poniedziałek, 25 czerwca 2012

21 Rozdział

Caroline:


    Przez całą drogę nie odzywaliśmy się. Klaus uśmiechał się i patrzył na drogę, a ja podziwiałam widoki za oknem. Jechaliśmy przez las, który jak na razie nie miał końca. Dało się usłyszeć prześliczne śpiewy najróżniejszych ptaków, a za drzewami pojawiały się od czasu do czasu sarny. Byłam szczęśliwa!
    Teraz wszystko zdaje się być lepsze. Wiem już teraz, co tak naprawdę czuję do Klausa. Jest to prawdziwa miłość i nie mam już tych wcześniejszych obaw, że to co on do mnie czuje jest tylko na chwilę. Wiedziałam, że to prawdziwe uczucie.
    Jedyne czego się mogłam obawiać, to to co stało się wczoraj na dyskotece szkolnej. Nie rozumiałam tego. Mam uważać na cienie? Przecież to absurdalne, niedorzeczne. To wszystko było jakieś dziwne. Musiałam się dowiedzieć czegoś o tym, a jedynym moim źródłem była moja przyjaciółka - Bonnie. Tak dawno jej nie widziałam! Nie miałam bladego pojęcia, co u niej słychać. Ten czas leci tak szybko. Niedługo mogę stracić ją, Elenę, Matt'a. Oni są ludźmi, a ja wampirem i nic już tego nie zmieni.
   - Caroline, kochanie co się stało?
    Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że z oczu lecą mi łzy. Moje szczęście nie trwało długo. Dopóki nie przypomniałam sobie o moich przyjaciołach byłam tak radosna. Cieszyłam się, że on jest obok mnie i się o mnie troszczy. Był moją nagrodą na którą z pewnością nie zasłużyłam.
    Obróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. Otarłam łzy wierzchem dłoni i spuściłam głowę. Byłam naprawdę smutna.
   - Nic, po prostu pomyślałam o tym, że za pięćdziesiąt lat moi przyjaciele mogę już nie żyć, a gdyby nawet jeszcze byli na tym świecie, to nie mogłabym być wtedy przy nich. Kto wie możliwe że niedługo zginę. Ten czas tak szybko leci. Powinnam spędzić go z nimi póki jeszcze mogę, ale jak na razie to moja więź z nim zanikła.
    Poczułam na podbródku jego palce; wskazujący i kciuk. Uniósł mą twarz do góry i popatrzył mi w oczy, a ja w jego.
   - Jeżeli chcesz mogę odwieźć cię do nich. Wierzę w to, że będę mógł spędzić z tobą wieczność. Nie pragnę trzymać cię pod kluczem. Mów czego chcesz, a zrobię to. Jeżeli tego nie chcesz, to nie musisz być przy mnie cały czas.
    Dopiero teraz spostrzegłam, że stoimy na poboczu. Słowa Klausa dudniły mi w głowie. Chciałam być teraz przy nim i nikim innym. Chcę się nim nacieszyć, bo teraz wiem co on do mnie czuję. Gdy go teraz przy mnie nie będzie, to będę czuć się samotna, nawet gdy obok mnie będzie mnóstwo moich przyjaciół.
   - Zostań ze mną, proszę - pocałowałam go lekko w usta. - Spędźmy ten dzień razem. Jutro zobaczę się z nimi, lecz dziś chcę być przy tobie.
    Na twarzy mojego ukochanego pojawił się śliczny uśmiech, który tak kochałam. Odwzajemniłam go, chodź w moim wykonaniu z pewnością był o wiele gorszy.
    Klaus ponownie odpalił stacyjkę i pojechaliśmy do... no właśnie, gdzie? Nie miałam pojęcia, gdzie on mnie wiezie. Zresztą nie obchodziło mnie to; liczył się on i cały ten czas spędzony właśnie z tą osobą, którą tak bardzo kocham.
    Chwyciłam go za dłoń. Klaus zacisnął uścisk i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jego radość odbijała się na mnie. Gdy on był szczęśliwy to i ja, gdy się smucił byłam smutna wraz z nim. Jego uczucia były również moimi. Kochałam go i chciałam mu to okazać, a to był chyba najlepszy sposób. Pokazywałam mu, że jestem częścią niego.
    Jechaliśmy jeszcze około dwudziestu minut. Popatrzyłam przez szybę auta i ujrzałam drewniany domek. Otaczał go ogromny las. Nie wiedziałam gdzie się znajdujemy i do kogo on należy.
    Za nim zdążyłam się obejrzeć, Klaus otwierał mi drzwi. Podał mi dłoń, którą chwyciła i wysiadłam ze samochodu. Rozejrzałam się jeszcze. Było to przepiękne miejsce. Ciche, spokojne i z dala od ludzi. Od małego uwielbiałam takie domki w środku lasu.
    Obróciłam się na pięcie do mojego ukochanego, który jak na razie skupił swoją całą uwagę na mnie, i chwyciłam go za obie dłonie. Uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
   - Podoba ci się? - Zapytał.
   - Tak i to nawet bardzo. Mogę wiedzieć do kogo on należy i co tu robimy?
   - Kupiłem go już kilka lat temu, ale nie miałem okazji go wyremontować. - Obrócił mnie tak, bym patrzyła na domek. Przytulił mnie od tyłu i trzymał za ręce. - Pomyślałem, że to świetna okazja. Możemy spędzić tu tyle czasu ile tylko będziesz chciała. - Zaśmiałam się.
   - Niestety nie zostaniemy tu zbyt długo. - Obróciłam się do niego. - Nie mam żadnych ubrań i ty na pewno też nie.
    Klaus objął mnie w pasie.
   - Możemy po nie pojechać.
    Przybliżył mnie do siebie i zaczął muskać moją szyję. Położyłam swoje ręce na jego szyi i czekałam na dalszy ciąg wydarzeń.
    Poczułam jak odrywam się od ziemi, a Klaus tuli mnie do siebie. Trzymając mnie na rękach i całując mnie w usta, poszedł w stronę domku. Cały czas miałam zamknięte oczy. Cieszyłam się tą chwilę. Z nim czułam się jak księżniczka w swojej własnej bajce.
    Klaus położył mnie na łóżku, przynajmniej tak mi się zdawało, ponieważ leżałam teraz na czymś bardzo miękkim, i dopiero teraz otworzyłam oczy i spojrzałam na mojego księcia. Patrzyliśmy na siebie tak przez chwilę, aż znowu zanurzyłam swoje usta w jego. Pocałunek był długi i namiętny - przepełniony miłością, jaką do siebie żywiliśmy.

                                                                 *

    Zapukałam do drzwi od domu Eleny. Wcześniej zdążyłam się przebrać w brązowe rurki i białą bokserkę, ponieważ ciuch w których znalazłam się w domku w lesie zostały rozszarpane. Na same to wspomnienie zaśmiałam się sama do siebie.
    W głowie ułożyłam sobie wcześniej, co powiem mojej przyjaciółce, lecz teraz to wszystko wyparowało. Niestety będę musiała improwizować, a w tym byłam kiepska, szczególnie wtedy gdy byłam bardzo zdenerwowana, ponieważ nie wiedziałam co mam powiedzieć.
    Moje pukanie powtórzyło się jeszcze dwa razy, aż Elena w końcu łaskawie otworzyła mi drzwi wejściowe.
   - Caroline, a co ty tu...
   - Musimy porozmawiać. - Elena popatrzyła na mnie pytająco. - To ważne. - Przyjaciółka gestem dłoni zaprosiła mnie do środka.
    Weszłam do salonu, a za mną Elena. Zdziwiłam się na widok wszystkich zebranych. Bonie, Stefan, Damon... nie zostałam zaproszona, a po ich minach wiedziałam o co im chodzi. Dziś miał się odbyć ten bal u pierwotnych, a ja miałam zająć się Klausem, lecz nie miałam zaproszenia na to zebranie. Pff...
   - Zebranie beze mnie? - popatrzyłam na wszystkich.
   - A skąd wiesz Barbie o co chodzi? - Damon popatrzył na mnie i oparł się o fotel.
   - Czytam ci w myślach, zresztą dziś ten bal, więc nie trudno się dowiedzieć.
    Usiadłam na fotelu obok Bonnie, zaś Elena obok Stefana. Rozejrzałam się po wszystkich. Omówiliśmy co i jak i po dziesięciu minutach całe zebranie zakończyło się.
    Właśnie wychodziłam, gdy Elena zatrzymała mnie. Popatrzyłam na nią pytająco.
   - Miałaś mi powiedzieć coś ważnego. - No tak, całkowicie wyszło mi to z głowy!
   - Innym razem, dobrze? Dziś jest ten cały bal, więc przygotujmy się do niego. Porozmawiamy o tym kiedy indziej.
   - Jasne.
    Wyszłam z mieszkania Eleny i pokierowałam się w stronę mojego samochodu. Po drodze wyciągłam kluczyki do auta.

środa, 20 czerwca 2012

20 Rozdział

Caroline:


    Wpatrywałam się w Klausa i czekałam, aż w końcu powie to, co ma. Mój ukochany położył łokcie na stole. Popatrzyłam w jego oczy, a on w moje. Jego były takie hipnotyzujące, piękne...
   - Caroline - zaczął. - Ja muszę wyjechać.
    Oparłam się o krzesło i popatrzyłam w bok na kilka sekund. Poczułam, jak moje oczy stają się wilgotne. Nie chciałam doprowadzić do płaczu. Spojrzałam ponownie w jego oczy.
   - A co ze mną? - W końcu się odezwałam, ponieważ przez dłuższą chwilę milczałam. - Mówisz mi to tak nagle. Myślałam, że jestem dla ciebie kimś więcej. - Wstałam gwałtownie z krzesła i chwyciłam swoją torebkę, która leżała na stole. - Po co mnie tu zapraszałeś? Nie lepszy był telefon, jeżeli nic do mnie nie czujesz?
    Klaus wyglądał, jakbym go czymś zaskoczyłam. A co on sobie myślał?! Że zacznę skakać z radości?! Wybiegłam z restauracji. Z oczu same polały mi się łzy.
    Szukałam kluczyków w mojej kopertówce, ale na moim nadgarstku poczułam jego ciepłą dłoń. Obrócił mnie tak, abym patrzyła mu prosto w oczy. Byłam przerażona jego zachowaniem. Wyglądał na zdenerwowanego, ale lepszym określeniem byłoby wściekły. Nie wiedziałam co w niego wstąpiło.
   - Zostaw mnie! - Krzyknęłam. Nie miałam ochoty na niego dłużej patrzeć.
   - Caroline, to nie tak...
   - A jak?! - Mój krzyk rozniósł się po okolicy.
   - Chcę w końcu zostawić Mystic Falls za sobą. Zresztą to miasto mnie już nudzi, a...
   - Ja też cię nudzę... - wyszeptałam przez łzy. Nie było to pytanie.
   - Nie. To ty jesteś tu czymś najlepszym co mnie spotkało.
   - To wszystko stało się za szybko.
    Wyrwałam mu się i oparłam się o samochód. Teraz zdałam sobie sprawę, że to wszystko: zauroczenie, zakochanie, miłość stało się za wszystko i to bardzo. Może to przeznaczenie? Nie, nie prawda. On chce mnie opuścić.
   - Gdzie? - Popatrzyłam ponownie na niego i otarłam łzy.
   - Co...
   - Gdzie wyjeżdżasz?
   - Myślałem o Mediolanie. Lecz za nim cokolwiek powiesz, chciałbym podać ci moją propozycję.
    Od razu mój wzrok uniósł się. Spojrzałam w jego oczy. Nie miałam pojęcia o co może mu chodzić. Kilka myśli nasuwało mi się, ale rezygnowałam z nich; chciałam usłyszeć od niego, to co mi chce zaproponować.
     Kontynuował, widząc, że nic nie mówię.
   - Jeżeli byś tego chciała, to mogłabyś pojechać ze mną. Wiem, że masz tu szkołę, ale masz przed sobą całą wieczność! Włochy to piękny kraj. Pragnę podziwiać go razem z tobą.- Chwycił mnie za dłonie i uniósł je wyżej. - Byłem tam mnóstwo razy, ale dzięki tobie będę się czuł tak, jakbym był tam pierwszy raz.
    Nie miałam bladego pojęcia, co mam powiedzieć. Poczułam się głupio, ponieważ tak się na niego wydarłam. Nie wiedziałam, że zapragnie zabrać mnie ze sobą. Zresztą nie mogę jechać, co ja powiem przyjaciołom? Nie, nie mogę.
   - Tak! - Rzuciłam mu się w ramiona. Nie potrafiłam mu odmówić. Nie wiedziałam, co ma w tej chwili zrobić. Czułam się bezbronna... Słowa wypływały ze mnie nie takie, jakie chciałam.
   - Naprawdę? - Postawił mnie na ziemi.
   - Chyba tak - obróciłam głowę. Zachowywałam się jak idiotka! Raz mówiłam coś innego, a zaraz to zmieniałam.
   - Jeżeli nie chcesz...
   - Chcę! Ale co ja powiem Elenie, Bonnie i całej reszcie? Wyjeżdżam z Klausem do Włoszech i nie przejmujcie się tym. Wiem, że chcecie go zabić, ale tego nie róbcie, chodź was skrzywdził? - Popatrzyłam na niego pytająco.
   - Caroline... Kocham cię, jak nikogo wcześniej. Nie powiedziałem ci tego wcześniej, nie powiedziałem tego co czuję, gdy miałem na to tyle okazji. Trudno mi jest się kontrolować przy tobie. Mam ochotę zatopić swoje usta w twoich, pragnę mieć cię tylko dla siebie. Nie wytrzymałbym zbyt długo w Mediolanie bez ciebie. Zwariowałbym. Na pewno bym wrócił po tygodniu. Jedź ze mną! Możemy tu przyjechać kiedy tylko tego zapragniesz, ale nie mów mi nie. Jesteś dla mnie wszystkim co mam. Moją drugą połówką. Kocham cię i nigdy nie przestanę. Jedź ze mną, błagam Caroline. Kocham cię, tak bardzo cię kocham...
    Odebrało mi głos. Nie wiedziałam co powiedzieć, jaki ruch wykonać. To wszystko było takie piękne. Nie liczyło się to gdzie mi to powiedział i w jakiej sytuacji byłam przed chwilą, ale było tu najważniejsze to, że on mnie kocha i nie chcę tego ukrywać. Teraz znałam już dobrze swoją decyzję.
    Położyłam mu swoje ręce na szyi, a usta złączyłam z jego. Nie pragnęłam niczego więcej, tylko jego. Chciałam być z nim na zawsze. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego u boku.
    Oderwałam się od niego.
   - Klaus, kocham cię. I jestem teraz pewna mojego wyboru. Kocham cię i chcę spędzić z tobą wieczność. - Ponownie nasze usta odnalazły się.
    Jego lewa dłoń błądziła na moich plecach, a prawa była zanurzona w moich włosach. Odchyliłam głowę do tyłu. Na szyi czułam jego wargi, które muskały moją skórę. Nagle przestał, więc spojrzałam na niego pytająco. Zaśmiał się.
   - Nie sądzę, aby miejsce publiczne było najlepszym miejscem do takich rzeczy - dołożyłam do jego śmiechu. Całkowicie zapomniałam o tym, gdzie się znajdujemy.
    Klaus zniknął. Zaczęłam szukać go wzrokiem i od razu go znalazłam. Stał przy swoim mercedesie z otwartymi drzwiami od strony pasażera. Podeszłam do niego.
   - A co z moim autem?
   - Nie bój się o nie.
    Uwierzyłam mu i wsiadłam. Zamknęły się za mną drzwi i po chwili koło mnie siedział mój ukochany. Wreszcie powiedziałam mu te dwa magiczne słowa: kocham cię. Wciąż nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się tu przed chwilą wydarzyło. Wyznał mi to o do mnie czuje. Nie potrafiłam dalej opanować swoich łez.
   - Dlaczego płaczesz, Caroline? - Położył mi swoją dłoń na moim kolanie.
   - To tylko przez ciebie.
    Cmoknęłam go w usta. Uśmiechnął się i po kilku sekundach ruszyliśmy. Byłam pewna, że nasz cel to jego dom, ale po kilku minutach zmieniłam zdanie. Jechaliśmy w całkiem przeciwnym kierunku. Zapytałam się go, gdzie mnie zabiera, ale on tylko się zaśmiał i powiedział, że to niespodzianka. Ufałam mu, więc byłam rozluźniona i czekałam na to, aż w końcu znajdziemy się na miejscu.

czwartek, 14 czerwca 2012

19 Rozdział


Caroline:


 Wstałam przed południem. Obudził mnie wiatr, który muskał moją twarz i lewę ramię. Podniosłam się z łóżka i zamknęłam okno, ponieważ był przeciąg. Nie pamiętam, bym otwierała okno na noc. Rozejrzałam się po pokoju i dopiero teraz ujrzałam kremową kopertę na szafeczce nocnej. Był tu, pomyślałam i zaśmiałam się pod nosem.
   Zabrałam kopertę do ręki i sprawnym ruchem otworzyłam ją. W środku znalazłam ozdobną karteczkę. Od razu zabrałam się za czytanie. Treść była dla mnie bardzo miła.

         Mam nadzieję, że pamiętasz to, co wczoraj mi zaproponowałaś. Ja bowiem tak.
      Czy mogłabyś sprawić mi tą przyjemność i wybrać się dziś ze mną na obiad? Byłbym
      zaszczycony, ale zrozumiem jeśli odmówisz. Jednak jeżeli zapragniesz się ze mną 
      potkać, to będę na ciebie czekał w restauracji ,,Délicieux" o godzinie czternastej.
         Przepraszam, że sam po ciebie nie przyjadę, jak powinno być, ale zdołam ci to 
       jakoś wynagrodzić. Mam nadzieję, że cię nie zawiodę i spędzisz ze mną całe   
       popołudnie.                                                                                           Klaus


     Jeszcze chwilę patrzyłam na kartkę. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Spojrzałam na zegarek. Była jedenasta czterdzieści siedem. Miałam około dwóch godzin na przygotowanie się, a nie miałam pojęcia, co mogę na siebie włożyć. Byłam w rozsypce!
     W tym wszystkim przypomniało mi się, jak byłam jeszcze człowiekiem i Salvatorowie nie zawitali do naszego miasta. Pamiętam, jak godzinami stroiłam się na randki, które miałam co każdą sobotę. Byłam tak samo radosna, ale też zła że nie mam co na siebie włożyć.
      Wzięłam głęboki oddech i odłożyłam kopertę z listem na szafkę nocną, tam gdzie ją znalazłam. Pobiegłam do kuchni i wyjęłam z lodówki woreczek z krwią. Otworzyłam go i zanurzyłam swoje usta w rozkoszy. Życiodajny płyn rozgrzewał mój przełyk za każdym połknięciem. Moje podniebienie było w raju. Nagle wszystko się skończyło i puste opakowanie musiałam wyrzucić.
   - Czas w coś się ubrać - spojrzałam na swoją pidżamę w znaczki chińskie i pierwsze co mi przyszło do głowy, czy Klaus mnie w tym zobaczył, bowiem miałam na sobie długie spodnie i pasującą do nich koszulę.
    Poszłam do mojego pokoju i zajrzałam do szafy. Przeszukałam całą szafę i jedyna sukienka, która mi się spodobała była kremowa z kwiatkami bez ramiączek, a u dołu rozszerzana kończyła się o około dwudziestu centymetrów przed kolanami. Ucieszyłam się z mojego wyboru, bo teraz spokojnie mogłam się zastanowić jakie wybrać buty, torebkę i biżuterię w wannie rozkoszując się przy tym ciepłą wodą.
     Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak czas szybko mija. W niecałą minutę stałam owinięta ręcznikiem i suszyłam włosy. W wannie przeleżałam prawię godzinę, co zmniejszało moje szansę, bym przyszła na umówioną godzinę.
      Wysuszone włosy zostawiłam rozpuszczone, lecz z obu stron głowy wzięłam cienkie kosmyki, które zapięłam z tyłu, zostawiając grzywkę z przodu. Spojrzałam w lustro i westchnęłam. Czy ja dobrze robię, że tam idę? Czy to nie jest jakiś podstęp, że gdy tylko tam przyjdę to okaże się, że nie ma tam żadnej restauracji, tylko miejsce mojej śmierci?
    - Raz się żyje - zaśmiałam się, gdyż byłam nieśmiertelna, ale zamierzałam stawić tam się o danej godzinie.                                                                                                                   Przede mną znajdowała się masa moich kosmetyków. Wybrałam z nich brązer, jasne kremowe cienie, tusz wydłużający rzęsy i błyszczyk w odcieniu moich ust, znaczy był podobny, ale nie doskonale mógł podkreśli je tym kolorem, co są. Po niecałych dwóch minutach byłam gotowa; wystarczyło tylko ubrać sukienkę, kremowe szpilki i małe perły w postaci kolczyków. Popatrzyłam na zegarek. Była już trzynasta czterdzieści, więc pobiegłam do łóżka, ponieważ na nim pozostawiłam ubranie.
     Gotowa wyszłam z domu. Do mojej czarnej kopertówki włożyłam telefon, portfel, prawo jazdy i dowód. Nie potrzebowałam więcej i by się zresztą nie zmieściło. Wsiadłam do samochodu i wybrałam na GPS restaurację do której zaprosił mnie Klaus.
      Jechałam około piętnastu minut. Nie raz przejeżdżałam obok tego budynku, ale nigdy nie miałam okazji tam zjeść, gdyż nikt mnie tam nigdy nie zaprosił i ceny były strasznie drogie. Wiedziałam, że dla Klausa nie jest to żaden problem, lecz nie chciałam by za mnie płacił, jeżeli to zamierza, gdyż oficjalnie nie jesteśmy ze sobą... przynajmniej tak mi się wydaje, sama już nie wiem jak jest i mam nadzieję, że dziś to wyjaśnimy.
       Restauracja na zewnątrz była w stylu prowansalskim. Uwielbiałam takie; bardzo podobało mi się ich wykonanie. Chciałam, jak najszybciej znaleźć się w środku... chciałam go zobaczyć... chciałam być w jego ramionach... Tak dużo chciałam, ale czy dałoby radę to wszystko spełnić?
       Weszłam do środka. Ściany były białe, lecz w niektórych miejscach były drewniane boazerie w jasnym brązie. Na przeciw wejścia stał ogromny bar, a wszędzie były rozłożone dość małe stoliczki cztero, trzy lub dwu osobowe. Na samym wejściu można było zauważyć wiele obrazów, kwiatów i figur. Wszystko było takie śliczne!
        Niektóre stoliki były zajęte, ale mało które. Przeważnie można była zauważyć dwoje ludzi - kobietę i mężczyznę. Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoi obok mnie o blond włosach kelner.
    - Pani Caroline Forbes? - Popatrzyłam na niego i pokazałam mu półuśmiech.
    - Tak, to ja.
    - Proszę za mną. Pan Michaelson czeka na panią - pokazał mi drugie pomieszczenie, którego wcześniej nie zauważyłam.
         Poszłam za nim. Weszliśmy do pokoju, który wcześniej wskazywał. Był bardzo podobny do tego na wejściu, ale mniejszy i skromniejszy jeżeli chodzi o różnego typu obrazy. Rozejrzałam się. Nie było tam nikogo oprócz jednego mężczyzny. Uśmiechnął się do mnie, a ja to odwzajemniłam. Przedtem może byłam szczęśliwa, ale to dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo. W moim brzuchu poczułam przyjemny ucisk. Patrzyłam się cały czas w jego oczy. Gdyby nie wszyscy obecni to pewnie krzyknęłam bym, ale wiedziałabym, że Klausa szybko bym od siebie odstraszyła.
    - Proszę usiąść tam. Nie ma pani żadnej kurtki? - Z moich zamyśleń wyrwał mnie kelner.
    - Nie, nie ma - mój wzrok był cały czas zwrócony na Klausa.
    - To ja nie będę już przeszkadzał. Jedzenie niedługo powinno zostać przyniesione.
    - Dziękuje - blondyn odszedł. Na jego twarzy ani razu nie było uśmiechu, tylko znudzenie.
          Nie przejmowałam się już tym kelnerem. Teraz ważny był tylko jeden mężczyzna, który cały czas uśmiechał się do mnie. Stałam jeszcze kilka sekund, aż w końcu podeszłam do stolika. Nawet nie zauważyłam, jak Klaus wstał i znalazł się obok mnie.
    - Jednak przyszłaś - wyszeptał mi do ucha. Na karku poczułam jego oddech.
    - Nie mogłam odmówić, byłoby to niegrzeczne z mojej strony.
          Klaus odsunął mi krzesło. Usiałam, trzymając sukienkę od tyłu, by się nie zmięła. Niklaus znalazł się na drugim na przeciw mnie. I znów ten jego szarmancki uśmiech...
          Podniósł butelkę z winem i nalał mi i sobie do kieliszków. Patrzyłam, jak czerwony napój wypełnia dno. Było tak samo, jak ze mną. Gdy Tyler mnie zdradził, byłam pusta, a Klaus wypełniał mnie każdego dnia, aż w końcu stałam się pełna, lecz wciąż lał, chodź już szczęście się ze mnie wylewało.
           Oboje podnieśliśmy kieliszki do góry i upiliśmy po małym łyku. Cały czas patrzyłam na niego, a on na mnie. Nasze wzroki mówiły więcej, niż słowa.
    - Caroline... - do moich uszu dobiegł aksamitny baryton Klausa.
    - Tak? - Położyłam kieliszek na stole i popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
    - Powinienem ci to powiedzieć wcześniej, ale teraz jest chyba odpowiednia chwila... - każdego jego słowo wlatywało we mnie. Byłam ciekawa o co może mu chodzić. Patrzyłam tylko na niego i słuchałam.
     
_______________________________________________________________________

I jak? Moim zdaniem rozdział nie należy do najlepszych, lecz bardziej do tych gorszych. Przynudza, prawda? Następnego rozdziału możecie się spodziewać w niedzielę, ale nie obiecuję, ponieważ w końcu mam działającą klawiaturę i nie muszę używać ekranowej, więc rozdziały będą dłuższe, chodź ten nie był, aż tak. W poniedziałek i wtorek na pewno nie będzie i nie będę pisać, bo jadę na dwudniową wycieczkę z klasą. Komentujcie!

niedziela, 10 czerwca 2012

18 Rozdział

Caroline:


    Starałam się odsunąć od siebie Klausa, ale wiedziałam, że moje starania są nic warte, przecież to pierwotny, a do tego pijany! Nie miałam pojęcia co w niego wstąpiło; pragnęłam tylko by dał mi w tej chwili spokój. Czułam, jak zdziera ze mnie koszulę, a następnie dresy, przez co zostałam w samej bieliźnie. Nie zamierzałam zostać naga, a do tego brakowało mi niewiele.
    Klaus całował mnie po całym ciele i nie były to delikatne pocałunki, tylko bardziej szarpanie mojej skóry. Nie miałam, jak go powstrzymać, był za silny. Zacisnęłam powieki i czekałam na to co się stanie. Byłam przestraszona i to bardzo.
     Nagle wszystko ustało. Otworzyłam powieki. Klaus siedział na sofie. To chyba koniec, pomyślałam i zaczęłam się ubierać. Nie traciłam go z oczu w razie, gdyby chciał wszystko powtarzać.
   - Caroline, podejdź - założyłam koszulkę i, nie wiedząc czemu, podeszłam do niego.
     Chwycił mnie za dłoń i przyciągnął do siebie. Usadowił mnie tak, bym siedziała na jego jednej nodze i mógł na mnie patrzeć. Objął mnie rękoma w pasie.
   - Przepraszam - co?! Byłam całkowicie zdziwiona. Czuć od niego alkohol i to bardzo, a on sobie odpuszcza. To nie było w jego stylu. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło. To prawda, nie zawahałbym się, gdyby był to ktoś inny, ale ciebie nie skrzywdzę. Nigdy.
   - Klaus, jesteś pijany. Lepiej wróć do domu, mogę cię nawet odwieźć. - Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć na tamto, a szczególnie, że jest w takim stanie. - Możemy się jutro spotkać, jeśli chcesz. Nie jesteś teraz sobą.
   - Jesteś zła - nie było to pytanie, ale stwierdzenie i to bardzo wyraźne.
   - Tak, jestem. A ty byś nie był, gdybym przyszła do ciebie pijana i rzuciła się na ciebie wbrew twojej woli? - Spojrzałam na niego surowo. Zaśmiał się.
   - Byłbym w siódmym niebie - wstałam i wskazałam na drzwi. Popatrzył na mnie, a w jego oczach widać było rozbawienie.
   - Jak wcześniej już powiedziałam, powinieneś już iść. Przedtem proponowałam ci, że cię podwiozą, ale cofam to. Spotkamy się jutro lub na balu? Dobrze?
   - Przyjdziesz? - Wstał i stanął w progu mieszkania. Przyglądał się cały czas mojej twarzy.
   - Tak, będę - mówiąc to, zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o nie. Byłam zmęczona całym tym zajściem.
    Przymknęłam powieki i wsłuchiwałam się w odjeżdżający samochód. Miałam nadzieję, że do południa już go nie zobaczę. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Było po czwartej w nocy, więc postanowiłam się przespać. Miałam jutro szkołę, ale postanowiłam jutro nie iść; byłam wyczerpana. Tak, wiem. Pierwszy tydzień, a ja robię sobie wagary.
    Poszłam do mojej sypialni i weszłam pod cieplutką kołderkę i czekałam, aż morfeusz zabierze mnie do krainy snów. Nie trwało to długo; moje zmęczenie dało nade mną wielką przewagę. Przed snem myślałam o Klausie i jak będzie wyglądać nasza przyszłość. Moi przyjaciele sądzili, że jesteśmy wrogami i ich udawaliśmy, a dokładnie ja. Wciąż nie mogłam okazać mu mojej miłości przy innych. Chciałam o tym wszystkim pogadać z moimi przyjaciółkami, wygadać się i obmyślać, jak go poderwać, chodź nie było to potrzebne. Do głowy przyszły mi dawne czasy, jak to ja, Elena i Bonnie spotykałyśmy się prawie codziennie   w Grill'u i rozmawiałyśmy o sprawach sercowych. Wymieniałyśmy, którzy są przystojni, którzy obleśni i oceniałyśmy każdego w skali od jeden do dziesięć. Chciałabym wrócić do tych czasów, dni...
    Nie mamy już wspólnych dni, a nasza przyjaźń zanika i boję się, że niedługo już jej nie będzie. Każda ma teraz własne sprawy, problemy, życie. Jestem sama; nie mam już przyjaciół, są tylko znajomi, którzy zawsze mają tylko jeden cel i ten sam co ja. Jesteśmy tylko grupką, która ciągle pakuje się w jakieś gupstwa, oczywiście każda osoba z osobna, ale inni jej pomagają, a potem się rozchodzimy i wracamy do własnych spraw.

Klaus:


    Wszedłem do mojego mieszkania i cudem pod drodze nic nie zepsułem i nie wjechałem w żadne lampy lub kosze. Powoli trzeźwiałem, ponieważ wampiry szybciej dochodzą do siebie, ale to nie znaczy, że nie potrafimy być w okropnym stanie w jakim jeszcze i tak jestem.
     Szedłem po schodach w niezwykle powolny tempie. Byłem zmęczony i jedyne czego chciałem, to mojego łóżka. Brakowało mi tam niestety przepięknej blondynki, która jest na mnie nieźle wkurzona, ale jakoś potrafiłem to przeżyć.
     Rzuciłem się na nie i od razu zasnąłem. Na szczęście nic mi się nie śniło, nie miałem na takie coś ochoty. Chciałem tylko spokojnej nocy, ale bałem się, że ona tam się pojawi i nie będzie do cudowny sen, tylko koszmar. Już nie raz mi się śniła, ale tym razem nie. Mogłem do tego zdania dodać, że każdy z nich był koszmarem.
     To co zrobiłem Caroline, było tylko moją głupotą, którą nie potrafiłem powstrzymać i jeszcze moje podniecenie jej osobą. Wszystko teraz wydawało się dla mnie inne - lepsze. A to tylko dzięki niej. Czyli to jest prawdziwa miłość. Nie pamiętam już jej z czasów, gdy byłem człowiekiem. Nie powiedziałem jej jeszcze ,,kocham cię", ale i ona tego nie uczyniła. Sam nie wiedziałem, jak się za to zabrać. Pierwszy raz byłem tak zawstydzony przy kobiecie. Czułem się z tym dziwnie.
     Nie byliśmy w związku. Wydawało się, że jesteśmy kochankami tylko na chwilę; tak bardzo tego nie chciałem.
     Pragnąłem spędzić z nią całe wieki.
     Każdy dzień być przy niej.
     Cieszyć się jej obecnością codziennie.
     Bronić jej.
     Nie byłem do końca pewien tego co robię. Nie sterował mną umysł, tylko serce, które wyrywało się do niej i tylko do niej. Muszę powiedzieć jej co do niej czuje, ale nie mam pojęcia jak. Zawsze potrafiłem mówić miłe słówka do kobiet i rozkochiwać je w sobie i to tylko dla jednego. Teraz tak nie było i to nie tylko dla tego, że żywię do niej mocne uczucie, lecz i dlatego, że ona jest inna. Nie jest jedną z tych dziewczyn, które są łatwowierne i puszczają się tylko za to, że powie się do niej, że jest piękna i wiele więcej komplementów, Caroline była trudna do rozgryzienia.

_______________________________________________________________

I jak? Mi się podoba, ale nie należy do najlepszych. Dziękuje za te wszystkie komentarze i tyle wejść! Rozdział miał być wczoraj, ale byłam u przyjaciółki na noc i nie mogłam go dokończyć. Liczę na wasze komentarze i zapraszam na mój drugi blog: Esme i Carlisle

wtorek, 5 czerwca 2012

17 Rozdział

Caroline:


      Szłam krok w krok za Eleną i Stefanem. Wyglądali na takich szczęśliwych. Zazdrościłam im, że mają siebie nawzajem. Cieszę się, że moim przyjaciółką się powodzi i nie mają żadnych problemów miłosnych. Bardzo chciałam zobaczyć chłopaka Bonnie, ale bałam się, że poczuję się gorzej, gdy ujrzę ich oboje wtulonych w siebie. Przynajmniej taki obraz miałam w głowie.
     W uszach dudniła mi muzyka. Przedzierałam się przez tłum tańczących osób i większą połowę znałam, albo widziałam kiedyś, a tą resztę nigdy w życiu nie poznałam i nawet nie wiedziałam, że chodzą z nami do szkoły. Mieszkam tu od dzieciństwa, a większość ludzi w ogóle nie znam.
      Przeszliśmy przez cały korytarz. Spotykaliśmy po drodze kilka osób z puszką piwa w ręce. Rozmawiali i śmiali się, tak bardzo mi tego brak. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio nie było jakiejś awantury.
     Weszliśmy do sali historycznej. Zastanawiałam się czemu akurat tu. Popatrzyłam pytająco na Elenę.
   - Bonnie chciała by poznałaś go tu, by nikt nam nie przeszkadzał.
   - Co? - Zatrzymałam się w drzwiach. O co jej mogło chodzi? Nic z tego nie rozumiałam.
   - Chodź - zawołał mnie Stefan i uśmiechnął się do mnie.
      Niepewnie weszłam do środka. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Nie znajdowałam się w naszej szkole i byłam tego pewna.
       Zaczęłam nawoływać Elenę, potem Stefana i na końcu Bonnie. Nikt się nie odzywał. Stałam na jakimś granatowym podłożu, a w koło mnie słyszałam różne głosy; szepty najróżniejszych osób ogarniały moją głowę.
   - Nie powinnaś tego robić... - to usłyszałam bardzo wyraźnie.
   - Czego?
   - Ona go zabiję.
   - Kto? Kogo? - Nic z tego nie rozumiałam.
   - Uważaj i szczerz się cieni!
   - Jakich cieni? O co ci chodzi?! - Kręciłam się w koło, by dostrzec cokolwiek, ale było to na marne.
        Nagle znalazłam się w sali historycznej i nikogo przy mnie nie było. Byłam przerażona tym wszystkim i musiałam się jak najprędzej dowiedzieć o co chodzi. Wiedziałam, że muszę powiedzieć to moim przyjaciołom, ale coś w środku podpowiadało mi, że to zły pomysł. Muszę się dowiedzieć co to było i kto to są ci cienie. Jednak nie to było teraz najważniejsze. Zastanawiało mnie to, kto kogo zabije, gdyż nie chciałam, by ktoś z moich bliskich zginął. Już mam dość ofiar, nie pragnę następnych. 
         Wybiegłam z sali i skierowałam się w stronę wyjścia. Miałam na dziś już dość wrażeń. Po drodze zadzwonię do Eleny i powiem, że kiedy indziej przedstawią mi tego chłopaka.
          Rozejrzałam się po parkingu w poszukiwaniu mojego samochodu. Nigdzie nie mogłam go wypatrzeć. Byłam pewna, że zaparkowałam go obok czarnego mercedesa, którego wcześniej tu nie było... O nie, Klaus! Jeszcze jego mi tu brakowało! Wampirzym tempem pobiegłam w stronę domu

Klaus:

          Szedłem prosto w stronę Rebekah, która śmiała się z jakimiś chłopakami. Byłem na nią wściekły, ponieważ nigdzie nie widziałem Caroline. Okłamała mnie, pomyślałem i ostro obróciłem ją w moją stronę. Popatrzyła na mnie z tym swoim kretyńskim uśmieszkiem.
   - Nie ma jej tu, okłamałaś mnie - zaśmiała się i usiadła na krześle.
   - No i co z tego? Powinieneś przestać o niej myśleć! Zabaw się! Masz tu pełno dziewcząt, które na pewno są lesze w łóżku, niż ta blondi.
           Popatrzyłem na nią gniewnie. Nagle zmieniłem wyraz twarzy i uśmiechnąłem się do niej.
   - Masz rację - powiedziałem to i już miałem odchodzić. Rebekah właśnie zajadała się truskawką. Z całej siły uderzyłem ją w policzek.
           Nikt tego nie zauważył, gdyż zrobiłem to w wampirzym tempie, ale Rebekah poczuła to. Spojrzała na mnie, a w jej oczach było widać złość. Obróciłem się i wyszedłem.
           Chciałem się spotkać z Caroline, ale nie wiedziałem gdzie jest. Pierwsze co mi wpadło do głowy, to było to, że pojechała do domu, ale zaraz pomyślałem o ,,Grill", gdyż często tam ją widywałem. Wsiadłem do mojego samochodu i pokierowałem się w stronę baru. Jechałem około pięciu minut.
           Zaparkowałem pod budynkiem i wyszedłem z wozu. Otworzyłem drzwi wejściowe i wszedłem do środka. Rozejrzałem się i nigdzie nie ujrzałem blond piękności. Możliwe, że chce być teraz sama, a ja znowu ją zdenerwuję, pomyślałem i podszedłem do lady.
   - Martini. - Kelner pokiwał głową i zabrał się do przygotowywania drinka. Położył go na przeciw mnie.
           Uniosłem martini na wysokość moich oczu. Przyglądałem się napojowi, po czym wziąłem ogromnego łyka, przez co szklanka została pusta. Poprosiłem o jeszcze jedno i jeszcze jedno. Spojrzałem na zegarek. Była trzecia trzydzieści osiem. Podniosłem się z krzesła i wyszedłem nie płacąc. Za sobą słyszałem tylko kelnera, który mówił coś o pieniądzach, ale nie słuchałem go i z wrednym uśmieszkiem opuściłem bar.
            Wsiadłem do auta, wiedząc, że jestem pod wpływem alkoholu. W głowie miałem już wybrany kierunek. Z piskiem opon pokierowałem się w stronę domu Caroline. Byłem bardzo napalony i miałem ochotę zanurzyć swoje usta w biuście mojej blond anielicy.
             Nagle usłyszałem syreny i popatrzyłem w lusterko. Psy, pomyślałem i zatrzymałem się przy drodze, tak samo jak radiowóz. Ktoś stukał lekko latarką w moje okno. Odsunąłem je i patrzyłem przed siebie.
   - Tak panie władzo?
   - Prawo jazdy i dowód osobisty.
   - Naturalnie - sięgnąłem po jakiś papierek i palcem wskazującym kazałem przybliżyć mi twarz. Zrobił to co chciałem.
              Chwyciłem go za kołnierzyk i przybliżyłem jego szyję do moich ust. Moje kły zaczęły się wydłużać.  Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wbiłem się z łatwością w kark i sączyłem przepyszny płyn. Delektowałem się nim na początku, lecz potem nie wytrzymałem i wyssałem go do końca. Rzuciłem ciało na ziemię i ruszyłem w dalszą drogę. Dobrze wiedziałem, że jest jeszcze jeden. Miałem ochotę na mały pościg.
              Przez chwilę nic nie słyszałem, ale po kilki sekundach jakiś pojazd jechał za mną z ogromna prędkością. Zaśmiałem się i sam przyspieszyłem. Włączyłem muzykę i przygłosiłem na możliwą głośność, przez co jeszcze bardziej zdenerwowałem psa. Byłem z tego dumny, ale przed moimi oczami cały czas była naga Caroline, która tańczyła dla mnie tylko w skromnej bieliźnie.

Caroline:


              Siedziałam przed telewizorem z paczką ciastek i oglądałam jakiś film, prawdopodobnie ,,Kobieta w czerni". Ostatnio to wypożyczyłam, ale nie miała czasu oglądnąć. Mam teraz najlepszą okazję. Cały makijaż zmyłam i siedziałam teraz w jakiś starych dresach i naciągniętej koszuli.
              Nie chciałam teraz myśleć o tym całym zajściu w sali historycznej, dlatego wolałam, aby moje myśli zastąpił jakiś dobry horror. Poprawiłam sobie kucyka i przykryłam się bardziej kocem, przy czym całą uwagę skupiałam na ekranie telewizora.
              Telefon zawibrował, a potem wydał z siebie dźwięk przychodzącego SMSa. Podniosłam się i zabrałam komórkę ze stolika i popatrzyłam na ekranik.
   - Elena... - wyszeptałam i odczytałam wiadomość.

     Gdzie jesteś? Czekamy na sali na ciebie
     już dobre dwie godziny!


                Zabrałam się za odpisywanie z wyjaśnieniami, że byłam zmęczona i poszłam wcześniej do domu. Na końcu SMSa napisałam, że kiedy indziej poznam tego całego Petera. Nie musiałam długo czekać, a treść wiadomości to było samo ,,ok".
                Wyłączyłam telewizor, ponieważ film się skończył i poszłam się umyć, a potem spać. Miałam nadzieję, że nikt nie przerwie mi snu, ale się myliłam.
                Ktoś zaczął pukać do drzwi, więc leniwie wstałam i poszłam zobaczyć kto to. Przecierając zaspane oczy, otworzyłam i zamarłam.
   - Klaus? Ale co ty tu... - nie dał mi dokończyć, tylko zaczął mnie całować i rozbierać, lecz wcześniej zamknął drzwi. Był pijany...

_______________________________________________________________________

Jestem zadowolona z tego rozdziału. Jak wam się podobał? Piszcie w komentarzach, jak wam się podobał i który wystrój bloga był lepszy.