czwartek, 29 listopada 2012

44 Rozdział

Caroline:

    Spojrzałam na Klausa z niedowierzaniem. Elena, Stefan, Bonnie... Wszyscy tutaj! To niemożliwe! Myślałam, że mają mnie gdzieś! Oni naprawdę są moimi przyjaciółmi!
    Moje szczęście jednak szybko znikło, gdy zdałam sobie sprawę, co ich przybycie oznacza. 1: Koniec mojego związku z Klausem. 2: Wielka kłótnia. 3: Ogromne booom ze strony mojego ukochanego. Mamy przechlapane... Po prostu trudno w to uwierzyć, że oni zdobyli się na to, aby przyjechać, aż tak daleko. Nie spodziewałam się czegoś takiego po nich.
    Nie mogłam się ruszyć. Stopy były przybite do ziemi, a moje ciało sparaliżowane niedowierzaniem. Patrzyłam szeroko otwartymi oczami, jak Klaus pakuje, z niezwykłą szybkością, nasze rzeczy. Jednak nie uważał na to, czy coś się zemnie, tylko wpychał wszystko na siłę.
   - Cholera! - przeklął. Walizka nie chciała się zamknąć z nadmiaru ubrać. - Czy to musi się teraz dziać!?
    Chwycił się obiema rękami z tyłu głowy i chodził po całym pokoju głośno oddychając.
   - Spokojnie. - Udało mi się wstać z łóżka. Nareszcie!
    Podeszłam spokojnie do walizki i wysypałam zawartość na łóżko, po czym wszystko dokładnie zaczęłam składać. Klaus patrzył na to co robię ze wściekłością w oczach. Zdenerwowało najwyraźniej go to, że wszystko to wykonywałam w ślimaczym tempie, jednak mnie samej się nie spieszyło. Bardzo chciałam, by wszyscy dowiedzieli się, że kocham tą hybrydę i nie zamierzam tak łatwo odpuszczać. Nie, nie teraz, kiedy tak dobrze nam się układa, przecież to nie czas na rozstania i cierpienie, na które już dawno minął czas.
   - Caroline, do cholery, nie możesz się pośpieszyć?! Słyszę ich kroki... Nie zdążymy! - Krzyczał. Krzyczał na mnie. Uraziło mnie to, lecz zachowałam spokój.
   - Trudno, przecież oni i tak dawno powinni dowiedzieć się o nas. To moi przyjaciele i chciałabym, by uszanowali moją decyzję. Nie będzie dla mnie ważne, czy mnie za to znienawidzą. Pragnę tylko, by wiedzieli, co wybrałam. - Nie odrywałam wzroku od ubrań. - A teraz, proszę cię, weź kosmetyczkę i schowaj do niej moje wszystkie kosmetyki z łazienki... tylko ostrożnie!
    Klaus chwycił kosmetyczkę niechętnie i wszedł do łazienki. Właśnie w tej chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Zaczyna się, pomyślałam. Zdawałam sobie sprawę, że będzie to największy koszmar, jaki dotychczas doświadczę, lecz nie będę się poddawała, ponieważ ktoś sobie zażyczy, bym przestała darzyć Klausa miłością. To nie było dopuszczalne. Elena może być z kim chce, i nikt jej tego nie zakaże, bo przecież to wielka pani Elena. Dlaczego ja nie mogę nawet przez chwilą doświadczyć tego pięknego uczucia, jakim jest miłość?

Klaus:

    Wkładałem delikatnym, ale szybkim ruchem kosmetyki Caroline. Byłem wściekły, chodź wiedziałem, że to nie jej wina. To tylko wina jej uczucia, jakim darzy swoich przyjaciół, ale nawet jak bardzo by wmawiała sobie, że jest inaczej ono nie zniknie. Taka była prawda, moja ukochana miała dobre intencje, a ja ją niszczyłem... tylko po to, abym sam się zadowolił, a ona to spełniała; wszystko działo się z miłości. Chodź sama wmawiała sobie, że jest szczęśliwa, to smutek, który ja tworzyłem, niszczył ją od wewnątrz. Wiedziałem, że nie mogę tak dalej postępować, nie chcę by ona cierpiała, jest wszystkim co mam.
    Usłyszałem pukanie do drzwi. To oni, pomyślałem i zaraz znalazłem się przy mojej ukochanej. Stała jak wryta i wpatrywała się w wejście do naszego pokoju. Od razu zrozumiałem, że się boi, więc spokojnie podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Na mojej twarzy pojawił się momentalnie uśmiech. Tyle już chodzę po tym świecie, że nauczyłem się panować do perfekcji moimi uczuciami.
   - Witaj Stefanie, Eleno, Bonnie. - Posłałem im wredny uśmieszek. - Co was tu sprowadza? Nie przypomina mi się, abym popełnił jakąś zbrodnię. Nie chcę iść na dywanik do pani dyrektor - zaśmiałem się.
   - Klaus... - Jako pierwsza odezwała się nasza dzielna pani Gilbert. Jak zawsze chciała bronić swoich przyjaciół i tego, by jej żyło się świetnie. - Wiemy, że jest z tobą Caroline. Co jej zrobiłeś? - Spojrzała na mnie wojennym wzrokiem.
   - Oddaj ją! - Naszej kochanej czarownicy puściły najwyraźniej nerwy. - Oszczędź jej tortur! Wiem do czego jesteś zdolny! Najprawdopodobniej Caroline siedzi gdzieś, gdzie wokół niej roi się werbena, a ty tylko na nią patrzysz i...
   - Jestem tutaj. - Moja ukochana podeszła do drzwi. Z jej usty wydobył się cichy szept. - Nic mi nie jest, dobrze? Nie martwcie się. Jestem bezpieczna i szczęśliwa.
    Trojga przybyszów popatrzyło się po sobie. Byli zdezorientowani. Elena nagle odzyskała umysł i rzuciła się swojej przyjaciółce na szyje i zaczęła głośno płakać. O Boże! W jej łzach można pływać! Nie może tego sobie oszczędzić chociaż raz?!
   - Coś ty jej zrobił Klaus?! Zahipnotyzowałeś ją, prawda?! Jak ty tak w ogóle możesz! Jesteś potworem w czystej postaci! - Elena ryczała, jak bóbr.
   - Eleno, jestem sobą. - Caroline lekko odepchnęła przyjaciółkę. - Powtarzam się, ale powiem to jeszcze raz: jestem szczęśliwa.
    Och! Już nie mogę się doczekać, co będzie się działo dalej! Uwielbiam takie akcje! Zaśmiałem się w myślach.

________________________

    Przepraszam, że rozdział ZNOWU tak późno, ale nie mam czasu. A jak go znajduję, to nie mam weny. Najwyraźniej szkoła zabiera mi całą wyobraźnię! Brak mi czasu na cokolwiek, jestem zmęczona i nie mam czasem sił na nic. Mam ochotę tylko położyć się na łóżko i spać. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

środa, 7 listopada 2012

43 Rozdział

Caroline:

   - Caroline, kochanie, otwórz! - Klaus cały czas błagał mnie, bym w końcu wyszła z tej łazienki, lecz ja nie zamierzałam tego robić. To był tak jakby mój bunt.
    Siedziałam skulona, opierając się o dużą wannę. Wciąż do mojej głowy wlatywały twarze tych mężczyzn, których skosztowała ta hybryda... Och! Jak ja mogłam być tak naiwna i myśleć, że on się zmieni?!
   - Caroline, zaraz wyważę te drzwi! - krzyknął.
    Stanęłam na równe nogi i otworzyłam mu. Chciał mnie pocałować, lecz ja go odepchnęłam. Brzydziłam się go; nie miałam w tym momencie mieć nic wspólnego z tym mężczyzną, którego kochałam. Tak, dalej go kocham, ale nawet nie umiem wyrazić tego, jak bardzo mnie zdenerwował.
   - Chcę zostać sama! - Zaczęłam szukać walizki.
   - A dlaczego... co się stało? - Podszedł do mnie i chwycił mnie za ręce. Chciałam się uwolnić, ale on był zbyt silny. Musiałam się poddać.
   - Dlaczego to zrobiłeś?! - wrzasnęłam, a on patrzył na mnie pytającym wzrokiem. - Zabiłeś tych...
   - Jestem wampirem, Caroline! Nie zmienisz mojego charakteru! Musisz zaakceptować to, kim jestem i kim ty jesteś!
    Spojrzałam mu w oczy. Była w nich wielka pewność siebie, którą zawsze przeoczam. Zamiast niej widnieje miłość, czułość, pożądanie... To wszystko sprowadza się do jednego - tego, że on żywi do mnie prawdziwe uczucie. W tej chwili byłam bezradna. Nie wiedziałam, co mam zrobić, jaki ruch wykonać... a jeżeli zrobię coś źle? Mogę go stracić...
   - Ach tak! Zapomniałam, że będąc z tobą muszę godzić się na to całe kanibalstwo - wyszeptałam. Słowa same wyszły mi z ust, pomimo że tego nie chciałam.
   - Jeżeli mnie kochasz, to powinnaś mi to wybaczyć i nie przejmować się tym. Caroline, do jasnej cholery, jesteś wampirem! My zabijamy! - wrzasnął. - Lecz jeżeli naprawdę nic do mnie nie czujesz, to... to nie powinniśmy by-być razem - wychrypiał.
     Po jego minie widać było, że nie chciał, abyśmy się rozstawali. Ale co ja miałam zrobić, gdy on zabija ludzi i nawet się tym nie przejmuje!
   - Kompromis - wyszeptałam.
   - Co? - spytała, przy czym uważnie mi się przyglądał.
   - Pójdźmy na kompromis...

Klaus:

    Spojrzałem na moją ukochaną z niedowierzaniem. Niby miałem pójść na jakiś idiotyczny kompromis?! Nie, nie pasuje mi to! To jakaś bezmyślna głupota! Jak jej nawet mogło to przyjść do głowy?
   - Dobrze - wyszeptałem. - O jaki dokładnie kompromis ci chodzi?
    Przez dłuższą chwilę milczała.
   - Przystopujesz z zabijaniem i piciem krwi prosto z żył. - Już miałem zaprzeczać, gdy ona dodała: - Ty możesz mi powiedzieć, co ja mam zrobić. - To zdanie ledwo przeszło jej przez gardło.
    Chwilę myślałem na tym, co ona mogła by zrobić. Nie wiem, zabić człowieka? Nie, nie... to głupie i banalne. Chcę, aby było to coś innego... bardziej wampirzego!
    Właśnie w tej chwili również zdałem sobie sprawę z tego, że konkuruję z Caroline. Trudno... Muszę czasem zawalczyć o kogoś, kogo kocham. To coś niesamowitego! Ona jest pierwszą osobą, do której żywię tak ogromne i silne uczucia.
    Już wiedziałem, co chciałem, aby ona uczyniła.
   - Będziesz prawdziwym wampirem - wyszeptałem z szyderczym uśmieszkiem na twarzy.
    Moja ukochana zaniemówiła. Wiedziałem, że trafiłem w jej słaby punkt. Nie za bardzo cieszyła mnie ta myśl, że mogłem ją w tej chwili skrzywdzić, ale musiałem tak postąpić. Ona dała mi do zrozumienia, że w związku trzeba się poświęcać i Caroline musiała to zrobić. Ja postaram się nie pić krwi z żył, a ona wręcz przeciwnie.
   - Dobrze - wychrypiała. Była przerażona faktem, że się zgodziła.
    Zaśmiałem się w myślach, lecz zaraz się za to skarciłem. To moja bogini! Nie mogę cieszyć się jej nieszczęściem!
   - Może zapieczętujmy do buziakiem, hym? - Popatrzyłem na nią zadowolony.
    Kiwnęła znacząco głową, najwyraźniej nie wiedząc, co wkoło niej się dzieje. Przybliżyłem jej twarz do swojej i złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek.
   - Dość - wyszeptała i usiadła na łóżku.
     Spojrzałem na nią zdziwiony.
   - Kochana, to że poszliśmy na taki kompromis, to nie oznacza, że mamy się kłócić. Każde z nas poświęciło coś cennego. - Usiadłem obok niej. - Ale to nie oznacza, że cię nie kocham, wręcz przeciwnie! Żywię do ciebie wielką miłość.
    Przytuliłem ją do siebie, a ona nawet się nie sprzeciwiała. Mruknęła coś pod nosem. Jej wzrok był utkwiony w ścianie.
    Usłyszałem jakieś dziwne głosy. Wytężyłem swój wampirzy słuch i...
   - Caroline, wyjeżdżamy! - krzyknąłem, a blondynka podskoczyła przerażona.
   - Co? Ale gdzie?! - Patrzyła na mnie zdezorientowana. - Klaus, co się dzieje?
   - Twoi przyjaciele się dzieją - warknąłem.

_________________________________


Przepraszam, że dawno nie dodawałam rozdziałów. :( Mam dużo nauki, niestety.... Liczę na to, że mnie zrozumiecie i zachęcam do komentowania. ;*

niedziela, 21 października 2012

42 Rozdział

Klaus:

    Przyglądałem się uważnie mojej ukochanej, jak biegała po naszym apartamencie owinięta tylko króciutkim ręczniczkiem. Zaśmiałem się sam do siebie, gdy spadł jej na ziemię, a ona zmieszana szybko go podniosła. Czekałem na nią ponad godzinę. Mieliśmy iść do restauracji, lecz ona stwierdziła, że nie może wyjść w byle czym do ludzi, dlatego postanowiła poświęcić na ubranie się mnóstwo czasu, co było dobijające, ale patrzenie na nią, gdy co chwila zmienia strój, przez co było widać jej niesamowite ciało, było samą przyjemnością.
   - Kochana, we wszystkim wyglądasz ślicznie. - Uśmiechnąłem się do niej, licząc również na to, że w końcu się na coś zdecyduje. - Ale mogłabyś się troszkę pośpieszyć, za nim zamkną restaurację, dobrze?
    Skarciła mnie wzrokiem, lecz założyła na siebie jakąś czarną, koronkową sukienkę i była gotowa. Nareszcie! Kocham ją, ale to ile spędza przed lustrem jest okropne!
    Otworzyłem przed nią drzwi do samochodu, a ona z gracją pełną seksapilu wsiadła. Po chwili znalazłem się na miejscu kierowcy. Spojrzałam na nią. Na jej twarzy malował się wielki grymas.
   - Kochanie, co się stało? Chodzi ci o to, że cię pośpieszyłem? - Nie opowiedziała. - Przepraszam, ale nie chciałem, abyśmy dojechali dopiero wtedy, gdy zamkną restaurację. Zresztą zaplanowałem co jeszcze... - Od razu przeniosła na mnie wzrok.
   - A co takiego? - spytała, starając się ukryć uśmiech podniecenia.
   - Niespodzianka... - Pocałowałem ją, na co ona teatralnie westchnęła. Zaśmiałem się.
    Jechaliśmy dziesięć minut. Byłoby krócej, lecz nie chciałem mojej bogini zabierać byle gdzie.
    Chciałem z nią zjeść coś, co zaspokaja głód, lecz tylko o ludzi, którzy są dla nas posiłkiem. I to miała być właśnie moja niespodzianka. Mam nadzieję, że Caroline spodoba się to, co wymyśliłem, ponieważ ona nie przepada za tego rodzaju, że tak to nazwę rzeczy. Jednak możliwe jest, że coś się zmieniło.
   - Dobry wieczór. W czym mogę pomóc? - Usłyszałem nad sobą głos kelnera, który popatrzył najpierw na mnie, a potem na Caroline.
   - Poproszę bruscetta z marynowanymi pomidorami. - Moja ukochana posłała mi przepiękny uśmiech; odwzajemniłem go tym samym.
   - Risotto z kurczakiem - powiedziałem to, nie spuszczając wzroku z mojej ukochanej, która jeździła swoją małą stopką po mojej nodze. Oblizałem górną wargę koniuszkiem języka, co nie uszło uwadze kelnerowi.
   - A-a coś do p-picia? - spytał zmieszany.
   - Białe wino - odrzekłem hardo, marząc tylko o tym, by on znalazł się, jak najdalej stąd.
    Kelner wszystko zapisał i odszedł.
   - Powiedz mi, kochana - zacząłem rozmowę. - Jak to się stało, że jesteś tak piękna? - W odpowiedzi usłyszałem cichy śmiech mojej ukochanej.


Caroline:

    Klaus cały czas mnie komplementował. Uwielbiam to uczucie, kiedy wiem, że jest przy mnie mężczyzna, którego kocham i pragnę z nim być na zawsze. Czuję się inaczej... lepiej. W końcu dostałam coś od życia, co pozwoliło mi odnaleźć siebie.
    Uśmiechnęłam się sama do siebie.
    Po kilku minutach przyniesiono nam jedzenie, a wcześniej wino. Rozmawialiśmy cały czas, lecz to co jedliśmy, nie było tym, co chciało teraz znaleźć się w moich ustach. Pragnęłam posiłku, dzięki któremu zaspokoję swój głód.
    Nie mam pojęcia ile spędziliśmy w restauracji, w czym większość tego czasu poświęciliśmy na rozmowę i zaloty. Byłam przepełniona szczęściem!
   - Kochana, może teraz zjemy coś... prawdziwego? - spytał Klaus, który uśmiechał się do mnie cwaniacko. Przytaknęłam głową, na znak, że zgadzam się z nim.
    Podał mi rękę, i razem wyszliśmy z restauracji. Znaleźliśmy się po drugiej stronie ulicy, którą oświetlały jedynie kilka latarni. O tej porze mało ludzi spacerowało, ale mnóstwo pijanych nastolatków siedziało pod ścianami.
    Mój ukochany położył dłonie na moich biodrach.
   - Kogo wybierasz? - wyszeptał mi do ucha. - Zabawmy się...
    Obróciłam się szybko w jego stronę i spojrzałam zdziwiona w jego oczy.
   - Chcesz bawić się ludźmi? - spytałam przestraszona.
   - Ustalmy, że jest to jedzenie - zaśmiał się.
   - Zwariowałeś?! - krzyknęłam, przez co oczy ludzi zwróciły się na nas.
    Klaus złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie, gdyż chciałam odejść. Krzyczałam, aby mnie zostawił, sama nie wiem po co, przecież dobrze wiedziałam, że nic mi nie zrobi.
   - Coś nie tak? - Za nami stała grupka jakiś mężczyzn w wieku od dwudziestu lat. - Zostaw ją, jeżeli o to prosi.
   - Przepraszam, coś mówiliście? - Klaus zaśmiał się. Wiedziałam, że to źle się skończy.
   - Idźcie... Wszystko jest dobrze... - Nie spuszczałam wzroku z Klausa, który był wściekły.
   - Nie, nie! - powiedział jakiś blondyn. - Jeżeli ten koleś chce coś od ciebie, a ty tego nie życzysz sobie, to on powinien dostać. Może się czegoś nauczy!
   - Naprawdę wszystko jest dobrze! - krzyknęłam, trzymając dłoń na torsie Klausa, który był gotowy do ataku. Przestraszyłam się. - Klaus, kochanie, przestań! Chodź, wróćmy do hotelu... - Starałam się go jakoś przekonać, lecz wszystko było na marne. On tylko się zaśmiał i rzucił na piątkę bezbronnych chłopaków.
    Starałam się go od nich odciągnąć, lecz co mogłam zrobić przeciw hybrydzie?! Nie mogłam już nic zrobić, więc pobiegłam do hotelu i zamknęłam się w łazience, jak jakaś głupia nastolatka z głupimi problemami.


_________________________

    Przepraszam za długą nieobecność, lecz miałam mnóstwo spraw na głowie, w tym to, że w poniedziałek byłam w szpitalu i potem musiałam wszystko w szkole przepisać. Ta szkoła wykańcza! Mam nadzieję, że rozdział się podoba i nowy wystrój bloga. :)

piątek, 5 października 2012

41 Rozdział

Caroline:

    Nie spuszczałam wzroku z mojego obicia w lustrze; na twarzy cały czas jaśniał mi uśmiech. Nigdy bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek będę mogła być bardziej szczęśliwa. W końcu los się do mnie uśmiechnął. Nie jestem już tą samą Caroline, co wcześniej. Stałam stanowcza i potrafię walczyć o to, co kocham. Jeszcze kilka miesięcy temu podporządkowałam się każdemu, gdyż bałam się, że zostanę przez kogoś znienawidzona, odrzucona... lecz teraz. Nareszcie mogę być sobą! Mogę być Caroline!
    Splotłam szybkim ruchem kucyka, i wyszłam z łazienki. Uśmiech, który nie znikał, powiększył się jeszcze bardziej, gdy ujrzałam mojego anioła opierającego się framugę drzwi i spoglądającym na mnie. Miał na sobie jasne dżinsy i białą koszulę - dodawało mu to uroku.
    Podeszłam do niego i musnęłam jego usta. Zaśmiał się cicho i objął mnie w pasie.
   - Dziękuje - wyszeptałam, składający jeszcze jeden pocałunek na jego wargach.
   - Za co?
   - Za wszystko. W końcu odnalazłam swoje miejsce, które jest przy tobie. - Patrzyłam w jego błękitne oczy, które w tej chwili niesamowicie błyszczały. - Kocham cię. - Złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek.
    Rozpoczęliśmy namiętny taniec naszych języków, tak, jakbyśmy coś wygrali, co było prawdą. Wygraliśmy. Wygraliśmy miłość.
    Czułam na sobie jego ciało, które napierało na mnie. Jego dłoń znalazła się na moim biodrze, które powędrowało do góry i stykało się z jego lewą nogą.
    Oderwałam się od niego. Popatrzyłam na jego zdziwiony wyraz twarzy i zaśmiałam się. Rzuciłam go na łóżko, po czym zaczęłam się do niego zbliżać na czworaka. Odpięłam jego pasek. W odpowiedzi usłyszałam tylko jego ciche mruczenie.
   - Jesteś niesamowita, nieprzewidywalna - wyszeptał. - Kocham cię, skarbie - zaśmiał się krótko, bo jego śmiech zamienił się w jęki przyjemności, co tylko mnie podnieciło. W tej chwili miałam go całego tylko dla siebie. Wielka hybryda właśnie poddała się mnie, małej blondyneczce.

Bonnie:

    Stałam nad wielką mapą świata i śledziłam, jak małe, srebrne serduszko się po niej porusza. Użyłam zaklęcia lokalizującego, w czym przydał mi się naszyjnik Caroline.
    Wszyscy bardzo się o nią martwiliśmy. Nie mieliśmy pojęcia, gdzie może się w tej chwili znajdować, i co się z nią dzieje. Wiedzieliśmy tylko jedno: jest z nią Klaus. To było okropne! Nasuwały mi się na myśl najgorsze perspektywy tego, co on jej robi. Bałam się o Caroline i to bardzo. Nie chciałam, by ta przebrzydła hybryda zabijała każdego, kogo kocham. On nie zasługuję na nic dobrego, a w szczególności na miłość! Jeżeli ktokolwiek i kiedykolwiek mu ją okazał, to musiał być skończonym idiotą.
   - Jest! - wykrzyknęła zdenerwowanym głosem Elena. - Jest na Kubie! Ale... ale co ona tam robi?! - Była zdezorientowana i przerażona, tak samo jak wszyscy. - Trzeba zaraz tam jechać! Ona może być we wielkich kłopotach! Na co jeszcze czekacie?! - Spojrzała bezradnie na Damon'a i Stefan'a. - Ruszajcie się!
   - Elena ma rację. Trzeba iść. - Popatrzyłam na nich wojennym wzrokiem. - Możemy mieć mało czasu. Jeżeli... jeżeli... - Słowa, które zaraz miały wyjść przez moje usta, zatrzymały się w połowie drogi. - Jeżeli się spóźnimy, to możemy wtedy spotkać tylko jej... martwe ciało... - Moje oczy stały się wilgotne, lecz najwyraźniej nie tylko moje.
    Spojrzałam na moją przyjaciółkę, po której policzkach ciurkiem zlatywały strumienie łez. Elena przejmowała się o każdego, lecz nie powinna w takich sytuacjach płakać, to tylko przecież pogarsza sytuację! Musimy być twardzi i nie pokazywać naszym wrogom naszych słabości!
   - Zajmę się biletami - wyszeptał ochrypłym głosem Stefan, i wyszedł z pokoju.
    Kiwnęłam lekko głową i rozejrzałam się po pokoju. Znajdowaliśmy się w moim domu. Elena stałą w kącie i głośno szlochała, a Damon, jak zwykle, udawał, że niczym się nie przejmowałam, chodź wiedziałam, że jest inaczej.
   - Mógł byś chociaż raz okazać chodź odrobinę determinacji? - Skarciłam go wzrokiem. Miałam już dość tego, że jest on takim... draniem!
   - Ale po co? Mam się rozryczeć, jak Elena? - zaśmiał się sztucznie. - Nie chcę być beksą!
    Elena podniosła głowę i spojrzała na niego smutnymi, zdezorientowanymi oczami. Tak jak ona nie wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam. Czyżby Damon'owi znudziła się Elena?
   - Co, księżniczko? - Spojrzał na brunetkę, dusząc śmiech. - Myślałaś, że co, wciąż będę w tobie niesamowicie zakochany i będę przyjmował ból każdego dnia, gdy ciebie widzę, a ty nie możesz się w końcu zdecydować i udajesz niewiniątko? Zapomnij! - prychnął.
    Byłam zdumiona. Czyżby Damon'owi już nie zależało na Elenie? Możliwe że znalazł sobie kogoś... Ale to teraz nie jest najważniejsze! Caroline, tak, ona jest właśnie w tej chwili najważniejsza!
    Brunet wyszedł ze śmiechem z mojego mieszkania, a później... a później nie wiem, co zrobił. Nie obchodziło mnie to. Miałam już dawno dość jego arogancji. W końcu odszedł, co było mi na rękę.



___________________________

    Przepraszam za długą przerwę w pisaniu, lecz dopiero teraz miałam dostęp do internetu. Staram się poprawić tą matematykę, lecz jak na razie, to dostałam 3. ;/ Ale co najważniejsze, to poprawiłam się o jedną ocenę! Yeah! ;d No dobra, nieważne... ;d Liczę na wasze komentarze, bo jest ich coraz to mniej. Smuci mnie to, ale trudno. Najwyraźniej pisze gorzej...

sobota, 29 września 2012

Ogłoszenie


 Jest mi smutno, ale to muszę napisać. Nie będzie mnie długi czas, ponieważ dostałam... szlaban. ;/ Mam dwie 2 z matematyki, ale tak to są 5 i 4, ale matematyka mnie wykończy... Postaram się to jakoś poprawić i mam nadzieję, że będę mogła niedługo tu wrócić z nowymi pomysłami!
    Jednak najbardziej śmieszy mnie fakt, że 5 października mam sprawdzian z chemii i moje urodziny... Ja to mam szczęścia!

niedziela, 23 września 2012

40 Rozdział

Caroline:

    Powoli otworzyłam zaspane oczy. Chciałam rozejrzeć się w koło, lecz ktoś przerwał mi namiętnym pocałunkiem. Cicho zamruczałam z przyjemności, którą przywiała fala ciepła, gdy mój ukochany przygwoździł mnie swoim ciałem do łóżka. Czułam, jak napiera na mnie, co tylko pobudziło moje podniecenie. Jego usta wodziły po mojej szyi, policzkach, dekolcie i wargach. Niesamowite uczucie.
   - Klaus... Aaach... - wydyszałam, gdy jego dłoń znalazła się na moich biodrach i schodziła coraz niżej.
   - Cichutko, zwierzaczku - wyszeptał to mojego ucha, gryząc jego płatek. - Kocham cię. - Złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
    Po chwili pozbyłam się odzienia, tak samo jak mój ukochany, który wodził ustami po moim nagim ciele. Czułam, jak jego rozpalone wargi muskają mój brzuch, schodząc coraz niżej. Jęknęłam z rozkoszy. W odpowiedzi usłyszałam tylko ciche mruknięcie zadowolenia.
    Nawet nie wiem, jak długo byliśmy w takiej pozycji, lecz teraz to ja przejęłam kontrole.
    Obróciłam go na plecy, tak, aby znajdował się pode mną. Pocałowałam go w usta. Palcem zataczałam kółka na jego torsie, a on tylko słodko się uśmiechał. Zaśmiałam się.
    Moja dłoń wędrowała po jego torsie coraz to niżej, aż w końcu doszukała się tego, czego chciała. Uśmiechnęłam się tylko cwaniacko, gdy usłyszałam ciężkie dyszenie Klaus'a. Jednak po kilku minutach on przygniótł mnie swoim ciałem, i opatulił moje usta jego.
    Nagle poczułam ciepło w środku. Rozkosz. Mój oddech i mojego ukochanego przyspieszył. Patrzyliśmy sobie w oczy jak zaczarowani. Nie mogłam oderwać wzroku od niego. Czułam się niesamowicie, gdy był on we mnie. Staliśmy się jednością, jednym ciałem, jednym umysłem... Byliśmy zgodną maszyną, która pracowała bez żadnych usterek.


    Obudziłam się, gdy słońce zaczęło zachodzić. Okrywała mnie cienka kołderka ze satyny, a za poduszkę służył mi tors mojego anioła. W tej chwili poczułam prawdziwe szczęście. Mam wszystko, co najlepsze. Świetnego mężczyznę, z którym mogę spędzić całą wieczność, marzenia, które powoli się spełniają... Wszystko jest jak z bajki... idealne!
    Pogłaskałam mojego słodkiego aniołka po policzku, lecz on nawet się nie poruszył. Wyglądał przecudnie, gdy spał. Zaśmiałam się w myślach.
    Moje szczęście, przerwały wibracje telefonu. Podniosłam go i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
   - Tak? - spytałam zaspanym szeptem.
   - Caroline! - W telefonie usłyszałam zatroskany głos Eleny. Czego ona znowu chce? - Tak się o ciebie martwiliśmy! Gdzie jesteś?
   - Możesz troszkę ciszej? - spytałam, bo bałam się, że Klaus się obudzi, czego nie chciałam. Po pierwsze, chcę mu dać się wyspać, a po drugie, gdyby dowiedział się, że Elena dzwoni...
   - Co?! No dobra... Ale powiedz mi, gdzie do jasnej cholery jesteś, a my zaraz po ciebie...
   - Jestem w raju. Pa! - Wyłączyłam całkowicie telefon i odłożyłam na szufladkę nocną.
    Cicho westchnęłam.

Klaus:

    Nie wiedziałem, czy to sen, ale najwyraźniej tak. Czuję się, jakbym był w niebie!
    Przypominałem sobie poranek, który był niesamowity. Nigdy jeszcze nie zaznałem takiego szczęścia. Caroline dopełniła to, co brakowało mi od zawsze. Miałem mnóstwo kobiet, lecz żadna nie może dorównać jej. Jednak najsilniejszej hybrydzie na świecie przydała się wybranka serca.
    Przytulił moją księżniczkę do siebie, wiedząc, że już nie śpi i jest za daleko ode mnie. Otworzyłem leniwie oczy i spojrzałem na blond piękność.
   - Dzień dobry, kochanie - wyszeptałem, całując ją w czoło. - Jak się spało?
   - Bardzo dobrze. - Obdarzyła mnie jednym z tych cudownych uśmiechów. - A tobie? - Patrzyła na mnie uważnie, lustrując każdy szczegół na mojej twarzy.
   - Jeszcze nigdy nie spało mi się tak cudownie, jak dzisiaj. - Musnąłem jej wargi. - Po seksie z tak niezwykłą osobą, jak ty, sen zawsze będzie najlepszy, ale gorszy od tego, co się przed nim zdarzyło. - Pocałowałem ją namiętnie. - Kocham cię, Caroline.
   - Kocham cię - zaśmiała się słodko. - Kocham cię, ale teraz jestem bardzo, a to bardzo głodna, przez co niestety musimy sobie odpuścić te pieszczoty - westchnęła.
   - Jeżeli moja anielica jest głodna, to trzeba ją natychmiast nakarmić - zaśmiałem się.
    Wstaliśmy z... łóżka? Nie, tych ruin nie można nazwać łóżkiem! Zaśmiałem się w myślach na to, co wydarzyło się rano.
    Caroline wzięła jakieś ubrania i poszła do łazienki, a ja szybko się ubrałem i teraz czekałem na moją ukochaną.


____________________________

    40 rozdział! Czy to nie cudowne?! Ja sama w to nie wierzę! Niestety jeszcze 10 rozdziałów + epilog i będzie koniec mojego opowiadania, więc mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę do niego z nowymi pomysłami, na tzw. 2 część! ;d Niestety, na razie nie mam planów na następny bieg wydarzeń, więc spokojnie chcę dokończyć to, a potem się coś wymyśli! ;d Liczę na wasze komentarze, których niestety ubywa. ;(

środa, 19 września 2012

39 Rozdział

Caroline: 

    Powoli wyszłam z samolotu i wtopiłam się w tłum, przez co Klaus nie mógł mnie odnaleźć. I dobrze. Niech się troszkę naszuka, mnie to nie przeszkadza. Zdenerwowało mnie jego zachowanie. Nie rozumiem, jak można być tak niemiłym dla innych. Kocham go, wiec mu to wybaczę, lecz mam nadzieję, że więcej się to nie powtórzy.
    Stałam na lotnisku i rozglądałam się za nim. Nie miałam pojęcia, gdzie teraz iść, więc najbezpieczniej byłoby go znaleźć.
   - Och! - krzyknęłam cicho, gdy ktoś złapał mnie z tyłu i objął w pasie.
   - Przestraszyłem cię? - Usłyszałam za sobą mruczenie Klaus'a.
    Obróciłam się do niego i położyłam dłonie na jego torsie.
   - Odrobinkę - zaśmiałam się. - Liczę na przeprosiny. - Udałam obrażoną minę.
    Pocałował mnie namiętnie. Zamknęłam powieki, lecz po chwili musieliśmy się od siebie oderwać i pójść po bagaże. Klaus objął mnie w pasie, z myślą, że już mu ,,wybaczyłam", lecz czekam na większe ,,przeprosiny".

 
   - Przepięknie! - wykrzyknęłam, patrząc na pokój w hotelu.
    Ściany były brązowe, a meble białe. Na środku stało wielkie łóżko z baldachimem. Od razu się na nie rzuciłam, kładąc dłonie na brzuchu. Przymknęłam powieki, by oddać się błogiemu odpoczynkowi, po męczącej podróży, lecz ktoś natychmiastowo mi przerwał.
    Po mojej szyi i dekolcie cały czas chodziły wargi mojego ukochanego. Zaśmiałam się.
   - Klaus, nie teraz! Jestem zmęczona... - wydyszałam. Spojrzał na mnie marszcząc czoło.
   - To kiedy przyjdzie czas? - spytał. - Ile mam na ciebie czekać, księżniczko?
    Pocałowałam go w usta.
   - Do jutra? - spytałam z błagalnym wyglądem.
   - Ech... - westchnął i położył się obok mnie. - Ale jutro, obiecujesz? - Kiwnęłam głową. - No dobrze. Więc wyśpij się porządnie! - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. Po chwili leżałam w jego ramionach.
    Zamknęłam oczy, lecz zaraz je otworzyłam. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli, ale nie były one złe, wręcz przeciwnie.
    Myślałam o tym, jak moje i Klaus'a życie będzie wyglądało w przyszłości - czy będziemy razem? Jeżeli tak, to czy cały czas będziemy zmieniać miejsca? Mam nadzieję, że nie. Chciałabym zamieszkać z nim w ogromnym domu z basenem. Zaśmiałam się w myślach. Wciąż myślę o pięknym, bajecznym życiu o jakim zawsze marzyłam.
    Wtuliłam się bardziej w mojego ukochanego.
    Po tych myślach, przyszły inne. A jeżeli on mnie nie porzuci (bo to przecież pewne, że ja nigdy od niego nie odejdę, nawet jeśli tego zechcę, to on mi nie pozwoli), to czy kiedyś będziemy mał... małżeństwem? To mnie przerasta... ta cała myśl o tym! Przecież to i tak nigdy nie będzie możliwe. Ktoś taki jak Klaus przecież nigdy nie będzie chciał się znaleźć na ślubnym kobiercu.
    Westchnęłam. Wpatrywałam cały czas się w sufit, a dokładnie w baldachim, który był nad nami.
   - Klaus? - wyszeptałam.
    Mój ukochany jednak się nie poruszył. Spał. Nigdy nie udawało mu się udawanie, że usnął. Mogłam to spokojnie rozpoznać po tym, że gdy śpi, jego wargi są zawsze wygięte w uśmiechu, a gdy udaje - nie. Sam tego nie wiedział, lecz ja o tym się przekonałam. Było to naprawdę słodkie. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
    Chciałam teraz, jak najszybciej zasnąć. Na jutro miałam wielkie plany, jak na przykład odwiedzenie jakiś sklepów, ponieważ nie miałam nic do ubrania! Było to koszmarnie dla mnie trudne, bo jedyne co mi się nasuwa na język to: nie mam w co się ubrać!

___________________

    Przeprasza za długą nieobecność, lecz szkoła mnie ogranicza. ;/ Obiecuję, że w sobotę lub niedziele będzie kolejny rozdział. ;) A! I przepraszam, że taki krótki, lecz nie miałam na ten rozdział weny. ;( Obiecuje, że następny będzie dłuższy i ciekawszy!

środa, 12 września 2012

38 Rozdział

Klaus:

    Jechaliśmy w ciszy. Jedyny odgłos wydawał samochód i muzyka lecąca w radio. Ale czy potrzebne były słowa, gdy widziałem uśmiech na twarzy mojej księżniczki? W zupełności nie; wystarczało mi jej bliskość. Kochałem ją ponad wszystko, lecz czy się zmieniłem? Nie. Jestem w ciąż tym samym człowiekiem (wampirem), ale nie potrafię być dla niej oschły. Gdy jestem blisko niej, czuję się całkowicie inaczej niż zawsze. Gniew, złość przemija, zastępuje ją spokój, miłość. To niesamowite uczucie, które mogę doświadczyć tylko przy niej. 
    Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc, że jej usta są wywinięte w podkówkę. Była szczęśliwa. Ja byłem szczęśliwy. Nic nie mogło zepsuć tego szczęścia, chociaż że ten cały Jared, do którego właśnie się kierowaliśmy. Sam uważałem, że mógłbym Caroline kupić cokolwiek by chciała, lecz ona upierała się przy swoim. Nie zamierzałem się z nią kłócić. 
    Moja ukochana spojrzała na oliwkowy budynek. Od razu zrozumiałem, że to tu. 
    Zaparkowałem w pobliżu, a następnie wysiadłem z samochodu, i otworzyłem drzwi mojej Caroline, podając jej przy tym dłoń. Uśmiechnęła się i chwyciła ją. 
    Podeszliśmy do tego budynku, trzymając się za ręce. Wyszliśmy po kamiennych schodach, aż znaleźliśmy się pod drzwiami numer trzydzieści trzy. 
    Caroline, puszczając moją dłoń, zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili ukazał się w nich jakiś mężczyzna, który wyglądał na około trzydzieści lat. Lustrowałem go wzrokiem, a on mnie. Był niższy o głowę, na co uśmiechnąłem się w myślach, sam nie wiedząc czemu. 
   - Cześć, Jared. To Klaus. - Moja ukochana wskazała na mnie dłonią. - Klaus, to Jared. Lecz to nie jest teraz najważniejsze! - Pokręciła przecząco głową. - Przyszłam tu po moje rzeczy... - Powiedziała to niepewnie, widzą, że wampir się krzywi. 
   - Ta, jasne. Wejdź - powiedział to, z grymasem w głosie. 
    Moja ukochana weszła do środka i od razu pokierowała się w stronę jakiegoś pokoju. Dzięki mojemu wyostrzonemu słuchowi, wiedziałem, że zaczęła się pakować. 
    Jared przyglądał się mi, a ja jemu. 
   - Nie zaprosisz hybrydy, co? - zaśmiałem się. - Aż tak strasznie się boisz? 
   - Nie chcę ryzykować. Nie należę do takich, którzy chcą stracić życie, bo zaproszą do środka jednego z pierwotnych - prychnął. 
   - Jasne. Jednak wyglądasz na idiotę, więc nie jestem pewien, czy kłamiesz, czy mówisz prawdę. - Udałem zamyśloną minę, na co on tylko odszedł zdenerwowany. Nie miałem pojęcia, gdzie się pokierował, ważne było, aby nie pokazywał mi się więcej na oczy. 


    Po czterech godzinach byliśmy już w samolocie. Naszym kierunkiem była Kuba. Caroline była prze szczęśliwa, gdy jej o tym powiedziałem, a jeszcze bardziej, kiedy dowiedziała się, że możemy polecieć tam jeszcze dziś. 
    Jednak nie tak prędko wyszliśmy od tego przebrzydłego Jared'a. Błagał moją ukochaną, aby została jeszcze trochę. Mówił, że będzie za nią tęsknił, i że wbije sobie kołek jeśli wyjedzie. Musiałem go zahipnotyzować, by o niej zapomniał, bo Caroline już miała zrezygnować z naszego wyjazdu. Nie chciałem do tego pod żadnym pozorem dopuścić! 
   - Czy mógłbym tu usiąść? - Jakiś gruby facet zapytał mnie o to. Od razu przypomniał mi się ten z samolotu, gdy leciałem do Szwecji. 
   - Jest dużo wolnych miejsc, znajdź sobie jakieś. 
   - Ale... - Mężczyzna najwyraźniej był zdziwiony moim zachowaniem. 
   - Wynocha! - Odszedł - na całe szczęście. 
    Caroline spojrzała na mnie zdziwiona. Nie rozumiałem o co mogło jej chodzić. Nic przecież złego nie zrobiłem! 
   - Co? - spytałem, jak najgrzeczniej potrafiłem. 
   - Byłeś niemiły. - W jej głosie było słychać zmartwienie i smutek, który chciałem, aby jak najszybciej odszedł. - On chciał tylko tu usiąść. Wytrzymałbyś! 
   - Mam złe doświadczenia z grubasami. - Przyciągnąłem ją do siebie, by ją przytulić, lecz ona się odsunęła i wstała. 
   - Spotkamy się na miejscu, bo najwyraźniej nie chcesz z nikim dzielić miejsc - prychnęła. 
   - Caroline! Kochanie, daj spokój! 
    Moja ukochana usiadła obok tego spaślaka. Przeprosiła za mnie, a on tylko się uśmiechnął do niej, i powiedział, że to nic takiego. 
    Westchnąłem. 
    Caroline popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Uśmiechnąłem się do niej, lecz ona natychmiastowo odwróciła głowę. Nie wiedziałem, jak ją przeprosić, lecz miałem nadzieję, że na Kubie coś wymyślę. 

____________________

    Ale szybko mi się pisze te rozdziały! Nie wiem, co tu napisać... Napiszę tak: Dziękuje za każdy komentarz, dzięki któremu możecie czytać te moje głupoty. Kocham was, bo dajecie mi wiele, a to wiele zapału do dalszego kontynuowania mojej historii, a także zapraszam na tego bloga: http://iionysensitive.blogspot.com

poniedziałek, 10 września 2012

37 Rozdział

Klaus:

    Otarłem wierzchem dłoni oczy. Chciałem się obrócić na bok, lecz coś blokowało moje ruchy. Na moim torsie leżała kobieta, którą kochałem. Przypomniało mi się wszystko, co wydarzyło się ostatniej nocy. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że ją odnalazłem. Byłem teraz tak bardzo szczęśliwy!
    Uśmiechnąłem się sam do siebie. Przytuliłem drobną blondynkę do siebie i pocałowałem ją we włosy. Zaczęła coś mamrotać pod nosem. W jej ustach brzmiało to naprawdę słodko.
    Podniosłem się wolno z łóżka, lecz zaraz zostałem przyciągnięty z powrotem. Usłyszałem tylko cichy śmiech.
   - Dzień dobry, księżniczko - wyszeptałem do ucha mojej anielicy. - Jak się spało?
   - Wspaniale! - Usiadła i rozciągnęła ręce nad sobą. - Szczególnie, że miałam tak wygodną poduszkę - zaśmiała się.
    Przyciągnąłem ją do siebie i zacząłem łaskotać.
   - Ja?! Poduszka?! Wypraszam sobie! - W pokoju rozbrzmiewał jej słodki śmiech.
    Nagle znalazła się nade mną. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Poczułem jej wargi na swoich, które napierały na mnie. Odwzajemniłem pocałunek, z takim samym zapałem. Przejechałem opuszkami palców po jej plecach, lecz ona natychmiastowo się cofnęła i wstała.
   - Głodny? - spytała melodyjnym głosem.
   - Tak, lecz jak na razie tylko na ciebie.
   - Yhym... Zrobię naleśniki. - Wyszła z pokoju. Usłyszałem za nią tylko śmiech
    Położyłem swoją głowę na poduszce, i zacząłem rozmyślać o tym, co teraz zrobimy. Chciałbym kontynuować to, że mieliśmy pojechać do Mediolanu, lecz jeżeli moja ukochana zapragnie zostać tu lub wrócić do Mistic Falls, to ja nie mam nic przeciwko; ważne jest to, by ona była szczęśliwa.
    Po kilku minutach postanowiłem wstać. Moje ciuchy były już naprawdę długo przenoszone, do tego pragnąłem poczuć na sobie ciepłe krople z hotelowego prysznicu, które odprężą moje mięśnie.
    Wyjąłem z szuflady czarną koszulkę i ciemnie dżinsy, po czym skierowałem się do łazienki, gdzie wziąłem orzeźwiający prysznic.
    Gdy wyszedłem z łazienki, poczułem smakowity zapach. Naleśniki. Uśmiechnąłem się sam do siebie i pokierowałem się w stronę kuchni.
    Przy kuchence stała moja ukochana, która najwyraźniej już sobie poradziła z hotelową kuchnią. Zaśmiałem się w myślach i, podchodząc do niej od tyłu, objąłem ją w pasie.

Caroline:

    Obróciłam się w stronę Klausa i musnęłam jego wargi. Wyrwałam się z jego objęć i nałożyłam naleśniki na talerze, po czym gestem dłoni zaprosiłam go do stołu.
    Usiadłam na przeciw niego, lecz nie dzieliła nas żadna duża odległość, jak jakieś kilka centymetrów.
    Chciałam skierować pierwszy kawałek mojego naleśnika do ust, lecz poczułam na nodze lekkie muśnięcia. Zaśmiałam się i spojrzałam na mojego ukochanego, który przyglądał mi się cały czas.
    Przesunęłam nogi pod krzesło. Spojrzał na mnie zrozpaczonym wzrokiem, a ja tylko się roześmiałam.
    Śniadanie zjedliśmy dość szybko. Umyłam po nim naczynia i przebrałam się w świeże ubrania, które Klaus kupił mi, kiedy byłam nieprzytomna. Była to różowa, pudrowa sukieneczka w koronkę. Przypadła mi bardzo do gustu, a szczególnie jej krój. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że mogę ją ubrać.
    Kiedy weszłam do sypialni, mój ukochany od razu przykuł mnie swoim ciałem do ściany i zaczął całować po szyi. Mruknęłam z zadowolenia i oddałam się jego pieszczotą.
    Jego dłonie cały czas wędrowały po moich plecach, aż dotarły do zamka. Zamierzał go odsunąć, lecz go powstrzymałam. Spojrzał na mnie zdziwionym spojrzeniem.
   - Mam dość już tego Londynu! - poskarżyłam się. - Może pojedziemy do jakiegoś ciepłego kraju? - Spojrzałam na niego z nadzieją.
   - Gdzie tylko zapragniesz - zamruczał mi to do ucha. - Nawet zaraza...
   - Mnie to pasuje! - Musnęłam jego wargi, po czym obdarzyłam go uśmiechem. - Lecz wszystkie moje rzeczy są u Jared'a, więc jakbyśmy mogli do niego wpaść po nie...
   - Eh... No dobrze. - Uśmiechnął się. - Spakuje się i możemy po nie jechać. - Musnął mój policzek. - Możesz poczekać na mnie w samochodzie. - Rzucił mi kluczyki od jego auta. - Zaraz tam będę. - Obdarzył mnie cwaniackim uśmieszkiem.
    Zbiegłam na dół i skierowałam się w stronę wyjścia. Od razu w oczy rzucił mi się czarny mercedes, który wyróżniał się pośród tłumu.
    Podbiegłam do niego i otworzyłam drzwi. Wsiadłam do środka i włączyłam radio. Leciała jakaś popowa piosenka, lecz mi to nie przeszkadzało. Była wesoła, co pasowała do mojego nastroju. Uśmiechnęłam się sama do siebie, nie myśląc o tym, co ma się stać potem - teraz ważna była tylko teraźniejszość i on.

__________________

    Uparłam się, że dziś MUSZĘ dodać rozdział i tak zrobiłam. ;) Pomimo tego że mam naprawdę DUŻO nauki, to nie chcę zaniedbać bloga. Możliwe że w tygodniu będę dodawać 3 rozdziały, jeżeli nie będzie żadnych kartkówek i sprawdzianów. Mam wtedy mniej nauki. Liczę na wasze komentarze, których jest coraz mniej. Czyżbym aż tak strasznie pisała? ;(

środa, 5 września 2012

36 Rozdział

Caroline:

    Kocham go. Kocham go. Kocham go. Kocham go. Kocham go. Kocham go.


    Moje powieki uniosły się do góry, lecz zaraz zatrzasnęły się szczelnie. Mocne światło raziło mnie w oczy. Powoli odzyskiwałam panowanie nad swoim ciałem i dochodziły do mnie różne odgłosy. Kapanie. Szum. Szybki oddech. 
    Przysłoniłam lekko oczy i podniosłam się. Nie było tu żadnego światła, tylko ciemność. Jedyne dochodziło od ekranu telewizora, gdzie jakiś koleś stał z pistoletem i kierował go w kobietę. Lecz nie to jednak przykuło moją uwagę. 
    Ześlizgnęłam się z łóżka, - po krótkiej chwili zrozumiałam na czym leżę - i cichutko boso pokierowałam się w stronę małej kanapy. Osoba która na niej siedziała, nie zorientowała się, że stoję już na nogach. Nie miałam pojęcia kto to, ale bałam się, że...
    Przed oczyma stanęły mi wydarzenie, która, jak mi się wydawało, wydarzyły się niedawno. 
    Ujrzałam g o. Pobiegłam. Rzuciłam się na n i e g o od tyłu. Nie mógł przecież wtedy wiedzieć, że to ja i...
   - Klaus... - wyszeptałam z nadzieją w głosie. Nie wiedziałam, czego mogę teraz się spodziewać. A jak był to jakiś wampiro-porywaczo-gwałciciel?! 
    Postać podniosła się z fotela ostrożnie, tak jakby się czegoś bała, i obróciła się w moją stronę. Gdy ujrzałam twarz tej osoby - znieruchomiałam. 
    Zlustrował mnie od stóp. Na jego ustach pojawił się mały uśmieszek. Okrążył szybko kanapę i przytulił mnie. Odwzajemniłam to, tuląc się do jego piersi. Nie mogłam uwierzyć w to, że jesteśmy w końcu razem. Tu. Razem. Teraz. W tej chwili. Nic mnie od niego już nie odciągnie! Kocham go i to się tylko liczy. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić!
   - Caroline, kochanie! Tak się o ciebie martwiłem! - W jego głosie słychać było wyraźny strach. - Ja cię tak bardzo przepraszam, ja nie wiedziałem, że to ty! Gdyby....
   - Ale o czym ty mówisz? - Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Za co mnie przepraszał? 
   - Ty nic nie pamiętasz? - Pokiwałam przecząco głową. Po chwili znalazłam się w jego objęciach na kanapie. - Rzuciłaś się na mnie od tyłu. Nie miałem bladego pojęcia kto to i odepchnąłem cię tak mocno, że trafiłaś w budynek, który był nieopodal. Jakimś trafem nikt tego nie zauważył. Przestraszyłem się, widząc, że to ty! Kochanie, nic ci nie jest? - Patrzył na mnie opiekuńczym wzrokiem. Musnęłam jego wargi. 
   - Nie, nic. No może boli mnie kark, ale tak to wszystko dobrze. - Obdarzyłam go uśmiechem. - Ale powiedz mi, skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? 
   - Pomogła mi znajoma czarownica - powiedział i uśmiechnął się czule. Och! Jak mi tego uśmiechu brakowało! - Miałem pewne problemy w czasie drogi, lecz to teraz nie jest ważne. Lepiej powiedz mi, dlaczego wyjechałaś? Co się takiego wydarzyło? Czy to moja wina? 
   - Nie, na pewno nie twoja! - zaprzeczyłam. Jak mógł tak nawet pomyśleć? 
    Opowiedziałam mu wszystko od początku do końca o tej idiotycznej zjawie. Słuchał mnie uważnie i cały czas mi się przyglądał. Przytulił mnie, gdy skończyłam mówić, i pocałował w czoło. 
   - Caroline, nigdy mi już tego nie rób. Jeżeli ta zjawa będzie chciała ci coś zrobić, ja temu zaradzę. Nie przejmujmy się nią. Wystarczy to, że w końcu jesteśmy razem! 
   - Tak, masz rację, to teraz jest najważniejsze. - Pocałowałam go namiętnie i z wielką pasją. To tej rzeczy brakowało mi najbardziej - jego bliskości. Nic więcej nie było mi do życia potrzebna. Tylko on.
    Oderwaliśmy się niechętnie od siebie. Słyszałam teraz tylko nasze oddechy. 
   - Jeszcze jedno pytanie. Przepraszam, że cię tym zamęczam, wiedzą, że na pewno źle się czujesz, ale kim był ten mężczyzna, z którym jechałaś w samochodzie? - Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wiedziałam, że o to zapyta! 
   - Jared. Mój przyjaciel. Pomógł mi się tu zadomowić. Jestem mu za to wdzięczna, lecz zdenerwował mnie swoim zachowaniem, gdy poprosiłam go o to, aby pomógł mi ciebie szukać. Nie wiem, co się z nim teraz dzieje... - powiedziałam to, spuszczając głowę. 
   - Ale wy nie... - Klaus najwyraźniej się wahał, co ma powiedzieć. Głos mu drżał. 
   - Nie, nie uprawialiśmy seksu, jeżeli o to ci chodzi i nie miałam z nim żadnych kontaktów fizycznych! - Nie chciałam mu mówić o tym, że mnie przytulił, objął, bo wiedziałam, że nawet takie nic wyprowadzi go z równowagi. 
   - To dobrze, to dobrze... - Ulżyło mu. 
    Położyłam głowę na jego kolanach, a nogi skuliłam. Byłam zmęczona, za co byłam wściekła! Chciałam spędzić z moim ukochanym więcej czasu, bo przecież tyle się nie widzieliśmy! Stęskniłam się za nim; myślałam, że serce mi pęknie, ponieważ go nie było przy mnie. Senność nade mną górowała. Zamknęłam powieki.
   - Klaus... - wyszeptałam resztkami sił. 
   - Tak, kochanie? - Bawił się kosmykiem moich włosów. 
   - Nic. Chciałam tylko sprawdzić, czy to nie sen. Jest tak idealnie, że wręcz niemożliwie. - Zaśmiał się. 
   - Nie, Caroline, to nie sen. - Pocałował mnie w głowę. 
    Dalej nie wiem, co się działo. Usnęłam. Obudziłam się dopiero rano w miękkim łóżku. Obok mnie leżał mój ukochany. Wyglądał prześlicznie, gdy spał. Nie mogłam uwierzyć w to, że mam takie szczęście, jakim jest on. 
    Położyłam głowę na jego torsie i okryłam się bardziej kołdrą. Przy okazji, zobaczyłam, że jestem w tych samych ciuchach, co... hym... wczoraj? Nie miałam pojęcia, jaki jest dzień i która godzina, jednak to w ogóle nie miało teraz znaczenia. 

______________________

    Jestem zadowolona z tego rozdziału. Przyszedł mi łatwo, ale dopiero wtedy, gdy zaczęłam go pisać. Wcześniej bałam się, że nic nie napisze, ani słowa! Mam nadzieję, że wam się spodoba, tak jak mi. ;) Komentujcie, bo to mnie motywuje i wiem, że piszę dla kogoś, a nie tylko dla siebie! <3

Jak tam mija wam pierwszy tydzień nauki? 

sobota, 1 września 2012

35 Rozdział

Caroline:

    Siedziałam w jakiejś kafejce, popijając serve*. Była ósma trzydzieści, więc uważam, że to chyba dobra pora na tą kawę. Jared wybrał kawę romano** i pił ją malutkimi łyczkami.
    Wciąż przypominał mi się wyraz twarzy Klausa, gdy ujrzał mnie z Jared'em w samochodzie. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Kiedy zobaczyłam go, to czułam się pełna, ale gdy go nie widzę - czuję się pusta. 
   - Niklaus Michael - pierwotny hybryda - zaśmiał się mój przyjaciel i spojrzał na mnie, trzymając w obu dłoniach filiżankę z kawą. - Zwariowałaś? 
    Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. 
   - Gdy kogoś kochasz, to nie patrzysz na to, kim jest - tłumaczyłam się, co było bardzo proste, bo mówiłam prawdę. - To jak, pomożesz mi? - Spojrzałam na niego błagającym wzrokiem. 
   - Sam nie wiem. Nie chcę się mieszać w takie sprawy, szczególnie gdy chodzi o pierwotnych! 
   - Jared! Proszę! Znam tu tylko ciebie, a ty dobrze znasz cały Londyn. Pomóż mi go szukać! Proszę... - Nie tylko mój wzrok był błagalny, ale także i głos.
   - Nie, Caroline. Nie pomogę ci. To hybryda! Nie powinnaś się z nim zadawać! - Popatrzyłam na niego wściekłym wzrokiem.
    Pomyliłam się, co do Jared'a. On nie jest moim przyjacielem - absolutnie! Nie rozumie, że ja go kocham?
   - Myliłam się, co do ciebie! - Wstałam od stołu i wyłożyłam na stolik, przy którym piliśmy kawę, kilka funtów i odeszłam.
    Za sobą słyszałam jeszcze, jak Jared mnie woła, lecz na to nie zważałam, tylko szłam cały czas, jak najszybciej przed siebie. Nie miałam pojęcia, gdzie zmierzam, ale miałam wielką nadzieję, że w stronę mojego ukochanego. Liczyłam na farta!

Klaus:

    Gdybym miał szansę wypowiedzieć jedno zaklęcie, dzięki któremu będę mógł mieć, co tylko będę chciał, wybrałbym to, aby moja Caroline była teraz tu ze mną, a nie z jakimś kolesiem, który może ją teraz obmacywać!
    Szedłem szybkim krokiem w stronę Buckingham'u, sam nie wiem po co. Liczyłem, że tam ją ujrzę, ale i tak wiedziałem, że to głupota.
    Byłem na miejscu. Rozglądałem się po przechodniach, wyszukując twarzy mojej księżniczki. Nagle ujrzałem jej postać, lecz od razu do mojej głowy zaczęła mi się nasuwać myśl, że znowu mi się przewidziało.
    Odwróciłem się wściekły. Na mojej twarzy był wielki grymas, z powodu tego, że moje myśli znowu płatały mi figle! Miałem tego dosyć, dlatego postanowiłem pobiec do jakiejś chińskiej restauracji. Może tam jakoś się odprężę i zapomnę o tych godzinach, które poświęciłem na szukanie ukochanej.
    Tak, poddałem się. Ja wielka hybryda się poddałem. Nigdzie jej nie było...

Caroline:

    Widziałam go. Dokładnie go widziałam. Stał niedaleko mnie, ale mnie nie zauważył. Obrócił się i poszedł w inną stronę.
    Od razu zaczęłam biec, lecz tłumy ludzi blokowały mi przejście. Byli wszędzie! To było nie do zniesienia!
    Z moich ust cały czas wychodziło słowo ,,przepraszam", gdy przepychałam się, by dogonić mojego ukochanego. Nie przejmowałam się w tej chwili tym widmem, które ostrzegło mnie, abym nie zbliżała się do Klaus'a. Nie obchodziło mnie to ani trochę! Ważne było w tej chwili to, aby dogonić go i powiedzieć mu prawdę.
   - Uważaj, kretynko! - Słyszałam za sobą, jak jakiś mężczyzna zaczął mnie wyklinać, lecz się tym nie przejmowałam. Nie było to teraz ważne.
   - Prawie bym spadła, co za niewychowane... - Nie usłyszałam dalszej części, bo wybiegłam z tłumu i zaczęłam rozglądać się za Klaus'em, który najwyraźniej gdzieś przepadł.
    Pobiegłam jeszcze trochę i ujrzałam go. Wzięłam głęboki wdech i pobiegłam za nim. Nie zatrzymywałam się, tylko rzuciłam mu się na szyję od tyłu. 

______________________________

Przepraszam was za ten nudny rozdział. ;( Wiem, co chcę napisać, lecz tutaj się załamałam. Jest on krótki i beznadziejny, ale miałam pustkę w głowie. Jest mi strasznie głupio, że nie potrafiłam napisać nic lepszego! :(

* bardzo mocna kawa, podawana wcześnie rano.
** pojedyncza porcja kawy espresso podana ze świeżą skórką cytryny. 

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

34 Rozdział

Klaus:

    O dwudziestej pierwszej znalazłem się w Londynie. Piękne miasto, lecz z czasem staje się nużące. Nie potrafię mieszkać w miejscu, gdzie jest cały czas zimno i mokro! Nie rozumiem ludzi, którzy tu mieszkają. 
    Rozejrzałem się, w nadziei że ujrzę moją księżniczkę, lecz wiedziałem dobrze, że było to kompletnie niemożliwe.Niestety moja wyobraźnia zaczęła płatać mi figle. Na początku, każda blond dziewczyna przypominała mi ją, ale potem przeobraziło się to w koszmar.
    Każda osoba płci żeńskiej przypominała mi właśnie ją. W uszach pobrzmiewał mi jej słodki głosik, który mnie wołał, ale ja nie wiedziałem do której Caroline biec.
    Chciałem, aby ten miły koszmar się w końcu skończył, by wszystko powróciło do normalności. Ja i moja anielica siedzimy w mojej ogromnej willi wieczorem w wannie popijając szampana i śmiejąc się. Trzymam ją w swoich ramionach i czuje jej dotyk na mojej skórze. Składam pocałunki na jej szyi, wsłuchując się w jej miarowy oddech. Następnie kierujemy się do sypialni. Ona zasypia wtulona we mnie; nie musimy się o nic martwić - jestem tylko ja i ona. Nie wiedziałem, czy w tych okolicznościach jest to prawdopodobne, ale miałem wielką nadzieję, że już niedługo znowu się spotkamy. Dni bez niej były okropne! Miałem już ich dość! 
    Popatrzyłem jeszcze raz na wszystko, co mnie otacza. Kobiety przybrały swoje normalne twarze, na co odetchnąłem z ulgą, ale to co zaraz miałem ujrzeć, nigdy by mi nie przyszło do głowy. 
    Przede mną przejechał jakiś samochód, tej samej marki co mój, a w nim siedziała moja Caroline i jakiś imbecyl. Moja ukocha najwyraźniej mnie ujrzał, bo spoglądała w tą stronę, gdzie stałem. Jej mina wyrażała przerażenie, smutek, ból i tęsknotę. Wszystkie uczucia łączyły się razem. 
    Chętnie bym za nimi pobiegł, lecz moje nogi nie chciały się ruszyć. Były, jak z galarety. Nigdy nie czułem tego, co teraz... Nie miałem pojęcia, co to, ale chciałem, aby jak najszybciej odeszło! S
    Szukałem dla tego nazwy, lecz nie wiedziałem, jak to można nazwać. Nigdy nie czułem czegoś takiego, ale wiem, że istnieje na to jakieś słowo...
    Zazdrość.
    Czułem zazdrość, która pożerała mnie od środka. Zazdrość o nią. Ktoś miał ją teraz tylko dla siebie, a ja nie mogłem jej nawet dotknąć, zobaczyć.
    Otarłem prawe oko, które stało się wilgotne. Czyżbym... czyżbym płakał?! Nie! To niemożliwe! Ja - wielka hybryda nie mogę przecież płakać! To sprzeczne z... z wszystkim!  

Caroline:

    Czyżbym się przewidziała? Nie, to niemożliwe. Nie mogę mieć zwidów. Ale, ale czy on wybrał się specjalnie dla mnie na stary ląd? Myślałam, że o mnie zapomni, lecz on... Nie zapomniał! 
    Mój uśmiech, który zagościł na mojej twarzy, szybko znikł, gdy przypomniałam sobie, że nasz związek jest niemożliwy i to wszystko przez jakąś poczwarę z piekła rodem! Przydałoby się ją wysłać do ,,Akademii łajdaków", lecz zamiast ,,łajdaków" byłoby ,,łajdaczek". 
   - Coś się stało? - Z zamyśleń wyrwał mnie Jared. - Przed chwilą jeszcze się uśmiechałaś. 
   - To nic. Po prostu ta pogoda... Nie jestem jeszcze do tego przyzwyczajona. .
   - Rozumiem. Też tak miałem na początku - westchnął. - Spokojnie. To minie. - Obdarzył mnie wielkim uśmiechem. 
    Mój przyjaciel zaczął opowiadać jakieś kawały, lecz ja go już nie słuchałam. Nawet nie potrafił mnie już odciągnąć od myślenia o nim, chodź wcześniej udawało mu się to. Ale gdy ujrzałam mojego ukochanego, nie mogłam o nim przestać myśleć. Starałam się i to bardzo, lecz nic nie działało. 
    Wpatrywałam się ślepo na to, co znajdowało się za oknem. To nie było proste wyrzucić Klaus'a tak po prostu z głowy. Kochałam go sobą całą. Oddałabym mu wszystko, co mam. Trudno jest mi bez niego, ale nie mogłabym pozwolić, by coś mu się stało. Wolałam już cierpieć wieczność, niż by on znosił jakiekolwiek męczarnie. 
    Jeżeli bym nie mogła dłużej wytrzymać bez niego, po prostu wbiłabym sobie kołek prosto w serce i skończyłabym ze sobą raz na zawsze. Miałam dużo pomysł na samobójstwo i każdy był bolesny, lecz to nie było ważne. Wystarczyło by tylko to, że skończyłabym te katusze. 
    Gdy już nie dam rady, wbiję w siebie ten idiotyczne kołek lub poproszę o to kogokolwiek, by to zrobił. Nie miałam z tym większego problemu. Wystarczyłoby, że byłby to mój wtedy koniec. 
    Życie bez niego, to jak życie bez wody. I tak nie dam rady przeżyć. 

______________________

    Niedługo koniec wakacji, dlatego rozdziały będą dodawane co tydzień. Pomimo tego że są jeszcze wakacje, rozdział następny dodam w roku szkolnym. Chcę teraz napisać kilka rozdziałów, by móc je potem swobodnie dodawać i pisać kolejne i przy tym nie denerwować się, że nie mam czasu napisać kolejnego rozdziału, bo jest nauka. Pasuje wam takie coś? Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna.

wtorek, 21 sierpnia 2012

33 Rozdział

                                                      muzyka

Caroline:

   - Dziękuje - wyszeptałam i uśmiechnęłam się do mojego nowego przyjaciela?
    Wzięłam od niego kubek z herbatą miętową. Podłożyłam ją sobie blisko nosa, by poczuć ten zapach, który wydobywał się z niej. Pamiętam, jak kiedyś piłam ją i oglądałam jakieś bajki. Miałam wtedy niecałe osiem lat. Uśmiechnęłam się sama do siebie na to wspomnienie.
    Kubek ogrzewał moje zmarznięte dłonie. Podmuchałam wrzątek i wzięłam małego łyczka. Poczułam, jak przez gardło przepływa mi gorąca, smaczna woda. Przymknęłam powieki i rozkoszowałam się ciepłem i miłą atmosferą, która panowała w domu Jared'a. Polubiłam go. Był naprawdę gościnny i wygadany. Cały czas znajdował jakieś nowe temat. Byłam mu za to wdzięczna! Dzięki niemu mogłam chodź na chwilę zapomnieć o... o nim.
    Moje oczy stały się wilgotne, więc szybko starłam je wierzchem dłoni. Jared od razu to zauważył i podszedł do mnie. Kucnął przede mną i spojrzał na mnie.
   - Caroline, co się stało? - Patrzył na mnie cały czas, lecz ja nie chciałam na niego spojrzeć - nie miałam odwagi. - Czy mogłabyś mi w końcu wytłumacz swoje zachowanie?
    Spędziłam już z nim jeden dzień, ale wiedziałam, że coś nas łączy. Nie, nie była to miłość, lecz przyjaźń. Dawno nie znalazłam kogoś z kim mogłabym tak po prostu rozmawiać i nie przejmować się, że palnę coś głupiego. Znaczy... on i tak nie mógł się liczyć z...
    Opadłam na ramię Jared'a i rozpłakałam się. Przytulił mnie i pogłaskał po plecach. Pomógł mi wstać i zaprowadził do salonu. Usiedliśmy wtuleni w siebie. Czułam się przy nim bezpieczna, lecz nie mogło się to równać z... Dlaczego ja do jasnej cholery myślę tylko o n i m?! Kocham go, ale chciałabym chodź na jedną sekundę o nim zapomnieć. To boli, gdy tylko widzę go w swoich myślach.
   - Powiesz mi o co chodzi? - Jared spojrzał mi w oczy. Chwycił mnie za podbródek i nie pozwolił mi odwrócić wzroku.
   - Proszę, nie chcę o tym mówić! - Wyrwałam mu się i schowałam twarz w kolanach. - To mnie rozrywa od środka, gdy o tym myślę... Nie każ mi jeszcze wypowiadać słowa, które zabolą jeszcze bardziej...
    Wypłynął ze mnie kolejny potok łez. Nie mogłam go powstrzymać. On wciąż leciał, leciał, a ja czułam, jakby ktoś wbił mi sztylet w serce i kręcił nim na wszystkie strony. Czekał tylko na to, aż moje serce się podda i stwierdzi, że już go nie potrzebuję, ale ono walczyło i nie pozwalało dojść do siebie takim myślą.
   - Nie mów. Nikt cię do tego nie zmusza. - Pogłaskał mnie po głowie. - Powiesz mi wtedy, gdy będziesz chciała.
    Otarłam łzy i spojrzałam na niego. Uśmiechnął się do mnie czule. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Był, a raczej jest moim przyjaciele. Cieszę się, że go poznałam, pomimo tego że na początku chciał mnie zjeść. ,,Zjeść" - dziwne słowo, ale nie miałam na to innego określenia.
   - Może... może pokażesz mi Londyn? - Chciałam odegnać od siebie wszystkie myśli, przez które cierpiałam.
   - Jasne. Chętnie. - W jego głosie było słychać nutkę szczęścia.
    Czułam, że przeszkadza mu już to, że ciągle płaczę i nie może mi pomóc, ponieważ nie chcę nic mu mówić. Jednak nie odszedł. Był niesamowity. Kto by pomyślał, że w jeden dzień można poznać kogoś i już poczuć, że ta osoba jest twoją bratnią duszą.
   - Dziękuje - wyszeptałam i musnęłam jego policzek.
   - Za co? - zaśmiał się i spojrzał na mnie.
   - Za to, że nie poszedłeś sobie, tylko zostałeś ze mną. - Otarłam jeszcze raz oczy i wstałam z fotela, uwalniając się z objęć Jared'a. - Poczekaj chwilę. Idę się przebrać!
    Pobiegłam do pokoju, który został mi przydzielony. Sama nigdy bym tak go nie urządziła, ponieważ nie potrafiłabym. Jared zdradził mi, gdy ujrzałam jego dom i uznałam, że jest jedyny w swoim rodzaju, że kocha projektować wnętrza. Miał w tym niezwykłą wprawę, chodź można to nazwać talentem.
    Pokój miał brązowe ściany, a wszystkie meble kremowe. Było tu także mnóstwo brązowych akcentów, co dodawały temu pokojowi niezwykłego uroku. Żeby nie wydawał się za ciemny, nad oknem została umieszczona zielona roleta. Na parapecie stał jakiś kwiatek, lecz nie miałam pojęcia, jak się nazywa. Rośliny, to nie jest moja mocna strona.
    Zajrzałam to torby - nie zdążyłam jeszcze się wypakować - i wyjęłam z niej beżowe rurki, białą bokserkę i szafirowy sweterek zakładany przez głowę. Do tego białe trampki, wysoki kucyk i mogłam iść. Nie miałam ochoty się stroić, szczególnie że tutaj było strasznie zimno.
    Wyszłam z pokoju i skierowałam się do wyjścia, gdzie czekał na mnie Jared.
   - Widzę, że gotowa. - Uśmiechnął się na mój widok. - Ślicznie wyglądasz.
   - Dziękuje. - Odwzajemniłam uśmiech. - Makijaż załatwił moje spuchnięte oczy od płaczu. Mam nadzieję, że nie wyglądam na twarzy, aż tak koszmarnie.
   - Wyglądasz prześlicznie. Jesteś jedyna w swoim rodzaju - zaśmiał się, a ja równo z nim.
   - Porównujesz mnie do swojego jedynego w rodzaju domu? - Spojrzałam na niego z udawaną złością.
   - Skądże... - Jego sarkazm był naprawdę zabawny. - Chodźmy! - Otworzył przede mną drzwi, a ja wyszłam, przy czym uśmiechnęłam się do niego.
    Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę Londyn. Nigdy nie byłam w Europie. Miałam wieczność na to, by ją zobaczyć. Byłam ciekawa każdego centymetra tego kontynentu. Była tu całkowicie inna atmosfera niż w Ameryce, co mi się naprawdę spodobało. W końcu myślałam trzeźwo. Chodź teraz nie myślę o n i m.

__________________

   Jestem zadowolona z tego rozdziału. Mam nadzieję, że wam również się podoba. ;) Liczę na wasze komentarze! I obiecuję, że następny rozdział pojawi się szybciej niż poprzedni. Dodałabym go wcześniej, lecz niedługo rok szkolny i te wszystkie zakupy. Sami wiecie, jak to jest. ;d

Co sądzicie o nowym wyglądzie? 

czwartek, 16 sierpnia 2012

32 Rozdział

                                                            muzyka

Klaus:

    Siedziałem w samolocie, który leciał do Szkocji. Nie mogłem się już doczekać kiedy dotrę na miejsce i nie tylko z tego powodu, że chcę, jak najszybciej zobaczyć moją ukochaną, ale także miałem dość tego tłustego mężczyzny, który opierał swoją głowę o moje ramię i ślinił moją koszulę. Nie mogę go odepchnąć, bo spadnie na tą kobietę, która znajduje się obok niego.
    Ta blondynka - bo właśnie miała taki kolor włosów - zawzięcie starała się skupić na książce, lecz te tłuścioch który wykorzystał moje ramię, jako poduszkę chrapał przeraźliwie i przeszkadzał jej w czytaniu. Zaśmiałem się w myślach. Przypominała mi Caroline...
    Przymknąłem powieki z myślą o błogim śnie, ale przerwało mi wszystko ponowne chrapnięcie. Czy on nie może się obudzić?! - prychnąłem w myślach i lekko odsunąłem głowę mężczyzny. Ten zbudził się i potrząsnął nią i spojrzał na mnie, a następnie na moją mokrą koszulę od jego śliny.
   - O Boże! - Wytrzeszczył swoje małe oczy. - Ja najmocniej pana przepraszam! Niestety zdarza mi się to tak często... - Zrezygnowany oparł się o oparcie fotele i westchnął.
   - Współczuje tamtym osobom - wyszeptałem cicho, lecz on najwyraźniej mnie nie usłyszał.
    Nagle w głośnikach usłyszałem głos, który mnie uszczęśliwił! Zapiąłem pasy i czekałem teraz tylko na to, aż wylądujemy. Chciałem, jak najszybciej wynieść się z tego przeklętego samolotu.
    Wielki, metalowy ptak wylądował, a ja jako pierwszy wybiegłem z niego. Sprawdziłem rozkład samolotów, lecz żaden nie kierował się do Anglii. Dopiero był za tydzień, a tyle nie mogłem czekać. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po taksówkę, lecz jak się okazała wszystkie były zajęte. Wściekł rozejrzałem się w koło. Szukałem kogoś, kto mógłby mnie podwieźć. Jedyne kogo zdołałem wyłapać to mężczyźni ubrani w kilt. Męska spódnica - ta myśl przeszła mi przez głowę. Zaśmiałem się pod nosem.
    Pokierowałem się w ich stronę szybkim krokiem. Ujrzeli mnie w połowie drogi. Na ich twarzach widniały głupkowate uśmieszki. Miałem już zamiar zawracać, gdy jeden krzyknął do mnie.
   - Coś się stało? - Podszedł do mnie. - Szedł pan w naszą stronę, więc pomyślałem, że czegoś pan chce.
   - Ja... - Miałem już odejść, ale musiałem zapytać. - Czy wiecie kto kieruje się teraz w stronę Anglii? Właśnie chcę się tam dostać, ale samolot jest dopiero...
   - A wiem! - Uśmiechnął się. - My właśnie! - Wskazał na pięciu mężczyzn.
   - Naprawdę? - Spojrzałem na nich krzywo.
   - Tak! Jak chce pan, to chętnie możemy zabrać cię ze sobą!
   - No dobrze... - westchnąłem.
   - Więc jak się pan nazywa? - Patrzył na mnie, a na jego twarzy malował się okropny uśmiech.
   - Nieważne. - Prychnąłem cicho i wszedłem do ich samochodu. Było tam mnóstwo miejsca.
    Marzyłem tylko o tym, aby dotrzeć na miejsce, jak najszybciej. W uszach dzwoniły mi dudy. Jakiś durnowaty Szkocki zespół. Mogłem odejść od nich, jak najszybciej. A co z wampirzym tempem! Co za idiota ze mnie! Schowałem twarz w dłoniach, lecz zaraz się podniosłem.
   - Ja chyba wolę iść na nogach. - Już wstawałem, gdy ktoś popchnął mnie z powrotem na siedzenie.
   - Nie, nie, nie. Siadaj!
    Miałem wrażenie, że dłużej tu nie wytrzymam. Piątka mężczyzn coś śpiewała, a piąty kierował. Na całe szczęście odłożyli już te denerwujące dudy. Nie wiem, czy rzuciłbym się na nich, gdyby jeszcze usłyszał choćby jeden dźwięk tego okropnego instrumentu!
    Właśnie w tej samej chwili przyszło mi coś do głowy. Dlaczego ich nie zabiłem? Mogłem zabrać tylko samochód, a ich zjeść. Głód mi już i tak doskwiera. Nie chciałem dłużej czekać, tylko zahipnotyzowałem każdego z nich, by nie wydawali z siebie dźwięków, a następnie zatopiłem kły w każdym z nich - po kolei.
   - Co tak cicho? - Roześmiał się kierujący, a następnie obrócił się, by zobaczyć, co się stało. Zamarł.
    Zatrzymał nagle auto i wybiegł z krzykiem z wozu. Na to tylko czekałem. Wpakowałem się na siedzenie kierowcy i odpaliłem samochód. Spojrzałem na mapę. Kierowałem się prosto w stronę Walię. Co za oszukańcy? Musiałem teraz tylko jakoś zakręcić i obrać dobry kurs. Było to trudne, bo nie wiedziałem, gdzie mam teraz jechać.

__________________________________

    Przepraszam, przepraszam. Rozdział miał być dodany dwa dni wcześniej, ale była u przyjaciółki na noc, a ona potem u mnie. Mam nadzieję, że ten rozdział się podoba i liczę na komentarze. ;*

sobota, 11 sierpnia 2012

31 Rozdział

                                                           muzyka

Caroline:

    Wysiadłam z samolotu i pokierowałam się po moje walizki. Stałam chwilę czekając na nie, a kiedy je zabrałam, weszłam do mojego samochodu, który został tu wcześniej przywieziony. Bagaże trafiły do bagażnika, a ja na fotel kierowcy z butelką wina.
    Odpaliłam stacyjkę i wyjechałam z lotniska kierując się w stronę Londynu. Patrzyłam mokrymi oczami w drogę przed siebie. Nic się dla mnie teraz nie liczyło.
    Kciukiem otworzyłam rozpoczętą butelkę już w samolocie i przyłożyłam do ust. Poczułam gorzki smak wina. Takie dziś było najlepsze - gorzkie. Przypomina mi ono moją sytuację i nie pogarsza jej. Słodkie tylko by wszystko spieprzyło. Moje głupie główkowanie, prawda?
    Jechałam wolno. Nigdzie mi się nie spieszyło. Przyjemnie było jechać tak samemu, ale brakowało mi na miejscu pasażera Klaus'a, który cały czas komentował moją jazdę. Zaśmiałam się przez łzy, na to wspomnienie i wlałam w siebie kolejny ogromny łyk wina.
    Nagle ujrzałam na poboczu czarnego mercedesa. Na mojej twarzy mimowolnie pokazał się uśmiech. Zatrzymałam się, parkując obok tego samochodu. Wybiegłam z auta i pokierowałam się w stronę mężczyzny, który był odwrócony do mnie tyłem. Czyżby dowiedział się, gdzie jestem? Przyjechał po mnie? Może nam się uda...
   - Kla... - zatrzymałam się w połowie zdania, gdy mężczyzna obrócił się w moją stronę.
    Nie, to nie jest on. Przede mną stoi całkowicie ktoś inny. Nie znam go, ale już go nie cierpię. Dlaczego? Nie wiem. Podszedł do mnie i spojrzał na mnie pytająco.
   - Przepraszam, ale pomyliłam cię z kimś innym - tłumaczyłam się, a on się tylko uśmiechnął.
   - Nic się nie stało - zaśmiał się. - Nazywam się Jared Smith, a ty złociutka? - Popatrzył na mnie z ogromnym uśmiechem, który muszę przyznać wyglądał niesamowicie i dodawał mu uroku. Pasował do jego czarnych włosów postawionych na żelu i bladej twarzy.
   - Caroline Forbes. - Podałam mu dłoń, którą lekko potrząsnął. Uśmiechnęłam się, pomimo tego że nie chciałam tego robić. - Ja, ja już muszę iść. - Chciałam odejść, lecz on złapał mnie za nadgarstek.
   - Nie sądzę - zaśmiał się.
    Wkurzyło mnie to. Obróciłam się do niego wysuwając kły. Spojrzał na mnie na początku z wielkim zdziwienie, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech, lecz potem roześmiał się jeszcze głośniej. O co mu mogło chodzić?
   - Kotku, schowaj te kiełki. - Uśmiechnął się do mnie. - Nie tylko ty jesteś tu wampirem. Na początku miałaś być tylko przekąską, a tu proszę! Co za niespodzianka! - Jego śmiech cały czas brzmiał w moich uszach. - A więc, co cię tu sprowadza?
    Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Zamrugałam kilkakrotnie i wydusiłam z siebie krótkie zdanie.
   - Zmieniam miejsce zamieszkania. - Patrzyłam na niego. Po chwili na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ale musiało to wyglądać przekomicznie. - Emm... ja... - Położyłam sobie rękę na czole i wzięłam głęboki oddech. - Przyjechałam z Mystic Falls, może słyszałeś...
   - Mystic Falls? Ha ha! Czy ta miejscowość nie jest zamieszkana przez pierwotnych? - Popatrzył na mnie. Pokiwałam znacząco głową, zaciskając przy tym usta. -To tam teraz przebywa ta zasrana hybryda. Klaus - wysyczał.
   - Nie mów tak o nim! - Krzyknęłam. - Przepraszam. - Spuściłam głowę.
   - Nic się nie stało. Jedziesz do Londynu, tak?
   - Tak.
   - Jedź za mną. Strzelam, że nie masz jeszcze mieszkania.
   - Czytasz w myślach? - Zapytałam, wsiadając do samochodu.
   - Możliwe.
    Usłyszałam tylko śmiech, a następnie pisk opon. Przeczesałam ręką swoje włosy i pojechałam za Jared'em. Nie znałam go. Jadę do niego. Czy nie jestem idiotką? Możliwe. Ale co gorszego może mnie tam spotkać, od tego co przeżyłam?

____________________________________

    Rozdział krótki za co przepraszam. Chciałam go dziś dodać, ale jestem bardzo słaba. Źle się czuje i po prostu nie dałam rady więcej napisać. Mam nadzieję, że i tak nie jest ten rozdział tak straszny, jak mi się wydaje. Następny będzie dłuższy, ale niestety dziś nie dały mi szansy dłuższego rozdziału napisać problemy zdrowotne. Komentujcie!

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

30 Rozdział

                                                      muzyka


Caroline:


    Odpięłam pasy i oparłam się wygodnie o fotel. Przed chwilą wystartowaliśmy, około pięciu minut temu. Założyłam słuchawki na uszy i słuchałam gry na pianinie Alexandre Desplat. Uwielbiałam jej słuchać, gdy czułam się źle, jak w tej chwili. Jej muzyka podnosiła mnie na duchu, ale teraz mało co dawała.
    Zamknęłam oczy, marząc o głębokim śnie. Miałam dosyć wszystkiego. Chciałam uszczypnąć się i stwierdzić, że to tylko głupi sen i zaraz się z niego obudzę. Nie będę wtedy już wampirem, nigdy nie poznam j e g o, będę normalną nastolatką z mało co ważnymi problemami, jak na przykład jaką sukienkę mam ubrać na randkę w sobotę, a w czym mam iść na imprezę do Grill'a.
    Jednak teraz to wszystko było niemożliwe. Moje problemy nie były już głupie i dziecinne, ale straszne... Przerastały mnie. Nie potrafię sobie z nim dać rady. Uciekam od nich, stwierdzając, że to najlepszy pomysł. Pragnę zacząć nowe życie, bo tam o n e mnie nie spotkają na starcie. I tu nie wystarczy wymazanie wszystkich kontaktów z telefonu, bo chcę zapomnieć o moich byłych przyjaciołach. Nie. Trzeba wszystko usunąć z głowy, a to może się okazać najtrudniejszym zadaniem. O n i i tak ciągle są we mnie.
    Gdyby to było takie proste, jak pstryknięcie palcami w bajkach i znalezienie się w innym miejscu, a u mnie te ,,Inne Miejsce" to coś, gdzie nie ma problemów. Ale czy istnieje życie bez nich? Odpowiedź jest krótka i jednoznaczna: nie.
    Bo życie to nie jest bajka - jak się wielu wydaje. Nie można się nim tak po prostu bawić, bo możemy je uszkodzić. Jest ono, jak cienka linia. Wystarczy przecież tylko jedno cięcie noża i się całkowicie wali, tak jak mi.
    Czasami obraz nam się rozmywa, ale zostają tylko nieliczne utkwione w pamięci, które najbardziej bolą. Chcemy o nich zapomnieć, ale one nie chcą odejść. Przecież nie zawsze żyje się dobrze, ale to nie znaczy, że o n e muszą zostać z nami w każdej trudnej chwili, przez co nasze cierpienie się powiększa.
    Westchnęłam. Wciąż pogłębiam się w swoich myślach. Boję się, że gdy zasnę, o n może pojawić się w moim śnie i powiększyć moją ranę, która i tak jest już ogromnych rozmiarów. To była dla mnie miłość, która była najprawdziwsza, ale tylko jedno głupie widmo, potrafiło wszystko zaprzepaścić.
     Klaus był w moim życiu jedyną miłością, taką prawdziwą. To nie jest łatwe tak po prostu wyjechać. Ale ja nie byłam na tyle silna, by zostać. Nie byłam na tyle silna, by zawalczyć o nas. Nie byłam na tyle silna, by uwierzyć w to, że jest jeszcze jakakolwiek szansa. Nie byłam w ogóle silna. Ale nie potrafiłam go pożegnać na zawsze i kazać mi o wszystkim zapomnieć i podziękować mu za tą całą miłość. Nie. We mnie jest wciąż ta iskierka, która wierzy w to, że i tak będziemy razem. Ale jest ona zbyt daleko i nie dopuszczam jej do siebie, z myślą że to i tak już koniec.
    Co jest ze mną źle? Z jednej strony chcę zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się w Mistic Falls od mojej przemiany, a z drugiej cały czas o tym myślę. Jestem idiotką!
    Poczułam coś mokrego na twarzy. Spływało w dół po moim policzku. Otarłam łzę wierzchem dłoni. Nie chciałam, aby ktokolwiek w samolocie ujrzał mój płacz. Nie jest mi to potrzebne.
    Popatrzyłam przez okno. Widziałam masę białego puchu. Wyglądał tak ślicznie, że aż miało się ochotę zebrać go na dłoń i skosztować. Ogromny, metalowy ptak leciał nad wielką wodą -  Ocean Atlantycki. Był piękny.

Klaus:


    Wpatrywałem się w niebo. Było na nim mnóstwo chmur. Ale to nie o to mi chodziło. Chciałem dostrzec ogromny samolot, który kierował się do Anglii. Dowiedziałem się, - za pomocą hipnozy - że właśnie tam udaje się moja Perła.
     Byłem wściekły. Kolejny samolot do Anglii wyjeżdża dopiero za trzy dni. Nie mogłem tyle czekać - nie potrafiłem. Odwróciłem się na pięcie i zamierzałem wyjść z budynku, gdy nagle usłyszałem, jak ktoś mnie woła. Nie po imieniu, ale wiedziałem, że słowa są kierowane prosto do mnie.
    Obróciłem się do miejsca z którego był wydawany głos. Ujrzałem wysoką, szczupłą kobietę w niebieskim stroju. Jej rude włosy były upięte w kok. Spoglądała na mnie dużymi, zielonymi oczami. Podeszła do mnie niepewnie. Przełknęła ślinę i lekko się uśmiechnęła. Nie wiedziałem o co mogło jej chodzić, ale chciałem, aby dała mi spokój.
   - Przepraszam, że pytam, ale czy to pan chciał udać się do Anglii? - Zapytała. Dłonie miała złożone w jedna piąstkę, ale można było dokładnie dostrzec, jak się trzęsą.
   - Tak, to ja. Ale wątpię, by była jakaś nadzieja, że jakiś samolot jednak tam się wybiera. - Westchnąłem. - Mogłaby pani sobie pójść? - Chciałem, jak najszybciej stąd wyjść.
   - Ale p-proszę poczekać! Jest samolot do Szkocji, a stamtąd tylko do Anglii. - Wszystko powiedziała na jednym tchu.
    Uśmiechnąłem się sam do siebie. A więc jest nadzieja. Miałem wielką nadzieję, że szybo odnajdę moją ukochaną.
   - Kiedy odlatuje? - Popatrzyłem na nią.
   - Za niecałe dziesięć minut. Lepiej aby pan się pospieszył. 
    W ludzkim tempie pobiegłem kupić bilet. To będzie lepsze, niżbym czekał te trzy dni, ponieważ za dwa będę już, prawdopodobnie, z moją Perłą. Nigdy nie sądziłem, że mogę być, aż tak radosny. Brak jej oznaczał dla mnie tylko smutek, żal... lecz kiedy odzyskałem nadzieję, że  mogę ją prosto odnaleźć, było jak strzał z ogromną ilością szczęścia.
    Pragnąłem budzić się codziennie rano przy niej i mówić jej, jak bardzo ją kochać. Czuć jej słodki zapach. Dotknąć jej delikatnej skóry. Nie odstępować jej na krok. Być na wieczność właśnie przy niej.
    Dla niej cały świat przepłynę, aby tylko ją ujrzeć. Moje serce wie już dokładnie dla kogo bije. Ona jest moim światłem. Gdy jestem przy niej, czuję, jakbym dostał bilet do raju.  Nie mam pojęcia, jak ona to zrobiła, ale zrobiła dla mnie coś niebywałego - potwór zakochał się w anielicy. Czy to możliwe? Czy ktoś to przewidział? Sądzę, że nie. Historia jak z ,,Pięknej i Bestii". Ona pokochała Bestie, po długim czasie, lecz on kochał ją od początku.
   
_________________________________

    I oto już 30 rozdział! To niesamowite, prawda? Nigdy bym nie pomyślała, że wytrwam do 30 rozdziału. ;) Powiem tyle: od tego rozdziału mam ochotę pisać!  Od 20 uważam, że rozdziały były takie nijakie, ale obiecuje, że to się zmieni. Komentujcie!

Ps: Jest na moim blogu nowa strona: Pytania. Tam możecie zadawać różne pytania, a ja odpowiem na nie, chociaż że będą zbyt osobiste.
Ps2: Czy mam do rozdziałów dodawać muzykę, jak w tym? Ponieważ czasem jakaś piosenka daje mi weny, jak w tym.
Ps3: Ten rozdział powstał też dzięki kilkunastu wierszom. One mnie natchnęły!

czwartek, 2 sierpnia 2012

29 Rozdział

Caroline: 

   - Gotowe - wyszeptałam. 
    Popatrzyłam się na cztery walizki, które stały na ziemi obok mojego łóżka. Westchnęłam. Czułam się podlę, że opuszczam miejsce w którym się wychowałam, poznałam smak życia, zakosztowałam bólu, cierpienia... To tu poznałam właśnie jego, a teraz tak nagle mam go opuszczać. To było okropne. Kochałam go tak mocno, ale nie potrafiłam narazić go na cierpienie, ponieważ jakieś widmo nie pozwoliło mi z nim być.
    Jedna słona łza pojawiła mi się w koniuszku oka, lecz szybko starłam ją palcem. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech. Wypuściłam powietrze. Wyszłam z mojego pokoju i ruszyłam w stronę kuchni. Mama właśnie była zaczytana. Uniosła głowę znad gazety i spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się, lecz gdy zobaczyła moją minę od razu podniosła się z krzesła i podeszła do mnie.
    Spojrzała mi w oczy z wielką troską. Widziałam, że martwi się o mnie. Przytuliłam się do niej, a ona odwzajemniła uścisk. Rozpłakałam się. Mama powtarzała mi tylko ,,wszystko będzie dobrze", chodź nie miała pojęcia o co chodzi. Byłam i tak jej za to wdzięczna. Odsunęła mnie od siebie. Położyła swoje dłonie na moich ramionach.
   - Caroline, co się stało? Ktoś cię skrzywdził? - Patrzyła na mnie uważnie i śledziła każdy mój ruch.
   - Nie, nikt mnie nie skrzywdził. Ja... - Nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa. Łzy powstrzymywały mnie. - Ja muszę wyjechać. 
   - Co? - Mama położyła obie dłonie na piersi i wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem. - Ale, ale jak to? Nic z tego nie rozumiem... - Pokręciła głową.
   - Przepraszam. Ale ja muszę! - Przytuliłam ją i wybiegłam z kuchni. 
    W wampirzym tempie wyniosłam wszystkie walizki z domu i włożyłam je do bagażnika w samochodzie. Popatrzyłam ostatni raz na mój dom. Na werandzie stała roztrzęsiona mama. Wsiadłam do środka auta i pojechałam w stronę miejsca, które dawało mi tyle miłych wspomnień.

    Stałam oparta o swój samochód i wpatrywałam się w wielką willę. Nie dawało mi spokoju to, że muszę go opuścić. Chciałam się pożegnać, ale jak? Jak mam mu to powiedzieć? Jak on na to zareaguje? Jak mi nie pozwoli i zatrzyma mnie?
    Westchnęłam i zrobiłam kilka kroków. Po chwili znalazłam się pod ogromnymi drzwiami. Uniosłam prawdą dłoń, którą zacisnęłam w piąstkę. Właśnie miałam zapukać, gdy przede mną ukazał się mężczyzna, dla którego mogłabym zginąć. Zwinnie opuściłam rękę, która przyległa do mojego ciała. Przegryzłam wargę; stresowałam się i to bardzo.
   - Caroline. - W jego głosie można było usłyszeć wyraźny gniew. - Co tu robisz?
   - Ja... Chciałam się pożegnać. - Uniosłam głowę, która dotąd była opuszczona. Spojrzałam na niego.
   - Pożegnać? - Zaśmiał się. - Myślałem, że wyjedziesz. Przecież już się pobawiłaś - czas uciekać.
    Ominął mnie. Obróciłam się na pięcie i popatrzyłam na niego zdezorientowana. Podbiegłam do niego i chwyciłam go za ramię. Zatrzymał się.
   - Klaus, ale o co ci chodzi? - Znalazłam się przed nim. - Nic z tego nie rozumiem...
   - Odejdź! - I już go nie było.
    Zostałam sama. Na policzkach poczułam słone łzy, które nasilały się z każda chwilą, gdy tylko pomyślałam o nim. Wsiadłam do samochodu i obrałam kurs w stronę lotniska.
    Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się wydarzyło. O co mu mogło chodzić? Otarłam dłonią mokre od płaczu oczy. Miałam nadzieję, że w Londynie spotka mnie coś dobrego - tak, Wielka Brytania do mój cel. Kochałam Anglię od małego, a szczególnie stolicę. Zawsze marzyłam o tym, by tam studiować. Może to się ziści. Nic nigdy nie było wiadomo. Miałam wieczne życie, więc wiele mogło mnie jeszcze spotkać.
    W tej chwili pragnęłam tylko jednego: chciałam zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się przez te trzy dni. Wszystkie myśli tłoczyły się w jedno i prowadziły mnie tylko do jednego imienia - Klaus. Nic nie przychodziło mi do głowy, o co mogło mu chodzić. Czyżbym się nie myliła z moimi wcześniejszymi przepuszczeniami, że byłam dla niego tylko głupią zabawką? Zresztą czy to dziwne? Zawsze byłam tylko głupią blondynką, której uczucia były nic nieznaczące.

Klaus:

    Siedziałem w Grill'i i popijałem martini. Moje myśli wciąż tłoczyły się przy jednej osobie - Caroline. Nie wiedziałem, czy moje przepuszczenia są prawdziwe, co do tego że ona nie pałała do mnie żadnych uczuć. Ale jeżeli by mnie nie kochała, to po co by miała do mnie przyjeżdżać?
    Pociągnąłem wielkiego łyka.
    Wyciągnąłem telefon i wpisałem numer, który był mi dobrze znany. Przyłożyłem słuchawkę do ucha, lecz włączyła się tylko poczta głosowa. Westchnąłem. Spróbowałem jeszcze kilka razy, ale wszystkie próby były na marne.
    Wyciągnąłem z kieszeni dwadzieścia dolarów i położyłem przed kelnerem, po czym wyszedłem, a raczej wybiegłem z baru. Jerry Springer spokojnie mógł zaprosić mnie do swojego programu.
    Po kilku minutach znalazłem się pod domem Caroline. Nie zastałem jej. A czego się spodziewałem? Że będzie tu stała i czekała na mnie, a potem przyjmie mnie z otwartymi ramionami za to, że kazałem jej odejść? Jestem skończonym idiotą...
    - Lotnisko - wyszeptałem sam do siebie.
    Wsiadłem z powrotem do samochodu. Byłem zdenerwowany, a to wszystko przez moją głupotę. Jechałem szybko, przez co zahaczyłem o gliny. Nie przejmowałem się tym, tylko jeszcze bardziej przyspieszyłem. Z moich ust wydobywała się masa przekleństw w różnych językach; zabrakło mi po angielsku.
    Teraz ważna była tylko ona. Reszta jest w tej chwili tylko dodatkami, które muszę ominąć, by ją odnaleźć.

_______________________________________________________________________

    Jak się podoba? Komentujcie! Piszcie co źle, ponieważ pisałam to pod wpływem zmęczenia, lecz nie wszystko. 

sobota, 28 lipca 2012

28 Rozdział

                                                        muzyka


Caroline:


    Opierałam się o ścianę. Moje powieki były zamknięte. Po policzkach spływały mi łzy. Skąd się wzięły? Nie byłam na dość silna, by jej ulec. Pomimo tego że prawdopodobnie uratowałam kogoś, kogo kocham to nie miałam żadnej satysfakcji. Gdyby Klaus usłyszał to, co zrobiłam, na pewno powiedziałby, że nie wolno mi i mam walczyć dalej. Nie powinnam się poddać.
    Wstałam i podeszłam do szafy. Ta cała zmora uwolniła mnie, gdy tylko obiecałam jej, że wyjadę i nigdy nie będę już z n i m. Ponowna fala łez spłynęła mi ciurkiem po policzkach. Kiedy tylko jej to powiedziała, to nagle znalazłam się w swoim pokoju. Nie mogłam dłużej już czekać. To miasto przypominało mi j e g o, przez co smutek był jeszcze większy.
    Wyjęłam z szafy wszystkie moje ciuchy i rzuciłam je na łóżko - tak samo było z bielizną, kosmetykami i innymi potrzebnymi mi rzeczami. Usiadłam na ziemi, opierając się o łóżko. W dłoniach trzymałam rysunek, który dostałam od Klausa. Byłam na nim ja, a obok mnie koń. Kochałam je. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tego wieczoru, pomimo że nie byłam dla n i e g o zbyt wtedy miła.
    Schowałam rysunek to kieszonki spodni i zabrałam się za pakowanie. Musiałam odgonić wszystkie myśli związane z nim.
    Pochyliłam się nad łóżkiem, na którym był stos moich ubrań, i chwyciłam do rąk pierwszą sukienkę. Przyłożyłam ją sobie do piersi, przy czym całą zmięłam. Nie mogłam wytrzymać! Nie mogłam tak dalej! Czułam się pusta w środku, jak by ktoś wyrwał cząstkę mnie. Nie chciałam płakać, ale nie łez nie dało rady powstrzymać. Kapały cały czas na moją bluzkę, robiąc plamy.
   - Nie! - Rzuciłam sukienką w kąt i wybiegłam w wampirzym tempie z pokoju.
    Chciałam znaleźć się, jak najdalej, by nikt mnie nie znalazł. Biegłam cały czas. Nie zatrzymywałam się, aż upadłam. Potknęłam się na wystającym korzeniu. Podniosłam się na dłoniach i rozejrzałam. Byłam w jakimś lesie, lecz nie był to ten, który znałam. Wszędzie było ciemno, a drzewa nie pozwalały przedrzeć się światłu.
    Położyłam się na ziemi i wpatrywałam się w korony drzew. Słyszałam tylko szum liści i od czasu do czasu śpiew ptaków. Czy mogłam sobie wyobrazić lepsze miejsce, które pasowałoby do mojego stanu? Z pewnością nie. Łzy były dalej, ale nie byłam już tak zła na siebie. Ogarnął mnie spokój, a w głowie nie było już tylu myśli.
    Myślałam o tym, co zrobię, gdzie wyjadę, jaki będzie dalszy ciąg mojego nieśmiertelnego życia? Bez niego nie miało sensu. Niestety, trzeba ukryć się za maską, maską udawanego szczęścia które naprawdę jest koszmarem, lecz nikt nie wie o tym, co czuję w środku.
    Westchnęłam.
    Nie miałam pojęcia, co będzie dalej. Musiałam jakoś podnieść się i nie dać rozpaczy nad sobą panować. Była ona taką wstrętną grypą, która trzyma się ciebie, aż w końcu seria lekarstw nie odgoni jej. Jak na razie była ona bardzo silna.
    Przymknęłam powieki, a przed oczyma migały mi wszystkie wspomnienia związane z Klausem. Od samych początków. Był on wtedy dla mnie tylko wrogiem, które chciał krwi mojej przyjaciółki. Czyżbym wtedy kiedykolwiek pomyślała, że właśnie on będzie osobą, której bez żadnych skrupułów oddam swoje serce, dusze, siebie. Jednak wszystko się zmieniło. Teraz nie dałabym skrzywdzić go, a nie jej. Elena już dla mnie może nie istnieć. Dwóch braci jest w niej zakochanych, ale ona wciąż się nie zdecydowała i krzywdzi ich obu. Nie rozumiem jej toku myślenia. Cały świat krąży wokół niej, ale jej wciąż jest źle. Nie zasługuję, ani na Damon'a i Stefan'a. Oni cały czas walczą o nią, lecz nikt nie wygrywa, a ich więź braterska znika, chodź niedawno wzrosła na sile. Elena niszczy właśnie to.
    Ja zaś zawsze byłam na drugim miejscu. Czyżbym kiedykolwiek była lepsza od panny Gilbert? Nie, nie sądzę. Byłam kimś odrzucanym cały czas i tylko osobą na chwilę, gdy Elena pokłóciła się z Bonnie. Wtedy to właśnie ja zastępowałam jej przyjaciółkę. Zawsze jej pomagałam, ale kiedy ja miałam złamane serce, to ona nawet nie zadzwoniła.
    Przyjaźń z nią nie jest niczego warta. Jest tylko ból, cierpienie - nic więcej.

Klaus:


   - Jak to ją wypuściła? - Popatrzyłem na Bonnie wściekły. Caroline została uwolniona.
   - Nie wiem. Po prostu. - Dziewczyna stała w lekkim rozkroku i rękami zaciśniętymi w pięści. Cały czas przegryzała dolną wargę. - Lepiej mi wytłumacz, co cię z nią łączy? Dlaczego mi nic nie powiedziała? - Drugie zdania wypowiedziała sama do siebie.
   - Nie mam czasu ci nic wyjaśniać. Muszę ją odnaleźć. - W wampirzym tempie udałem się do domu Caroline.
    Biegłem, jak najszybciej mogłem. Nie patrzyłem na to, czy ktoś mnie widzi. Dobrze, że przynajmniej jest noc. Dom szeryf Forbes był już nie daleko. Zwolniłem więc, wiedząc, że stoi przede mną. Jednak nie zahamowałem, tylko wskoczyłem do okna w biegu.
    Na łóżku było porozwalane mnóstwo ubrań. Szafa była pusta. Czyżby moja ukochana zamierzała gdzieś wyjechać? To niemożliwe... lecz gdzie ona jest?
    Była tu niedawno. Wyraźnie wyczuwałem jej zapach. Musiała, gdzieś pobiec. Chciałem ją jak najszybciej znaleźć i przytulić. Wyskoczyłem przez okno i złapałem ślad Caroline. Już miałem biec, lecz coś mi przyszło do głowy. A jeżeli ona nic nie czuje? Może tylko bawiła się mną, no bo co za przygoda! Uwieść pierwotnego! Czyżby to wszystko było zaplanowane, a teraz chciała spokojnie wyjechać, jakby nigdy nic i znaleźć nowe życie w innym miejscu? To by wyjaśniało wiele...
    Stanąłem przed wielkim lasem, do którego kierował mnie zapach Caroline. Popatrzyłem na niego, lecz zaraz zawróciłem. Chciałem teraz znaleźć się w swoim mieszkaniu. Byłem wściekły na siebie, że dałem się podpuścić! Tyle bym dla niej zrobił, a ona mnie oszukała...
    Wbiegłem do mieszkania z hukiem. Zatrzasnąłem za sobą drzwi tak mocno, że prawie urwały się zawiasy. Podszedłem do barku i nalałem sobie martini. Usiadłem na fotelu i stukałem palcem wskazującym w szklankę.
   - Kochałem ją, a ona tak mnie oszukała - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
    Wziąłem wielkiego łyka. Mój wzrok był utkwiony w płomienie, które buchały w kominku.

___________________________________________________________________________

    Oto 28 rozdział! Mam nadzieję, że się podobał. Był on dla mnie trudny do napisania, lecz nie wiem czemu. Następne będą lżejsze dla mnie - przynajmniej tak mi się wydaje. Więc komentujcie i przepraszam, że tak długo go nie dodawałam. Wena, wena i było jej brak. Lecz teraz jest!
    Komentujcie, proszę! A komentującym dziękuje. Kocham was. <3