeden dzień można poznać kogoś i już poczuć, że ta osoba jest twoją bratnią duszą.
   - Dziękuje - wyszeptałam i musnęłam jego policzek.
   - Za co? - zaśmiał się i spojrzał na mnie.
   - Za to, że nie poszedłeś sobie, tylko zostałeś ze mną. - Otarłam jeszcze raz oczy i wstałam z fotela, uwalniając się z objęć Jared'a. - Poczekaj chwilę. Idę się przebrać!
    Pobiegłam do pokoju, który został mi przydzielony. Sama nigdy bym tak go nie urządziła, ponieważ nie potrafiłabym. Jared zdradził mi, gdy ujrzałam jego dom i uznałam, że jest jedyny w swoim rodzaju, że kocha projektować wnętrza. Miał w tym niezwykłą wprawę, chodź można to nazwać talentem.
    Pokój miał brązowe ściany, a wszystkie meble kremowe. Było tu także mnóstwo brązowych akcentów, co dodawały temu pokojowi niezwykłego uroku. Żeby nie wydawał się za ciemny, nad oknem została umieszczona zielona roleta. Na parapecie stał jakiś kwiatek, lecz nie miałam pojęcia, jak się nazywa. Rośliny, to nie jest moja mocna strona.
    Zajrzałam to torby - nie zdążyłam jeszcze się wypakować - i wyjęłam z niej beżowe rurki, białą bokserkę i szafirowy sweterek zakładany przez głowę. Do tego białe trampki, wysoki kucyk i mogłam iść. Nie miałam ochoty się stroić, szczególnie że tutaj było strasznie zimno.
    Wyszłam z pokoju i skierowałam się do wyjścia, gdzie czekał na mnie Jared.
   - Widzę, że gotowa. - Uśmiechnął się na mój widok. - Ślicznie wyglądasz.
   - Dziękuje. - Odwzajemniłam uśmiech. - Makijaż załatwił moje spuchnięte oczy od płaczu. Mam nadzieję, że nie wyglądam na twarzy, aż tak koszmarnie.
   - Wyglądasz prześlicznie. Jesteś jedyna w swoim rodzaju - zaśmiał się, a ja równo z nim.
   - Porównujesz mnie do swojego jedynego w rodzaju domu? - Spojrzałam na niego z udawaną złością.
   - Skądże... - Jego sarkazm był naprawdę zabawny. - Chodźmy! - Otworzył przede mną drzwi, a ja wyszłam, przy czym uśmiechnęłam się do niego.
    Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę Londyn. Nigdy nie byłam w Europie. Miałam wieczność na to, by ją zobaczyć. Byłam ciekawa każdego centymetra tego kontynentu. Była tu całkowicie inna atmosfera niż w Ameryce, co mi się naprawdę spodobało. W końcu myślałam trzeźwo. Chodź teraz nie myślę o n i m.

__________________

   Jestem zadowolona z tego rozdziału. Mam nadzieję, że wam również się podoba. ;) Liczę na wasze komentarze! I obiecuję, że następny rozdział pojawi się szybciej niż poprzedni. Dodałabym go wcześniej, lecz niedługo rok szkolny i te wszystkie zakupy. Sami wiecie, jak to jest. ;d

Co sądzicie o nowym wyglądzie? 

czwartek, 16 sierpnia 2012

32 Rozdział

                                                            muzyka

Klaus:

    Siedziałem w samolocie, który leciał do Szkocji. Nie mogłem się już doczekać kiedy dotrę na miejsce i nie tylko z tego powodu, że chcę, jak najszybciej zobaczyć moją ukochaną, ale także miałem dość tego tłustego mężczyzny, który opierał swoją głowę o moje ramię i ślinił moją koszulę. Nie mogę go odepchnąć, bo spadnie na tą kobietę, która znajduje się obok niego.
    Ta blondynka - bo właśnie miała taki kolor włosów - zawzięcie starała się skupić na książce, lecz te tłuścioch który wykorzystał moje ramię, jako poduszkę chrapał przeraźliwie i przeszkadzał jej w czytaniu. Zaśmiałem się w myślach. Przypominała mi Caroline...
    Przymknąłem powieki z myślą o błogim śnie, ale przerwało mi wszystko ponowne chrapnięcie. Czy on nie może się obudzić?! - prychnąłem w myślach i lekko odsunąłem głowę mężczyzny. Ten zbudził się i potrząsnął nią i spojrzał na mnie, a następnie na moją mokrą koszulę od jego śliny.
   - O Boże! - Wytrzeszczył swoje małe oczy. - Ja najmocniej pana przepraszam! Niestety zdarza mi się to tak często... - Zrezygnowany oparł się o oparcie fotele i westchnął.
   - Współczuje tamtym osobom - wyszeptałem cicho, lecz on najwyraźniej mnie nie usłyszał.
    Nagle w głośnikach usłyszałem głos, który mnie uszczęśliwił! Zapiąłem pasy i czekałem teraz tylko na to, aż wylądujemy. Chciałem, jak najszybciej wynieść się z tego przeklętego samolotu.
    Wielki, metalowy ptak wylądował, a ja jako pierwszy wybiegłem z niego. Sprawdziłem rozkład samolotów, lecz żaden nie kierował się do Anglii. Dopiero był za tydzień, a tyle nie mogłem czekać. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po taksówkę, lecz jak się okazała wszystkie były zajęte. Wściekł rozejrzałem się w koło. Szukałem kogoś, kto mógłby mnie podwieźć. Jedyne kogo zdołałem wyłapać to mężczyźni ubrani w kilt. Męska spódnica - ta myśl przeszła mi przez głowę. Zaśmiałem się pod nosem.
    Pokierowałem się w ich stronę szybkim krokiem. Ujrzeli mnie w połowie drogi. Na ich twarzach widniały głupkowate uśmieszki. Miałem już zamiar zawracać, gdy jeden krzyknął do mnie.
   - Coś się stało? - Podszedł do mnie. - Szedł pan w naszą stronę, więc pomyślałem, że czegoś pan chce.
   - Ja... - Miałem już odejść, ale musiałem zapytać. - Czy wiecie kto kieruje się teraz w stronę Anglii? Właśnie chcę się tam dostać, ale samolot jest dopiero...
   - A wiem! - Uśmiechnął się. - My właśnie! - Wskazał na pięciu mężczyzn.
   - Naprawdę? - Spojrzałem na nich krzywo.
   - Tak! Jak chce pan, to chętnie możemy zabrać cię ze sobą!
   - No dobrze... - westchnąłem.
   - Więc jak się pan nazywa? - Patrzył na mnie, a na jego twarzy malował się okropny uśmiech.
   - Nieważne. - Prychnąłem cicho i wszedłem do ich samochodu. Było tam mnóstwo miejsca.
    Marzyłem tylko o tym, aby dotrzeć na miejsce, jak najszybciej. W uszach dzwoniły mi dudy. Jakiś durnowaty Szkocki zespół. Mogłem odejść od nich, jak najszybciej. A co z wampirzym tempem! Co za idiota ze mnie! Schowałem twarz w dłoniach, lecz zaraz się podniosłem.
   - Ja chyba wolę iść na nogach. - Już wstawałem, gdy ktoś popchnął mnie z powrotem na siedzenie.
   - Nie, nie, nie. Siadaj!
    Miałem wrażenie, że dłużej tu nie wytrzymam. Piątka mężczyzn coś śpiewała, a piąty kierował. Na całe szczęście odłożyli już te denerwujące dudy. Nie wiem, czy rzuciłbym się na nich, gdyby jeszcze usłyszał choćby jeden dźwięk tego okropnego instrumentu!
    Właśnie w tej samej chwili przyszło mi coś do głowy. Dlaczego ich nie zabiłem? Mogłem zabrać tylko samochód, a ich zjeść. Głód mi już i tak doskwiera. Nie chciałem dłużej czekać, tylko zahipnotyzowałem każdego z nich, by nie wydawali z siebie dźwięków, a następnie zatopiłem kły w każdym z nich - po kolei.
   - Co tak cicho? - Roześmiał się kierujący, a następnie obrócił się, by zobaczyć, co się stało. Zamarł.
    Zatrzymał nagle auto i wybiegł z krzykiem z wozu. Na to tylko czekałem. Wpakowałem się na siedzenie kierowcy i odpaliłem samochód. Spojrzałem na mapę. Kierowałem się prosto w stronę Walię. Co za oszukańcy? Musiałem teraz tylko jakoś zakręcić i obrać dobry kurs. Było to trudne, bo nie wiedziałem, gdzie mam teraz jechać.

__________________________________

    Przepraszam, przepraszam. Rozdział miał być dodany dwa dni wcześniej, ale była u przyjaciółki na noc, a ona potem u mnie. Mam nadzieję, że ten rozdział się podoba i liczę na komentarze. ;*

sobota, 11 sierpnia 2012

31 Rozdział

                                                           muzyka

Caroline:

    Wysiadłam z samolotu i pokierowałam się po moje walizki. Stałam chwilę czekając na nie, a kiedy je zabrałam, weszłam do mojego samochodu, który został tu wcześniej przywieziony. Bagaże trafiły do bagażnika, a ja na fotel kierowcy z butelką wina.
    Odpaliłam stacyjkę i wyjechałam z lotniska kierując się w stronę Londynu. Patrzyłam mokrymi oczami w drogę przed siebie. Nic się dla mnie teraz nie liczyło.
    Kciukiem otworzyłam rozpoczętą butelkę już w samolocie i przyłożyłam do ust. Poczułam gorzki smak wina. Takie dziś było najlepsze - gorzkie. Przypomina mi ono moją sytuację i nie pogarsza jej. Słodkie tylko by wszystko spieprzyło. Moje głupie główkowanie, prawda?
    Jechałam wolno. Nigdzie mi się nie spieszyło. Przyjemnie było jechać tak samemu, ale brakowało mi na miejscu pasażera Klaus'a, który cały czas komentował moją jazdę. Zaśmiałam się przez łzy, na to wspomnienie i wlałam w siebie kolejny ogromny łyk wina.
    Nagle ujrzałam na poboczu czarnego mercedesa. Na mojej twarzy mimowolnie pokazał się uśmiech. Zatrzymałam się, parkując obok tego samochodu. Wybiegłam z auta i pokierowałam się w stronę mężczyzny, który był odwrócony do mnie tyłem. Czyżby dowiedział się, gdzie jestem? Przyjechał po mnie? Może nam się uda...
   - Kla... - zatrzymałam się w połowie zdania, gdy mężczyzna obrócił się w moją stronę.
    Nie, to nie jest on. Przede mną stoi całkowicie ktoś inny. Nie znam go, ale już go nie cierpię. Dlaczego? Nie wiem. Podszedł do mnie i spojrzał na mnie pytająco.
   - Przepraszam, ale pomyliłam cię z kimś innym - tłumaczyłam się, a on się tylko uśmiechnął.
   - Nic się nie stało - zaśmiał się. - Nazywam się Jared Smith, a ty złociutka? - Popatrzył na mnie z ogromnym uśmiechem, który muszę przyznać wyglądał niesamowicie i dodawał mu uroku. Pasował do jego czarnych włosów postawionych na żelu i bladej twarzy.
   - Caroline Forbes. - Podałam mu dłoń, którą lekko potrząsnął. Uśmiechnęłam się, pomimo tego że nie chciałam tego robić. - Ja, ja już muszę iść. - Chciałam odejść, lecz on złapał mnie za nadgarstek.
   - Nie sądzę - zaśmiał się.
    Wkurzyło mnie to. Obróciłam się do niego wysuwając kły. Spojrzał na mnie na początku z wielkim zdziwienie, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech, lecz potem roześmiał się jeszcze głośniej. O co mu mogło chodzić?
   - Kotku, schowaj te kiełki. - Uśmiechnął się do mnie. - Nie tylko ty jesteś tu wampirem. Na początku miałaś być tylko przekąską, a tu proszę! Co za niespodzianka! - Jego śmiech cały czas brzmiał w moich uszach. - A więc, co cię tu sprowadza?
    Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Zamrugałam kilkakrotnie i wydusiłam z siebie krótkie zdanie.
   - Zmieniam miejsce zamieszkania. - Patrzyłam na niego. Po chwili na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ale musiało to wyglądać przekomicznie. - Emm... ja... - Położyłam sobie rękę na czole i wzięłam głęboki oddech. - Przyjechałam z Mystic Falls, może słyszałeś...
   - Mystic Falls? Ha ha! Czy ta miejscowość nie jest zamieszkana przez pierwotnych? - Popatrzył na mnie. Pokiwałam znacząco głową, zaciskając przy tym usta. -To tam teraz przebywa ta zasrana hybryda. Klaus - wysyczał.
   - Nie mów tak o nim! - Krzyknęłam. - Przepraszam. - Spuściłam głowę.
   - Nic się nie stało. Jedziesz do Londynu, tak?
   - Tak.
   - Jedź za mną. Strzelam, że nie masz jeszcze mieszkania.
   - Czytasz w myślach? - Zapytałam, wsiadając do samochodu.
   - Możliwe.
    Usłyszałam tylko śmiech, a następnie pisk opon. Przeczesałam ręką swoje włosy i pojechałam za Jared'em. Nie znałam go. Jadę do niego. Czy nie jestem idiotką? Możliwe. Ale co gorszego może mnie tam spotkać, od tego co przeżyłam?

____________________________________

    Rozdział krótki za co przepraszam. Chciałam go dziś dodać, ale jestem bardzo słaba. Źle się czuje i po prostu nie dałam rady więcej napisać. Mam nadzieję, że i tak nie jest ten rozdział tak straszny, jak mi się wydaje. Następny będzie dłuższy, ale niestety dziś nie dały mi szansy dłuższego rozdziału napisać problemy zdrowotne. Komentujcie!

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

30 Rozdział

                                                      muzyka


Caroline:


    Odpięłam pasy i oparłam się wygodnie o fotel. Przed chwilą wystartowaliśmy, około pięciu minut temu. Założyłam słuchawki na uszy i słuchałam gry na pianinie Alexandre Desplat. Uwielbiałam jej słuchać, gdy czułam się źle, jak w tej chwili. Jej muzyka podnosiła mnie na duchu, ale teraz mało co dawała.
    Zamknęłam oczy, marząc o głębokim śnie. Miałam dosyć wszystkiego. Chciałam uszczypnąć się i stwierdzić, że to tylko głupi sen i zaraz się z niego obudzę. Nie będę wtedy już wampirem, nigdy nie poznam j e g o, będę normalną nastolatką z mało co ważnymi problemami, jak na przykład jaką sukienkę mam ubrać na randkę w sobotę, a w czym mam iść na imprezę do Grill'a.
    Jednak teraz to wszystko było niemożliwe. Moje problemy nie były już głupie i dziecinne, ale straszne... Przerastały mnie. Nie potrafię sobie z nim dać rady. Uciekam od nich, stwierdzając, że to najlepszy pomysł. Pragnę zacząć nowe życie, bo tam o n e mnie nie spotkają na starcie. I tu nie wystarczy wymazanie wszystkich kontaktów z telefonu, bo chcę zapomnieć o moich byłych przyjaciołach. Nie. Trzeba wszystko usunąć z głowy, a to może się okazać najtrudniejszym zadaniem. O n i i tak ciągle są we mnie.
    Gdyby to było takie proste, jak pstryknięcie palcami w bajkach i znalezienie się w innym miejscu, a u mnie te ,,Inne Miejsce" to coś, gdzie nie ma problemów. Ale czy istnieje życie bez nich? Odpowiedź jest krótka i jednoznaczna: nie.
    Bo życie to nie jest bajka - jak się wielu wydaje. Nie można się nim tak po prostu bawić, bo możemy je uszkodzić. Jest ono, jak cienka linia. Wystarczy przecież tylko jedno cięcie noża i się całkowicie wali, tak jak mi.
    Czasami obraz nam się rozmywa, ale zostają tylko nieliczne utkwione w pamięci, które najbardziej bolą. Chcemy o nich zapomnieć, ale one nie chcą odejść. Przecież nie zawsze żyje się dobrze, ale to nie znaczy, że o n e muszą zostać z nami w każdej trudnej chwili, przez co nasze cierpienie się powiększa.
    Westchnęłam. Wciąż pogłębiam się w swoich myślach. Boję się, że gdy zasnę, o n może pojawić się w moim śnie i powiększyć moją ranę, która i tak jest już ogromnych rozmiarów. To była dla mnie miłość, która była najprawdziwsza, ale tylko jedno głupie widmo, potrafiło wszystko zaprzepaścić.
     Klaus był w moim życiu jedyną miłością, taką prawdziwą. To nie jest łatwe tak po prostu wyjechać. Ale ja nie byłam na tyle silna, by zostać. Nie byłam na tyle silna, by zawalczyć o nas. Nie byłam na tyle silna, by uwierzyć w to, że jest jeszcze jakakolwiek szansa. Nie byłam w ogóle silna. Ale nie potrafiłam go pożegnać na zawsze i kazać mi o wszystkim zapomnieć i podziękować mu za tą całą miłość. Nie. We mnie jest wciąż ta iskierka, która wierzy w to, że i tak będziemy razem. Ale jest ona zbyt daleko i nie dopuszczam jej do siebie, z myślą że to i tak już koniec.
    Co jest ze mną źle? Z jednej strony chcę zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się w Mistic Falls od mojej przemiany, a z drugiej cały czas o tym myślę. Jestem idiotką!
    Poczułam coś mokrego na twarzy. Spływało w dół po moim policzku. Otarłam łzę wierzchem dłoni. Nie chciałam, aby ktokolwiek w samolocie ujrzał mój płacz. Nie jest mi to potrzebne.
    Popatrzyłam przez okno. Widziałam masę białego puchu. Wyglądał tak ślicznie, że aż miało się ochotę zebrać go na dłoń i skosztować. Ogromny, metalowy ptak leciał nad wielką wodą -  Ocean Atlantycki. Był piękny.

Klaus:


    Wpatrywałem się w niebo. Było na nim mnóstwo chmur. Ale to nie o to mi chodziło. Chciałem dostrzec ogromny samolot, który kierował się do Anglii. Dowiedziałem się, - za pomocą hipnozy - że właśnie tam udaje się moja Perła.
     Byłem wściekły. Kolejny samolot do Anglii wyjeżdża dopiero za trzy dni. Nie mogłem tyle czekać - nie potrafiłem. Odwróciłem się na pięcie i zamierzałem wyjść z budynku, gdy nagle usłyszałem, jak ktoś mnie woła. Nie po imieniu, ale wiedziałem, że słowa są kierowane prosto do mnie.
    Obróciłem się do miejsca z którego był wydawany głos. Ujrzałem wysoką, szczupłą kobietę w niebieskim stroju. Jej rude włosy były upięte w kok. Spoglądała na mnie dużymi, zielonymi oczami. Podeszła do mnie niepewnie. Przełknęła ślinę i lekko się uśmiechnęła. Nie wiedziałem o co mogło jej chodzić, ale chciałem, aby dała mi spokój.
   - Przepraszam, że pytam, ale czy to pan chciał udać się do Anglii? - Zapytała. Dłonie miała złożone w jedna piąstkę, ale można było dokładnie dostrzec, jak się trzęsą.
   - Tak, to ja. Ale wątpię, by była jakaś nadzieja, że jakiś samolot jednak tam się wybiera. - Westchnąłem. - Mogłaby pani sobie pójść? - Chciałem, jak najszybciej stąd wyjść.
   - Ale p-proszę poczekać! Jest samolot do Szkocji, a stamtąd tylko do Anglii. - Wszystko powiedziała na jednym tchu.
    Uśmiechnąłem się sam do siebie. A więc jest nadzieja. Miałem wielką nadzieję, że szybo odnajdę moją ukochaną.
   - Kiedy odlatuje? - Popatrzyłem na nią.
   - Za niecałe dziesięć minut. Lepiej aby pan się pospieszył. 
    W ludzkim tempie pobiegłem kupić bilet. To będzie lepsze, niżbym czekał te trzy dni, ponieważ za dwa będę już, prawdopodobnie, z moją Perłą. Nigdy nie sądziłem, że mogę być, aż tak radosny. Brak jej oznaczał dla mnie tylko smutek, żal... lecz kiedy odzyskałem nadzieję, że  mogę ją prosto odnaleźć, było jak strzał z ogromną ilością szczęścia.
    Pragnąłem budzić się codziennie rano przy niej i mówić jej, jak bardzo ją kochać. Czuć jej słodki zapach. Dotknąć jej delikatnej skóry. Nie odstępować jej na krok. Być na wieczność właśnie przy niej.
    Dla niej cały świat przepłynę, aby tylko ją ujrzeć. Moje serce wie już dokładnie dla kogo bije. Ona jest moim światłem. Gdy jestem przy niej, czuję, jakbym dostał bilet do raju.  Nie mam pojęcia, jak ona to zrobiła, ale zrobiła dla mnie coś niebywałego - potwór zakochał się w anielicy. Czy to możliwe? Czy ktoś to przewidział? Sądzę, że nie. Historia jak z ,,Pięknej i Bestii". Ona pokochała Bestie, po długim czasie, lecz on kochał ją od początku.
   
_________________________________

    I oto już 30 rozdział! To niesamowite, prawda? Nigdy bym nie pomyślała, że wytrwam do 30 rozdziału. ;) Powiem tyle: od tego rozdziału mam ochotę pisać!  Od 20 uważam, że rozdziały były takie nijakie, ale obiecuje, że to się zmieni. Komentujcie!

Ps: Jest na moim blogu nowa strona: Pytania. Tam możecie zadawać różne pytania, a ja odpowiem na nie, chociaż że będą zbyt osobiste.
Ps2: Czy mam do rozdziałów dodawać muzykę, jak w tym? Ponieważ czasem jakaś piosenka daje mi weny, jak w tym.
Ps3: Ten rozdział powstał też dzięki kilkunastu wierszom. One mnie natchnęły!

czwartek, 2 sierpnia 2012

29 Rozdział

Caroline: 

   - Gotowe - wyszeptałam. 
    Popatrzyłam się na cztery walizki, które stały na ziemi obok mojego łóżka. Westchnęłam. Czułam się podlę, że opuszczam miejsce w którym się wychowałam, poznałam smak życia, zakosztowałam bólu, cierpienia... To tu poznałam właśnie jego, a teraz tak nagle mam go opuszczać. To było okropne. Kochałam go tak mocno, ale nie potrafiłam narazić go na cierpienie, ponieważ jakieś widmo nie pozwoliło mi z nim być.
    Jedna słona łza pojawiła mi się w koniuszku oka, lecz szybko starłam ją palcem. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech. Wypuściłam powietrze. Wyszłam z mojego pokoju i ruszyłam w stronę kuchni. Mama właśnie była zaczytana. Uniosła głowę znad gazety i spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się, lecz gdy zobaczyła moją minę od razu podniosła się z krzesła i podeszła do mnie.
    Spojrzała mi w oczy z wielką troską. Widziałam, że martwi się o mnie. Przytuliłam się do niej, a ona odwzajemniła uścisk. Rozpłakałam się. Mama powtarzała mi tylko ,,wszystko będzie dobrze", chodź nie miała pojęcia o co chodzi. Byłam i tak jej za to wdzięczna. Odsunęła mnie od siebie. Położyła swoje dłonie na moich ramionach.
   - Caroline, co się stało? Ktoś cię skrzywdził? - Patrzyła na mnie uważnie i śledziła każdy mój ruch.
   - Nie, nikt mnie nie skrzywdził. Ja... - Nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa. Łzy powstrzymywały mnie. - Ja muszę wyjechać. 
   - Co? - Mama położyła obie dłonie na piersi i wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem. - Ale, ale jak to? Nic z tego nie rozumiem... - Pokręciła głową.
   - Przepraszam. Ale ja muszę! - Przytuliłam ją i wybiegłam z kuchni. 
    W wampirzym tempie wyniosłam wszystkie walizki z domu i włożyłam je do bagażnika w samochodzie. Popatrzyłam ostatni raz na mój dom. Na werandzie stała roztrzęsiona mama. Wsiadłam do środka auta i pojechałam w stronę miejsca, które dawało mi tyle miłych wspomnień.

    Stałam oparta o swój samochód i wpatrywałam się w wielką willę. Nie dawało mi spokoju to, że muszę go opuścić. Chciałam się pożegnać, ale jak? Jak mam mu to powiedzieć? Jak on na to zareaguje? Jak mi nie pozwoli i zatrzyma mnie?
    Westchnęłam i zrobiłam kilka kroków. Po chwili znalazłam się pod ogromnymi drzwiami. Uniosłam prawdą dłoń, którą zacisnęłam w piąstkę. Właśnie miałam zapukać, gdy przede mną ukazał się mężczyzna, dla którego mogłabym zginąć. Zwinnie opuściłam rękę, która przyległa do mojego ciała. Przegryzłam wargę; stresowałam się i to bardzo.
   - Caroline. - W jego głosie można było usłyszeć wyraźny gniew. - Co tu robisz?
   - Ja... Chciałam się pożegnać. - Uniosłam głowę, która dotąd była opuszczona. Spojrzałam na niego.
   - Pożegnać? - Zaśmiał się. - Myślałem, że wyjedziesz. Przecież już się pobawiłaś - czas uciekać.
    Ominął mnie. Obróciłam się na pięcie i popatrzyłam na niego zdezorientowana. Podbiegłam do niego i chwyciłam go za ramię. Zatrzymał się.
   - Klaus, ale o co ci chodzi? - Znalazłam się przed nim. - Nic z tego nie rozumiem...
   - Odejdź! - I już go nie było.
    Zostałam sama. Na policzkach poczułam słone łzy, które nasilały się z każda chwilą, gdy tylko pomyślałam o nim. Wsiadłam do samochodu i obrałam kurs w stronę lotniska.
    Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się wydarzyło. O co mu mogło chodzić? Otarłam dłonią mokre od płaczu oczy. Miałam nadzieję, że w Londynie spotka mnie coś dobrego - tak, Wielka Brytania do mój cel. Kochałam Anglię od małego, a szczególnie stolicę. Zawsze marzyłam o tym, by tam studiować. Może to się ziści. Nic nigdy nie było wiadomo. Miałam wieczne życie, więc wiele mogło mnie jeszcze spotkać.
    W tej chwili pragnęłam tylko jednego: chciałam zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się przez te trzy dni. Wszystkie myśli tłoczyły się w jedno i prowadziły mnie tylko do jednego imienia - Klaus. Nic nie przychodziło mi do głowy, o co mogło mu chodzić. Czyżbym się nie myliła z moimi wcześniejszymi przepuszczeniami, że byłam dla niego tylko głupią zabawką? Zresztą czy to dziwne? Zawsze byłam tylko głupią blondynką, której uczucia były nic nieznaczące.

Klaus:

    Siedziałem w Grill'i i popijałem martini. Moje myśli wciąż tłoczyły się przy jednej osobie - Caroline. Nie wiedziałem, czy moje przepuszczenia są prawdziwe, co do tego że ona nie pałała do mnie żadnych uczuć. Ale jeżeli by mnie nie kochała, to po co by miała do mnie przyjeżdżać?
    Pociągnąłem wielkiego łyka.
    Wyciągnąłem telefon i wpisałem numer, który był mi dobrze znany. Przyłożyłem słuchawkę do ucha, lecz włączyła się tylko poczta głosowa. Westchnąłem. Spróbowałem jeszcze kilka razy, ale wszystkie próby były na marne.
    Wyciągnąłem z kieszeni dwadzieścia dolarów i położyłem przed kelnerem, po czym wyszedłem, a raczej wybiegłem z baru. Jerry Springer spokojnie mógł zaprosić mnie do swojego programu.
    Po kilku minutach znalazłem się pod domem Caroline. Nie zastałem jej. A czego się spodziewałem? Że będzie tu stała i czekała na mnie, a potem przyjmie mnie z otwartymi ramionami za to, że kazałem jej odejść? Jestem skończonym idiotą...
    - Lotnisko - wyszeptałem sam do siebie.
    Wsiadłem z powrotem do samochodu. Byłem zdenerwowany, a to wszystko przez moją głupotę. Jechałem szybko, przez co zahaczyłem o gliny. Nie przejmowałem się tym, tylko jeszcze bardziej przyspieszyłem. Z moich ust wydobywała się masa przekleństw w różnych językach; zabrakło mi po angielsku.
    Teraz ważna była tylko ona. Reszta jest w tej chwili tylko dodatkami, które muszę ominąć, by ją odnaleźć.

_______________________________________________________________________

    Jak się podoba? Komentujcie! Piszcie co źle, ponieważ pisałam to pod wpływem zmęczenia, lecz nie wszystko.